W sobotnie popołudnie 1 Liga zaserwowała widzom derby Lubelszczyzny, które ostatni raz rozgrywane były w 2010 roku. Spotkanie zapowiadało się ciekawie, ponieważ żadna z drużyn nie przegrała jeszcze w obecnym sezonie.
W spotkanie lepiej weszła drużyna Motoru
Gospodarze kontrolowali grę, wymieniając dużą ilość podań. Szczególnie aktywna była prawa strona Zółto-Biało-Niebieskich. Pomimo tego ciężko było jej znaleźć drogę do bramki gości. Zielono-Czarni oparli swoją taktykę na długich podaniach, z których nie za wiele wynikało. Wraz z upływem czasu podopieczni trenera Feio uzyskiwali coraz lepszą pozycję, lecz ich dośrodkowania były skutecznie bronione przez zawodników Górnika. Nie dopuszczali oni rywali do sytuacji strzeleckich. Motorowcy oddali w pierwszej połowie pięć strzałów, z czego tylko jeden w światło bramki. Drużyna trenera Mamrota zdobyła się tylko na jedną, niecelną próbę.
Po zmianie stron Motor jeszcze mocniej przycisnął rywali
Wobec silnego zagęszczenia pola karnego gospodarze często próbowali strzelać z dystansu. Żadna z tych prób nie przyniosła pozytywnego rezultatu. Goście bronili się bardzo mądrze i sporadycznie kontratakowali. Górnikowi dopisywało również szczęście. Gdy obrońcy trenera Mamrota gubili krycie, zawodnicy w żółtych koszulkach zupełnie nie potrafili tego wykorzystać. Nawet Śpiewak mający sytuację sam na sam musiał uznać wyższość Gostomskiego, który popisał się dobrą paradą. Bramkarz Zielono-Czarnych pod koniec spotkania wyczyniał w bramce cuda i nie dawał piłce przekroczyć linii bramkowej. Cierpienie pod własną bramką opłaciło się Górnikowi. W 90. minucie spotkania długie podanie wykorzystał Podliński zgrywając piłkę do Kryeziu. Słoweniec znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i oddał pewny strzał dający gościom zwycięstwo.
Górnik się męczył, biegał za piłką i wyczekiwał na swoją okazję. Ta przydarzyła się pod sam konic spotkania. Wygrana na trudnym terenie pozwoliła Zielono-Czarnym doskoczyć do rozpędzonego Motoru. Czy drużyna z Lublina zasłużyła na porażkę? Nie, ale taką przewagę w meczu trzeba umieć wykorzystać, a tego podopieczni trenera Feio nie potrafili.
Aut. Emil Świątek