Nie jest tajemnicą, że od kilku tygodni rozmowy o przejęciu Lechii Gdańsk przybrały poważny wymiar. Wciąż jednak nie wiadomo kto zostanie nowym akcjonariuszem większościowym. Przez panujące zamieszanie klub nie przeprowadza transferów, podejmuje zagadkową decyzję o wycofaniu zespołu rezerw i odwleka w czasie przedłużenie umowy sponsorskiej z Energą.
Rozmowy z potencjalnymi inwestorami nabierają tempa, ale…
Z klubu wyciekają co jakiś czas nowe doniesienia w sprawie przejęcia, jednak żadne z nich nie znajduje potwierdzenia u oficjalnych źródeł. Wiadomość o zainteresowaniu ze strony Pacific Media Group pojawiła się w kwietniu. Wydawało się wtedy, że w wyścigu o przejęcie pakietu większościowego w Lechii wykreował się wyraźny faworyt. Niechęć kibiców, słabe wyniki sportowe klubów należących do amerykańskich inwestorów oraz ich niejasne powiązania biznesowe miały jednak wpływ na zmianę sytuacji. Dobra pozycja negocjacyjna Amerykanów została poddana w wątpliwość, a po pewnym czasie pojawiły się plotki o poważnym zainteresowaniu ze strony nowych podmiotów. Sugerowano, że do gry o władzę w Lechii wkroczyli interesanci z Niemiec, Szwajcarii czy – bliżej nie określonego – kierunku wschodniego. Zaczęto snuć teorie o tym, że znajdująca się w nienajlepszym świetle kandydatura Pacific Media Group wypadła z rywalizacji, co zbiegło się w czasie z sensacyjnymi doniesieniami Mateusza Borka. Dziennikarz z Dębicy w jednym z programów Kanału Sportowego zasugerował, że poważnie zainteresowana przejęciem władzy w Lechii jest pewna saudyjska rodzina. Dywagacje wskazywały na to, że może chodzić o właścicieli naftowego giganta – Saudi Aramco. Firmy, która wkrótce ma rozpocząć inwestycje w gdańskiej rafinerii. Domniemana oferta miała przewyższać wszystkie dotychczasowe i zawierać zobowiązanie do budowy nowoczesnego kompleksu treningowego.
Wszystkie plotki związane z Saudi Aramco zostały jednak zdementowane przez samego Adama Mandziarę. Przewodniczący Rady Nadzorczej Lechii Gdańsk, którego można uznać za prawą rękę aktualnego właściciela Franza-Josefa Wernze, przyznał na łamach Przeglądu Sportowego, że nie toczą się żadne rozmowy z Saudyjczykami. Jak bumerang wrócił więc temat Paula Conwaya – człowieka stojącego na czele PMG, który już w kwietniu był widziany na stadionie w Letnicy. Inny trop prowadzi natomiast w Alpy. Ralph Isenegger to szwajcarski prawnik, który jakiś czas temu przymierzał się ponoć do zakupu Wisły Kraków. Po tym jak rozmowy w tym temacie zakończyły się fiaskiem, nazwisko Iseneggera zaczęto łączyć z innymi polskimi klubami. Warto dodać, że jak donosi Bałtycki Futbol, na Łotwie o aktualnym właścicielu Valmiery pisze się m.in. w kontekście jego pracy przy procesach wschodnioeuropejskich oligarchów. Na dzień dzisiejszy proces zmian w Lechii można zatem podsumować krótkim, ale jakże trafnym stwierdzeniem – wiadomo, że nic nie wiadomo.
Nieciekawa sytuacja młodzieży. Problemem boiska?
