EURO 2024 w Niemczech to już trzeci z rzędu turniej tej rangi, na którym doszło do starcia Portugalii z Francją. W 2016 roku w wielkim finale w Paryżu górą była reprezentacja z Półwyspu Iberyjskiego. 4 lata później (a właściwie 5 lat) ekipy te trafiły na siebie już na etapie fazy grupowej, a ich mecz zakończył się remisem 2:2. Tym razem stawką był awans do półfinału imprezy.
Ostrożny początek
Stawka awansu do półfinału sprawiła jednak, że oglądaliśmy spotkanie z rodzaju tych, do których przywykliśmy już na tym turnieju. Na boisku odbywały się piłkarskie szachy za pomocą piłkarzy starających się skrupulatnie wypełniać założenia taktyczne. Było w tym dużo pragmatyzmu i skupienie się na poszukiwaniu najmniejszego błędu popełnionego przez rywala. Najbardziej efektowna była lewa strona reprezentacji Portugalii, po której szaleli Rafael Leao i Nuno Mendes. Zwłaszcza ten pierwszy popisał się kilkoma zaskakującymi zagraniami. Obaj jednak nie grzeszyli efektywnością, zwłaszcza przy wykonywaniu ostatniego podania.
Oglądając pierwszą połowę, trudno było definitywnie wskazać, która drużyna tworzy sobie większą przewagę. Mecz toczył się fazami – raz więcej z gry mieli zawodnicy Didiera Deschampsa, by za chwilę szala przechylała się na korzyść piłkarzy Roberto Martineza. Brakowało jednak efektów. Przez 45 minut oglądaliśmy łącznie jeden celny strzał i raptem kilka mijających bramkę o mniejszą lub większą odległość. Po emocjach, jakie zafundował mecz Niemców z Hiszpanami pierwsza połowa pojedynku Portugalii z Francją była sprowadzeniem kibiców na ziemię.
Od początku drugiej części mecz nabierał tempa
Początkowo to Francja przeważała, tworząc sobie kilka okazji, których jednak nie udało się domknąć golem. Po chwili obudziła się też Portugalia, ponownie wykorzystując swoją lewą stronę. Sytuacje tworzone przez Os Navegadores były lepsze, ale tak samo nie przyniosły efektów. Mogliśmy jednak wreszcie mówić o większych emocjach niż przez całą pierwszą połowę. Po kilku dobrych interwencjach Mike’a Maignana akcje wróciły na drugą stronę boiska, lecz tam swoje okazje zmarnowali najpierw Randal Kolo Muani, a chwilę później Eduardo Camavinga.
Chociaż spotkanie miało momenty przestoju i badania rywala, tak przez większość czasu było całkiem ciekawym widowiskiem. Drużyny co chwila wymieniały się posiadaniem przewagi i starały się tworzyć zagrożenie pod bramką przeciwników. Jako że jednak było to starcie dwóch bardzo mocnych reprezentacji, tak nie było łatwo o tworzenie sobie sytuacji. Obie defensywy spisywały się dobrze, tak samo jak bramkarze. Trudno było zaskoczyć atakiem pozycyjnym, przez co najwięcej szumu robili zawodnicy polegający na chaosie, jak Ousmanne Dembele czy Rafael Leao. Obie strony szukały najmniejszego błędu popełnionego przez rywali, ale te praktycznie się nie zdarzały. Ostatecznie do rozstrzygnięcia meczu potrzebna była dogrywka.
Ta nie była tylko grą na czas i oczekiwaniem na rzuty karne. Zwłaszcza Portugalia poszukiwała gola pozwalającego zakończyć pojedynek przed serią jedenastek. Wciąż jednak solidna defensywa przeważała nad każdą formą ataku. W oczy rzucało się już zmęczenie zawodników. Do ostatniego gwizdka nie oglądaliśmy jednak żadnego gola i do wyłonienia drugiego półfinalisty potrzebne były rzuty karne. W nich lepsi okazali się Francuzi i to oni zmierzą się w półfinale z Hiszpanią. Jedynym pechowcem, który nie wykorzystał swojej jedenastki był Joao Felix.