Bayern Monachium nie wygrał żadnego z 4 wcześniejszych pojedynków z RB Lipsk. Bawarczycy w ostatnim czasie zaliczyli także 3 kolejne porażki. Po wczorajszym zwycięstwie Bayeru Leverkusen podopieczni Thomasa Tuchela musieli za wszelką cenę przełamać te dwie serie, jeśli nadal chcieli marzyć o tytule mistrzowskim.
Pierwsza połowa do zapomnienia
Tuchel, który zdaniem niemieckich mediów toczy wojnę z częścią zawodników, postanowił zaufać piłkarzom, którzy podobno są z nim skonfliktowani. Kluczową zmianą było przesunięcie Joshuy Kimmicha na prawą obronę, reszta to głównie sprawdzona jedenastka, jaką znamy z wcześniejszych spotkań. Bayern od początku prowadził grę, ale niewiele z tego wynikało. W pierwszej połowie obserwowaliśmy co prawda 65% posiadania piłki gospodarzy, jednak przełożyło się to jedynie na 2 celne uderzenia (0.35 xG). Najgroźniejszą próbą było uderzenie Harry’ego Kane’a z 5. minuty, gdy futbolówka wylądowała na słupku. RB Lipsk był pod tym względem jeszcze gorszy, tak naprawdę nie zmuszając Manuela Neuera do wysiłku.
Kane aktywny w drugiej połowie
Po zmienia stron, goście spróbowali zaatakować Bawarczyków, jednak gola strzelili gospodarze. Jamal Musiala przyśpieszył atak, dograł piłkę do Harry’ego Kane’a, a ten pokonał Janisa Blaswicha. Dość nieoczekiwanie, kwadrans później na tablicy świetlnej pojawił się remis. Grająca na stojąco defensywa Bayernu skapitulowała przy uderzeniu Benjamina Šeško. Neuer tym razem miał ogromnego pecha, bowiem zmylił go rykoszet — piłka po drodze do siatki trafiła w próbującego interweniować Leona Goretzkę. W doliczonym czasie gry Eric Maxim Choupo-Moting wrzucił piłkę w pole karne, a Harry Kane znakomicie złożył się do uderzenia z woleja. Anglik miał wcześniej zdecydowanie łatwiejsze sytuacje do strzelenia bramki, jednak w efektowny sposób zaliczył swoje 27. trafienie w obecnym sezonie Bundesligi. Do wyrównania rekordu Roberta Lewandowskiego brakuje mu 14 goli w najbliższych 11 kolejkach. Umówmy się, nie jest to wyzwanie nie do pokonania.
Bawarczycy nie zagrali wybitnego meczu, ale przełamali serię porażkę. Thomas Tuchel przez całe spotkanie wydawał się nieobecny i pozbawiony emocji, ale po końcowym gwizdku nie krył uśmiechu. Jasne, perspektywa pościgu za Bayerem nie wydaje się optymistyczna, ale trudno krytykować Bayern za wygraną z jednym z najsilniejszych ligowych rywali.