Wyżej, w kontekście domniemanego zainteresowania przedsiębiorstwa z Arabii Saudyjskiej wspomniałem o nowym kompleksie treningowym. Otóż według opinii Macieja Słomińskiego, którą podzielił się w Bałtyckim Komentarzu Sportowym, to właśnie aspekt małej liczby odpowiednich boisk mógł być kluczowy przy podjęciu decyzji o wycofaniu drużyny rezerw Lechii z IV Ligi. Klub ma bowiem problemy ze znalezieniem dobrej jakości boisk w Gdańsku i swoje treningi musi przeprowadzać na murawach w okolicznych miejscowościach. Kompleks starego stadionu Lechii przy ul. Traugutta okazuje się bowiem zbyt obłożony. Wszystko przez to, że poza treningami pierwszego zespołu zajęcia odbywają tam także niemal wszystkie grupy młodzieżowe oraz drużyna kobiet. Z jednej strony tłumaczenia klubu brzmią nieco kuriozalnie, jednak warto pamiętać, że o potrzebie budowy ośrodka treningowego dla Lechii mówi się już od dawna.
Brak rezerw = brak gry
Być może inną przesłanką przemawiającą za podjęciem takiej decyzji były kwestie finansowe. Załóżmy, że przed rozpoczęciem procesu przejęcia, gdański klub chce jak tylko to możliwe poprawić sytuację w Excelu. Im bardziej zielono, tym lepiej. Niestety, barwy klubowe i kolor ścian w budynkach nie odgrywają żadnej roli w finansowych tabelkach. W celu oszczędności tnie się więc koszty jak tylko się da. Szkoda, że dzieje się to kosztem biało-zielonej młodzieży, dla której drużyna rezerw była nie tylko formą sprawdzenia, ale i weryfikacji umiejętności. Nie ma w Ekstraklasie innego klubu poza Lechią, który zrezygnowałby z zaplecza w postaci zespołu rezerw. Nad Motławą decyzję o likwidacji drugiego zespołu podjęto drugi raz w ciągu kilku ostatnich lat. Poprzednim razem miało to miejsce w 2016 roku, kiedy funkcję szkoleniowca pierwszego zespołu pełnił Piotr Nowak. W tamtym czasie drugi zespół Lechii występował w III lidze, co patrząc na obecne trendy w polskim futbolu, jest już standardem, do którego dążą nawet najsłabsze kluby w Ekstraklasie.
Na tle innych europejskich zespołów brak rezerw wygląda mało poważnie. Moim zdaniem pomost między drużynami juniorskimi a kadrą pierwszego zespołu jest niezbędny. Zespół rezerw zapewniał rozwój perspektywicznym graczom, którzy nie mieli szans przebić się do pierwszego składu. Ponadto stanowił miejsce odbudowy formy zawodników wracających po kontuzji i dawał szansę gry bardziej doświadczonym piłkarzom, którzy w danym momencie nie łapali się na ławkę w Ekstraklasie. Cierpieć z powodu braku zespołu rezerw będą takie nadzieje gdańskich kibiców jak Miłosz Kurzydłowski, Jakub Racieniewski czy kontuzjowany obecnie Bartosz Brylowski. Wymieniona trójka nie ma tak wielkich szans na grę jak Kacper Sezonienko lub Jakub Kałuziński, którzy mają już pewną renomę i doświadczenie w grze na najwyższym poziomie. W związku z tym w perspektywie najbliższych miesięcy kilku perspektywicznych graczy zostanie de facto „skazanych” na transfer lub wypożyczenie do innych klubów.
W tym szaleństwie jest metoda?
