Manchester City musiał wygrać Ligę Mistrzów. Inter jedynie mógł. Analizując sytuację obu drużyn przed dzisiejszym spotkaniem finałowym, wspominaliśmy, że dawno najważniejsze spotkanie sezonu futbolu klubowego nie miało tak wyraźnego faworyta. Zespół Pepa Guardioli był skazywany na zdobycie upragnionego trofeum — pierwszego w dziejach „Obywateli” i trzeciego w karierze hiszpańskiego szkoleniowca. Pierwszego od 2011 roku i jego odejścia z Barcelony. Inter jeszcze w kwietniu miał rozważać zmianą trenera, ale los pozwolił zagrać w finale Champions League.
Angielski zespół od początku był stroną prowadzącą grę
W pierwszym kwadransie zanotował 62% posiadania piłki, które przełożyło się na dokładnie 0,03 xG. Inter cierpliwie czekał na to, co rywal ma do zaoferowania, momentami starając się wyżej przesunąć linię obrony. City dopiero w 26. minucie potrafiło zmusić Andre Onane do wysiłku, jednak gdy wydawało się, że Manchester zaczyna swoje szarże, kłopoty zdrowotne zgłosił Kevin De Bruyne. To wyraźnie wybiło Obywateli z rytmu. Oczywiście, dalej dominowali, jednak nie przekładało się to na konkrety.
W 36. minucie Belg rzeczywiście opuścił murawę, a widzowie mogli przeżyć prawdziwe déjà vu z finału w 2021 roku. Oddajmy uczciwie — kontuzja De Bruyne była prawdopodobnie „najciekawszym” momentem pierwszej połowy, w której ciekawych sytuacji bramkowych i emocji mieliśmy jak na lekarstwo. Nie musimy dodawać, że taki scenariusz sprzyjał Interowi.
Po zmianie stron Manchester City musiał rozważać jak poradzić sobie bez swojego belgijskiego lidera
Inter wykonywał swój plan i nie chciał wiele zmieniać. Wystarczyło czekać na jeden błąd angielskiej drużyny. Taki przydarzył się w 58. minucie, gdy Manuel Akanji zagapił się, pozwalając Lautaro Martinezowi wyjść na czystą pozycję. Po chwili Barella musiał ratować się faulem na Fodenie. Mecz nabrał rumieńców… na chwilę. Obie strony przypomniały sobie bowiem o stawce spotkania i o tym, że jeden gol może zadecydować o końcowym wyniku. Znów obserwowaliśmy cierpliwe (żeby nie napisać nudne) zdobywanie kolejnych metrów boiska. Do czasu.
W 69. minucie Bernando Silva wpadł w pole karne, rozsądnie wycofał futbolówkę do Rodriego, a Hiszpan dał prowadzenie Manchesterowi City. Dodajmy — defensywa włoskiej drużyny w tej konkretnej akcji skupiła się na przyglądaniu się temu, co wymyślili piłkarze Guardioli. To był niezwykle kosztowny błąd. Inter chciał szybko odpowiedzieć, jednak skuteczną interwencją popisał się… Romelu Lukaku, który stanął na drodze piłki zmierzającej do siatki.
Zespół Guardioli nie zamierzał jednak bronić jedynie wyniku, jednak by „zamknąć mecz” zabrakło zimnej krwi Fodena, który zmarnował dogodną okazję na podwyższenie prowadzenia.
Guardiola dopiął swego
Manchester City kończy sezon wygrywając Premier Leaugue, FA Cup oraz Ligę Mistrzów. Goliat zrobił swoje i pokonał Dawida. Finał Champions League 2022/23 był pojedynkiem, którego przebieg za kilka dni zapomnimy. Inter nie był w stanie zagrozić City, City wiedziało, że dziś wynik jest ważniejszy od stylu. Zwyciężył lepszy zespół, a więcej celnych strzałów ze strony Nerazzurri pozostanie jedynie ciekawostką statystyczną.