Reprezentacja Polski rozpoczęła walkę o awans na przyszłoroczne mistrzostwa świata od pokonania Litwy i Malty. Mimo kompletu punktów trudno było zachwycać się postawą biało-czerwonych, którzy nie byli w stanie wyraźnie zdominować słabych rywali. 6 punktów może cieszyć, łącznie 3 gole strzelone przeciwko 142. i 168. drużynie rankingu FIFA nie są jednak powodem do dumy. Niestety, oba mecze potwierdziły ubogość kreatywności wśród naszych reprezentantów. Nawet na tle piłkarskich outsiderów nie grzeszyliśmy mnogością błyskotliwych akcji, a momentów do zapamiętania było jak na lekarstwo.
Bezlitosne statystyki
Marcowe zgrupowanie nie było udane dla Przemysława Frankowskiego. Piłkarz Galatasarayu lada moment będzie świętować 30. urodziny, a trudno wskazać konkretne występy, w których robił różnicę w narodowych barwach. Były gracz Lens nie był w stanie błysnąć na tle Litwinów i Maltańczyków, nie wnosząc wiele do gry reprezentacji. Dorobek Frankowskiego na przestrzeni ostatniego roku w kadrze to dokładnie zero trafień i zero asyst. W międzyczasie rozegrał ponad 800 minut w koszulce z orzełkiem. 29-latek raczej nie powinien obawiać się o przyszłość w tureckim klubie (gdzie póki co ma pewne miejsce w składzie), jednak warto zastanowić się, czy rzeczywiście jest niezbędny reprezentacji, skoro ma grać jedynie na alibi i nie podejmować żadnych odważniejszych prób. Mam nieodparte wrażenie, że od momentu, w którym Frankowski zaczął grać w Ligue 1 czekaliśmy na moment, gdy stanie się jedną z twarzy kadry, ale do dzisiaj się nie doczekaliśmy.
Przegranym spotkań z Litwą i Maltą okazał się także Kacper Urbański. 20-latek przyjechał na kadrę tylko po to, by oba mecze przesiedzieć na ławce rezerwowych. Nie pomoże to w poprawie jego trudnej sytuacji w Monzie, gdzie wypadł z podstawowej jedenastki. I w tym przypadku możemy napisać o potencjale, który nie przekłada się na gole czy asysty. Całkowity dorobek Kacpra w Serie A zamyka się na jednym trafieniu i jednym ostatnim podaniu. Monza ściągnęła Polaka na wypożyczenie, licząc, że ten dołoży cegiełkę w walce o utrzymanie. A skoro 20-latek nie dał żadnego konkretu, to poszedł w odstawkę. Był potencjał na odegranie poważniejszej roli w reprezentacji, jest (przynajmniej chwilowe) odsunięcie na boczny tor. Jasne, zbyt wcześnie, by skreślać Urbańskiego, jednak póki co wpisuje się w pewien przykry schemat młodego polskiego piłkarza, który chciały podbijać świat wielkiej piłki, ale nie daje argumentów, że do niego pasuje.
Paradoks Kamińskiego
Motorem napędowym reprezentacji Polski po wejściu z ławki przeciwko Litwie oraz w spotkaniu z Maltą okazał się Jakub Kamiński. 22-latek pokazał to, czego zabrakło wielu jego kolegom z kadry narodowej, czyli odwagę. Nie bał się toczyć pojedynków z rywalami i chociaż w jego akcjach brakowało skuteczności, robił spore zamieszanie. To smutne, ale wystarczyło nie bać się wchodzić w pojedynki z maltańskimi defensorami, by zasłużyć na miano czołowego gracza kadry. Problem polega na tym, że skrzydłowy jest jednym z najmniej konkretnych zawodników jednego z najmniej konkretnych zespołów Bundesligi. Od ostatniego gola Kamińskiego w barwach VfL Wolfsburg miną w najbliższy czwartek 22 miesiące (!).
Co rundę zastanawiamy się, czy w końcu nadejdzie moment, w którym odważniej zaistnieje w niemieckim klubie i za każdym razem otrzymujemy negatywną odpowiedź. Zastanawiające, że dla byłego zawodnika Lecha Poznań jeszcze kilka miesięcy temu zabrakło miejsca w kadrze na Euro 2024, tymczasem w marcu 2025 został graczem pierwszego składu reprezentacji, a przecież w międzyczasie jego sytuacja w Wolfsburgu nie uległa poprawie. To selekcjoner obniżył poprzeczkę oczekiwań i akceptuje słabości Jakuba oraz jego brak regularnej gry w klubie.
Tęskniąc za Grosikiem
Statystyki ofensywnych zawodników reprezentacji (nie licząc napastników jak Lewandowski czy Piątek) są dramatyczne. Nie zgadzają się zarówno liczby, jak i sama postawa graczy. Kibice mają prawo tęsknić za takimi piłkarzami jak Kamil Grosicki czy Jakub Błaszczykowski, którzy byli w stanie w pojedynkę rozstrzygać mecze, a jednocześnie zawsze wnosili coś ekstra do gry reprezentacji. Nie kalkulowali, wyłamywali się ze schematów. Swoją drogą, popularny Grosik przez ostatnie 2.5 sezonu w Pogoni Szczecin brał udział w… 63 ligowych golach (!). Tego typu statystyki są poza zasięgiem obecnych kadrowiczów, a przecież to powinna być normalność. Dziś za kreowanie gry reprezentacji odpowiadać mają piłkarze, którzy w klubach uczestniczą w 4-5 golach na sezon.
Michał Probierz nie dysponuje zawodnikami o charakterystyce Grosickiego czy Błaszczykowskiego z ich najlepszych lat. Brakuje mu piłkarzy, którzy zrobią różnicę, a w trudnych momentach wezmą na siebie odpowiedzialność. Tak naprawdę, powyższy opis możemy dopasować jedynie do Roberta Lewandowskiego (chociaż pod wodzą Probierza i z tym jest problem), czasami Piotra Zielińskiego oraz Nicoli Zalewskiego (w jego przypadku korzystnie wyglądają statystyki dryblingów, z golami i asystami także szału nie ma).
Reprezentacja Polski nadal jest oceniana przez pryzmat klubów, w których występują piłkarze, tymczasem niewielu z nich jest w nich kimś więcej niż uzupełnieniami składu. W kadrze gra obecnie wielu zawodników, których moglibyśmy zaszfuladkować jako przeciętniaków. Nie jesteśmy w stanie zaskoczyć silniejszych rywali, a i pokonywanie słabeuszy sprawia nam problem. I tak jak czekaliśmy latami, aż u Piotra Zielińskiego „coś przeskoczy”, tak obecnie Michał Probierz nastawia się na wyczekiwanie, aż Kamiński czy Urbański wejdą na wyższy poziom. Pytanie, czy to w ogóle kiedyś nastąpi?