Być może jest jednak w tym wszystkim pewien sposób na zaprowadzenie porządku w klubowym budżecie. Z listy płac znikną nazwiska, które nie są istotne dla funkcjonowania pierwszego zespołu. Klub zaoszczędzi także na logistyce. Nie będzie bowiem ponosić kosztów transportu związanych z organizowaniem treningów poza Gdańskiem. Miejmy na uwadzę też to, że wszystko dzieje się w czasie okresu przygotowawczego. Sugerować to może pełne skupienie na grze w Europie – trener Kaczmarek wyróżniającą się młodzież zabrał na obóz do Cetniewa. Być może klub ma jakiś plan na szybką promocję młodych graczy i zysk ze sprzedaży już w kolejnym okienku transferowym. Nie jest tajemnicą, iż procesy zmian właścicielskich często wydłużają się w czasie. Przygotowanie nowych prognoz finansowych, audytów, nowych strategii czy chociażby typowa papierologia potrafią trwać miesiące. Nie wykluczone, że otoczenie Franza-Josefa Wernze traktuje najbliższe kilkanaście tygodni jako okres, w którym może zoptymalizować swoją sytuację. Jeśli założymy, że rozmowy z potencjalnymi nabywcami są dopiero we wstępnej fazie, możliwy staje się scenariusz, w którym grupa trzymająca władzę w Lechii podjęła decyzję o silnym zaciśnięciu pasa. Pamiętajmy, że gdańszczanie w bieżącym sezonie będą grać na trzech frontach. Liga Konferencji UEFA, PKO Ekstraklasa i Puchar Polski. Osoby decyzyjne w klubie być może liczą na dużą rotację na boisku. To dałoby przestrzeń do jeszcze mocniejszej promocji młodych zawodników. Tak, by jak najszybciej i jakkolwiek na nich zarobić. Szybko, nie zawsze znaczy lepiej. Jednak w tym wypadku kwestie pozafinansowe niekoniecznie muszą stanowić priorytet. Oczywiście całość stanowi dość naciąganą tezę opartą na przeczuciach, ale te nie zawsze okazują się złudne. W końcu w niedalekiej przeszłości obserwowaliśmy w Lechii już różne, dziwne decyzje.
Brak transferów piłkarskich, ale są transfery biurowe
Jakiś czas temu zwiększyła się liczba członków zarządu Lechii. Do jego składu dołączyły dwie kobiety. Wiceprezesem została Agnieszka Syczewska, która przez ostatnie 14 lat była związana z Jagiellonią Białystok. Od 2010 roku pełniła różne funkcje w ścisłym zarządzie klubu z Podlasia. Mówi się, że jako radca prawny, w Lechii ma zajmować się kwestiami legislacyjnymi i czuwać nad poprawnym przebiegiem zmian właścicielskich. Drugą osobą, która jako członek zarządu dołączyła do pionu decyzyjnego Lechii jest Edyta Ernest. Jej specjalnością jest branża HR, w której przepracowała blisko 20 lat. Z Lechią związana jest od 2015 roku.
Jednocześnie klub nie przeprowadził żadnego gotówkowego transferu piłkarskiego. Odpowiadający za dokonywanie transferów przychodzących Sławomir Wojciechowski zapowiadał 1-2 nowe nazwiska. Póki co poza już wcześniej zakontraktowanym Dominikiem Piłą do klubu nie trafił żaden nowy zawodnik. Oczywiście brak transferów jest lepszy niż sprowadzanie graczy, którzy nie będą stanowili żadnego wzmocnienia. Stabilizację kadry powinniśmy odbierać więc pozytywnie. Zawodnicy mają więcej czasu na zgranie, dopracowanie stałych fragmentów gry czy utrwalenie wytworzonych więzi. Jednocześnie pojawia się ryzyko, iż zapowiadane transakcje zaburzą funkcjonowanie zespołu, jeśli zostaną realizowane „na ostatni dzwonek”.
Stabilizacja godna pochwały czy wyrachowana gra?
