Dla biało-czerwonych pojedynek z wicemistrzem świata był wyłącznie meczem o honor. Polska w dwóch spotkaniach Euro 2024 wywalczyła okrągłe zero punktów, odbierając kibicom zabawę w liczenie matematycznych szans awansu do fazy pucharowej. Jako pierwsi straciliśmy nadzieję na dalszą grę w Mistrzostwach Europy. Skoro jednak Cezary Kulesza zadeklarował chęć kontynuowania współpracy z Michałem Probierzem, mieliśmy prawo oczekiwać czegoś więcej niż trzeciej porażki. Czego? Przede wszystkim ambitnego występu i pokazania charakteru na murawie.
Leniwa Francja, ale Polska nie potrafiła tego wykorzystać
Francuzi w przeciwieństwie do Austriaków nie byli nastawieni na szukanie gola od pierwszej minuty. Podopiecznym Didiera Deschampsa brakowało przyśpieszenia w kreowaniu akcji ofensywnych, a ich postawę na murawie śmiało możemy nazwać leniwą. W pierwszej połowie komentatorzy nazwiska Dembele czy Mbappe wymieniali głównie narzekając na ich niewielki udział w grze. Na palcach jednej ręki policzymy udane akcje z udziałem obu w tej części gry.
Mimo rozczarowującej postawy Trójkolorowi i tak dochodzili do sytuacji bramkowych. W 11. minucie wrzutka w pole karne trafiła do niekrytego Theo Hernandeza. Interwencja Łukasza Skorupskiego pozwoliła uniknąć straty gola, chociaż uczciwie powinniśmy dostrzec, że wykończenie zawodnika AC Milanu było po prostu słabe. Biało-czerwoni odpowiedzieli strzałem Kacpra Urbańskiego, z którym spokojnie poradził sobie Mike Maignan. Swoją szansę w 19. minucie miał również Dembele, ale i tym razem Skorupski nie musiał się zbytnio wysilać. Bramkarz Bolonii przed przerwą nie dał się zaskoczyć Kylianowi Mbappe, który przed zejściem do szatni zaliczył 2-3 minuty przebudzenia.
Mimo że Francuzi zostawiali nam momentami więcej miejsca niż Holendrzy czy Austriacy, nie byliśmy w stanie zakończyć swoich akcji uderzeniami, które zagroziłyby Maignanowi. Co więcej, pojedyncze zrywy dawały naszemu rywalowi szanse oddania strzałów i tylko niska jakość uderzeń pozwalała nam schodzić do szatni bez straty gola.
Dobra pierwsza połowa biało-czerwonych? Nie do końca
To bardziej Francuzi grali poniżej oczekiwań, niż Polacy poprawili swoją formę z wcześniejszych spotkań. Na początku drugiej połowy Trójkolorowi zagrali odważniej i już w 56. minucie na tablicy świetlnej pojawił się wynik 0:1.
Jakub Kiwior sfaulował w polu karnym Ousmane Dembele, a Kylian Mbappe mógł zdjąć maskę po pewnym wykorzystaniu rzutu karnego. Francuzi grali dzisiaj „na pół gwizdka”, ale gdy tylko zachciało im się chcieć, Bradley Barcola potrafił przebiec pół boiska bez reakcji polskich piłkarzy. Obie drużyny od tego momentu nie potrafiły wykreować sobie groźniejszych sytuacji bramkowych. Francuzi mieli jednak w swoim składzie tykającą bombę w osobie Dayota Upamecano. Ile to razy narzekaliśmy na jego kuriozalne błędy w Bayernie Monachium? I dzisiaj postanowił skraść show, prokurując rzut karny po faulu na Karolu Świderskim. Robert Lewandowski zmarnował co prawda pierwszą próbę, ale arbiter pozwolił mu na ponowne wykonanie jedenastki (doszukując się zbyt wczesnego wyjścia Maignana z linii). Tym razem Lewy uderzył przy słupku, doprowadzając do wyrównania.
Francuzi mogą czuć wkurzenie stratą punktów z Polakami, ale sami są sobie winni. Podopieczni Deschampsa rozczarowali, rozgrywając słabe zawody. Dla biało-czerwonych remis jest miłym akcentem na zakończenie nieudanego turnieju. W końcu można szukać jakichś pozytywów, chociażby w postawie Łukasza Skorupskiego. Warto jednak zachować zdrowy rozsądek i pamiętać o tym, że remis z wicemistrzem świata wynikał głównie z tego, że Francuzi zagrali rozczarowujące spotkanie.