Kilka dni temu Giorgio Chiellini ogłosił zakończenie swojej kariery w wieku 39-lat. Ostatnie dwa lata spędzał zresztą na peryferiach światowej piłki, grając w MLS. W Stanach Zjednoczonych zdobył nawet tytuł mistrzowski w sezonie 2021/22, więc kibice również tam dobrze go zapamiętają. 117-krotny reprezentant Włoch powiedział jednak koniec swej przygodzie z piłką w roli zawodnika. Postanowiłem więc w 5 punktach podsumować jego karierę. Zajrzymy do nieznanych sfer legendy Juventusu, które pomogą nam zdefiniować jakim był on przede wszystkim człowiekiem.
Insuperabili
Co wywoływało wiele emocji w Chiellinim i przy okazji skłaniało go do sporej rzeszy refleksji? Drużyna piłkarska. Juventus, Włochy? Nie, Insuperabili, drużyna złożona z osób niepełnosprawnych. Założył ją około 10-lat temu Davide Leonardi, a Giorgio dowiedział się o niej od swojego przyjaciela, Attili. Już wcześniej Włoch wspierał różne podobne organizacje, chociażby grupę teatralną Mayor Von Frinzius z Livorno. Byli to chłopcy z zespołem Downa, którym udało się nagrać film, zdobywając przy okazji masę nagród.
To jednak w Turynie odnalazł grupę, której do dziś pomaga całym sobą. Jego marzeniem jest maksymalne rozszerzenie działalności Insuperabili na większy obszar, oraz wybudowanie własnego obiektu sportowego. Posiadają oni nawet swój sklep stacjonarny, który niestety, ale kiedyś został okradziony. Nie powstrzymało ich to jednak i dziś są dostępni na prawie wszystkich social mediach.
Narodziny legendy Juventusu, podczas fety patrona Turynu
561 rozegranych meczów dla Juventusu. Na tym światowym poziomie, bardzo często wychowankowie nie są w stanie grać tak regularnie dla jednego klubu. Do tego piękne laurki na torcie w postaci 9 mistrzostw Włoch, 5 pucharów Włoch oraz tyle samo superpucharów. Postać ikoniczna. Ale co jeśli… wcale nie musiał trafić do Juventusu? Sam piłkarz swego czasu był przekonany, że trafi do AS Romy, na co zresztą naciskał. Prezes Livorno, Spinelli, miał już wszystko uzgodnione ze swoim rzymskim odpowiednikiem, Sensim.
Wszystko działo się bardzo szybko. Podczas snu do Chielliniego bezskutecznie próbował się dodzwonić Spinelli. Gdy jednak wychowanek Livorno oddzwonił, tajemniczo oznajmił mu o dogadaniu się z jedną z 4 największych włoskich drużyn. Kazał mu także jechać do Mediolanu jak najszybciej się da. Gdy Giorgio przyjechał do hotelu, czekał tam już na niego jego agent Davide Lippi. Po chwili dyrektor sportowy AS Romy, Baldini, do nich podszedł i zaczął Lippiego obrażać. Chiellini nic nie rozumiał. Został zaprowadzony do pokoju obok, do którego po chwili wpadło legendarne trio: Moggi, Giraudo i Bettega. Całe zamieszanie w mig się wyjaśniło. Jeszcze tego samego wieczora pojechał do Turynu, w którym trwała festa św. Jana Chrzciciela, patrona miasta. To wtedy narodziła się legenda klubu. A może i nowy patron miasta? Niewątpliwym jest, że kibice we Włoszech, a szczególnie w Turynie postrzegają Giorgio w samych superlatywach.
Samo nazwisko wywoływało strach wśród rywali
Każdy kto miał przyjemność oglądać Juventus z Chiellinim w składzie, tak by go opisał: drużyna zawzięta, która nie odpuszcza i niczego się nie boi. Do samego stopera także pasują te cechy charakterologiczne, które najprościej można sformułować ,,walecznością”. Ale co się dziwić, jak prowadził ich Antonio Conte w swoim trenerskim „prime”. I to właśnie z nim związana jest ciekawa anegdotka. Pierwszego marca 2013 roku Juventus grał z Napoli. Było to spotkanie na samym szczycie, Stara Dama okupując pierwsze miejsce w lidze miała 6 punktów przewagi nad Neapolitańczykami. Dla Giorgio miało być to pierwsze spotkanie w wyjściowej jedenastce od grudnia, gdy naderwał mięsień prawej łydki. Pauzował 3 miesiące. Dostał co prawda kwadrans gry ze Sieną przed meczem na szczycie, ale wtedy dodatkowo zwichnął prawy staw skokowy.
Zawodnik ciężko harował z fizjoterapeutami, aby zaleczyć kontuzję. Niestety, nie udało się, a dzień przed meczem czuł potworny ból i wiedział, że z gry nici. Conte jednak wystawił go na rozgrzewkę. Chiellini po niej podszedł do niego i oznajmił, iż nie da rady zagrać, ponieważ ból nie ustępuje. Późniejszy selekcjoner Włoch jak gdyby nigdy nic olał te słowa i dał mu kamizelkę, oraz kazał rozpocząć trening taktyczny. Po nim oznajmił mu ,,Nic mnie to nie obchodzi, jutro grasz. Wystarczy, że cię zobaczą, a będą robić w portki ze strachu.” I nie zgadniecie, Chiellini już w pierwszych minutach tego spotkania strzelił bramkę. Grał do końca spotkania, którego był najlepszym zawodnikiem. Nie narzekał, choć później przez 10 dni nie mógł się ruszać. Najważniejsze jednak było zwycięstwo drużyny, która ostatecznie wygrała Serie A z przewagą 9 punktów nad odwiecznym rywalem.
