Jeśli wokół reprezentacji Polski panuje obecnie burza medialna, to kadra Niemiec musi radzić sobie z istnym huraganem. Po rezygnacji Olivera Bierhoffa niemieccy dziennikarze prześcigają się w analizie dalszych losów „die Mannschaft”. Wczoraj, dowiedzieliśmy się, że posadą dyrektora reprezentacji zainteresowany jest Ralf Rangnick. Dziś media potwierdziły, że w roli selekcjonera widzi się Thomas Tuchel. Jednocześnie, Hansi Flick miał jasno postawić sprawę i zadeklarować, że chce kontynuować swoją misję. Dość nieoczekiwanie, zaczęły pojawiać się historie uderzające w jego osobę…
Zdaniem dziennikarzy „SportBild”, Flick od początku faworyzował zawodników Bayernu
Nie ma w tym nic dziwnego, skoro mówimy o jednym z najlepszych klubów świata i trenerze, który jeszcze niedawno pracował z Bawarczykami. Dziennikarze sugerują jednak, że selekcjoner liczył się niemalże wyłącznie z opiniami graczy z Monachium. Po tym, jak zrezygnowano z opaski „OneLove”, Manuel Neuer i Leon Goretzka naciskali, by drużyna wykonała jakiś znaczący gest. Reszta graczy była podobno niechętna. Kilku piłkarzy otwarcie zadeklarowało, że nie zamierza brać w udział w żadnych manifestach. Presja gwiazd wymusiła jednak zbiorowe zasłonięcie ust. No dobrze, ale gdzie w tym wina Flicka? Media wskazują, że selekcjoner przychylał się do wyborów graczy Bayernu. To wszystko.
Uczciwie rzecz ujmijmy, w tym momencie trwa próba punktowania win Hansiego Flicka, nawet jeśli te w rzeczywistości są niewielkie, lub w ogóle ich nie ma. Niemieckie media starają się krytykować selekcjonera za stawianie na Manuela Neuera kosztem Marca-Andre ter Stegena. Czy podważano taką decyzję przed albo w trakcie Mundialu? No właśnie. Nie chcemy doszukiwać się teorii spiskowych, ale wygląda to tak, jakby istniało spore ciśnienie na zwolnienie Flicka. On sam ma w najbliższym czasie odnieść się do zarzutów, ale nieoficjalnie planuje pozostać na stanowisku — w zależności od tego, kto będzie dyrektorem kadry narodowej.
Dlaczego dyrektor DFB to takie ważne stanowisko?
Od 2004 roku Niemcy mieli trzech selekcjonerów. Przez 2 lata kadrę prowadził Jurgen Klinsmann. W tym czasie jego asystentem był Joachim Loew, który następnie przez kolejne 15 lat był pierwszym trenerem kadry. Po objęciu posady jego asystentem został niejaki Hansi Flick. Do czego zmierzamy? W reprezentacji Niemiec od 18 lat kadrę prowadzili bliscy sobie ludzie, a Bierhoff dobrze znał się z każdym z nich i patronował ich pracy. Nie było żadnej rewolucji, nawet gdy odchodził selekcjoner, schedę przejmował jego bliski współpracownik.
Obecna kalkulacja jest dość prosta. Skoro w Niemczech pojawiło się w międzyczasie wielu szkoleniowców odnoszących sukcesy za granicą (Klopp, Tuchel), to dlaczego tkwić przy linii, która ostatnio totalnie zawodzi?
Odejście Bierhoffa jest sygnałem do zmian
W gronie aktualnych kandydatów do jego zastąpienia wymienia się m.in. Frediego Bobicia, Matthiasa Sammera oraz Ralfa Rangnicka. Ten pierwszy jest zwyczajnie szaloną opcją i osobiście uznam, że Niemcy upadli na głowę, jeśli postawią na tak słabego fachowca. Sammer? Podobno nie lubi się z Flickiem, a pytany o możliwość pracy w roli dyrektora DFB, stwierdził, że lepiej nadaje się do tego… Lothar Matthäus. Zostaje Rangnick, który jest co prawda związany z reprezentacją Austrii, ale taka oferta byłaby dla niego spełnieniem marzeń.
Niemcy chcą wielkich zmian, ale muszą zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Dopasowanie selekcjonera i dyrektora DFB musi być rozsądne. Czuć, że u naszego zachodniego sąsiada jest ciśnienie na wielki reset. Pytanie, czy zdecydują się na gruntowane zmiany na 2 lata przed Euro, którego będą gospodarzem.