Chiellini zasłużył sobie na szacunek wśród rywali
Gdy w 2019 roku zerwał więzadła w kolanie, nikt nie mógł w to uwierzyć. Jak Giorgio wspomina w swojej autobiografii — nigdy się o nie nie martwił. Tak też było na początku, gdy jeszcze leżał na murawie. Trener Sarri wołał go „Dalej, Giorgio, wstawaj, to nic takiego, idź dokończyć mecz. Giorgio, ta kontuzja wydłuży ci karierę, będziesz musiał grać dłużej!”. Niestety, ten uraz był początkiem końca jego kariery. Wtedy jeszcze myślał, że to będzie kolejne wyzwanie, z którym sobie poradzi. Jednak niestety, w Juventusie nie było mu już dane odgrywać ważnej roli i po sezonie 2021/22 powiedział — basta.
Ta kontuzja nie przyniosła mu zwykłego cierpienia. Przede wszystkim najtrudniejsze było dla niego bycie kapitanem w tamtym momencie. Nie mając nigdy do czynienia z tak długą kontuzją, nie wiedział, czy pojawiać się publicznie na, chociażby trybunach (ostatecznie oczywiście to robił, jak na kapitana przystało). W tamtym momencie dostawał także setki wspierających go wiadomości i niektóre z nich były dla niego bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Chociażby od derbowego rywala, Javiera Zanettiego. Mimo iż na boisku często skakali sobie do gardeł, tak poza nim szacunek między nimi był. Również otrzymał wsparcie od chociażby zawodników Napoli: Insigne, Reiny i Koulibaly’ego. Chiellini także oczywiście wspierał graczy swoich rywali. Chociażby okazał je ostatniemu przeze mnie wymienionemu na Allianz Stadium. Gdy w 92. minucie spotkania Kalidou strzelił bramkę samobójczą, po której widać było, że się załamał, Giorgio go poszukał po stadionie i zaczął pocieszać.
Nie wszyscy jednak zasłużyli na jego szacunek
Pewnie ktoś mógłby pomyśleć, że szacunku nie zaskarbił sobie u Giorgio Luis Suarez. Wszystkie te domysły są związane z legendarną już sytuacją, która miała miejsce podczas starcia mistrzostw świata w Brazylii. Luis jak gdyby nigdy nic… ugryzł włoskiego obrońcę! Miał nawet ślad po tym starciu, który pokazał sędziemu. Jednak wbrew pozorom, Chiellini bardzo ceni sobie Urugwajczyka. Nawet to on sam zadzwonił do niego kilka dni po tej sytuacji. Cenił go, gdy był napastnikiem Ajaxu, który w wieku 23-lat wzbudzał postrach wśród obrońców i wtedy, gdy dopuścił się tak niespodziewanej rzeczy.
Nie szanował jednak Felipe Melo, który psuł w klubie atmosferę. Notorycznie spóźniał się na treningi i cały czas był w opozycji wobec kolegów z szatni. Tak nawet robił, gdy reszta nie zakładała krawata do marynarki, to on to robił. Podobnie z Mario Balotellim. Mistrzostwa Europy 2012 z nim oraz Cassano to było dla niego prawdziwe piekło. O ile Giorgio uwielbia Antonia, tak byłego gracza Interu już nie szanuje. Uważa, że tak jak Antonio jest inteligentnym oraz świetnym graczem, tak Balotelli nie ma w sobie żadnych tych cech. Był osobą bez szacunku do grupy. Najlepszym tego przykładem było udawanie kontuzji przed starciem z Hiszpanią. Do tego obserwując go na treningach, nie widział w nim tego złotego talentu, jak wielu go określało. Miał dla Chielliniego tylko dobre wykończenie i to tyle, zupełnie inaczej niż w przypadku Cassano.
Ostatecznie — basta
Mam bardzo dużą nadzieję, że Giorgio jeszcze w piłce nożnej zobaczymy. Nie ważne, czy to na stanowisku trenera, czy dyrektora. Po prostu uważam, że jest to jedna z tych osób, którą się uwielbia ponad podziały. Przez wielu jest uznawany za najlepszego obrońcę w historii piłki nożnej. Co o tym sądzę? Mógłbym się pod tym podpisać. Mimo znienawidzenia przez lata Juventusu za wieloletnią dominację półwyspu Apenińskiego, każdy go tam dobrze zapamięta. I fajnie, bo mimo wszystko on sam chciałby zostać zapamiętany przede wszystkim jako włoski piłkarz. Nie ma to przynajmniej związku z tym, że tak prawdziwie to za młodu był fanem Rossonerich w czasach młodości. Ale mimo wszystko, kto nie chciałby zostać gorąco przywitany na San Siro podczas setnego występu w reprezentacji? Nawet grając dla drużyny odwiecznego rywala mediolańczyków?