Co ciekawe, klubu nie opuściła też żadna czołowa postać. Co prawda w ostatnich tygodniach sporo mówiono o transferach Conrado czy Łukasza Zwolińskiego, jednak póki co ani jeden ani drugi nie opuścił Gdańska. Teoretycznie powinno to poddawać w wątpliwość wcześniejsze rozważania o chęci osiągnięcia jak najszybszego zysku. Rzeczywistość może być jednak inna. Okienko transferowe w większości poważnych lig europejskich kończy się dopiero 1. września. Do tego czasu eliminacje europejskich pucharów zdążą się już zakończyć. W tym czasie klub Gdańska może uzbierać całkiem niezłą sumę za eliminowanie kolejnych przeciwników. Oczywiście dotarcie do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy to bardzo optymistyczny scenariusz, który byłby dla kibiców prawdziwym spełnieniem marzeń. Załóżmy jednak, że popularni Budowlani uporaliby się przynajmniej z dwoma rywalami. Za sam awans do 3. rundy kwalifikacji do klasy klubu wpłynęłoby 550 tys. euro. A okienko transferowe wciąż byłoby otwarte. Po co więc wcześniej osłabiać zespół?
Adidas nowym partnerem technicznym. A co z Energą?
W Lechii Gdańsk dzieje się naprawdę sporo. Jakiś czas temu klub znad Motławy wydał oświadczenie, w którym potwierdził rozpoczęcie kilkuletniej współpracy z marką Adidas. Niemieckie przedsiębiorstwo zastąpi markę New Balance, która przez 6 lat dostarczała stroje dla Lechii. Podczas niedawnej prezentacji zespołu kibice poznali wygląd koszulek na najbliższy sezon. Opinie fanów jak zwykle są podzielone, jednak ogólnie rzecz biorąc koszulki prezentują się schludnie. Niestety, nieco w cieniu dyskusji o lechijnych trykotach znajduje się temat nowej umowy sponsorskiej.
Firma Energa jest związana z Lechią od lat. W tym sezonie negocjacje nowej umowy nie idą jednak gładko. Od pewnego czasu większościowym udziałowcem spółki Energa jest PKN Orlen. W związku z tym firma nie chce zaangażować się w sponsoring klubu, który byłby powiązany z innym przedsiębiorstwem z branży paliwowej. Jak pisałem wcześniej, Adam Mandziara zdementował informacje o tym, że przejęciem klubu zainteresowane jest Saudi Aramco. Mimo to nowa umowa do tej pory nie została podpisana. Rodzi to więc kolejne pytania. Być może zainwestowaniem w Lechii interesuje się inny podmiot operujący w branży paliwowej? Może jednak słowa Adama Mandziary były tylko blefem? Obecnie trudno znaleć racjonalne wytłumaczenie tej sytuacji. Mam jednak nadzieję, że sprawa przejęcia Lechii szybko zostanie wyjaśniona, a nowa umowa z Energą podpisana jak najszybciej.
Trójmiejski interes [AKTUALIZACJA]
Akurat kilka godzin po publikacji tego tekstu Lechia Gdańsk poinformowała o odejściu Omrana Haydarego do… Arki Gdynia. Cóż, kierunek dość kontrowersyjny. Choć w ostatnich latach nie widzieliśmy transferów między Lechią a Arką to przeszłość pamięta kilka takich ruchów. Afgańczyk był ważną postacią w Gdańsku przed dwoma laty, jednak po udzieleniu wywiadu nt. sytuacji politycznej w swoim kraju popadł w niełaskę. W efekcie większość minionej kampanii spędził w rezerwach. Wypożyczenie do Arki wiąże się pewnie z faktem, iż piłkarz należy do grupy menadżerskiej Jarosława Kołakowskiego. Ojciec właściciela Arki chce tym ruchem wzmocnić siłę rażenia gdyńskiego klubu w walce o Ekstraklasę. Lechia natomiast pozbywa się dość drogiego piłkarza, który i tak nie wpisywał się w plany Tomasza Kaczmarka. Gdyby piłkarz odpalił w żółto-niebieskich barwach, Lechia i tak ma prawo umowę z Haydarym przedłużyć o 2 lata. Pytanie tylko, jak na jego powrót z Arki zareagowaliby kibice?
Oprócz wypożyczenia Haydarego, pojawiają się także nowe doniesienia o przyszłości innego skrzydłowego Lechii. Joseph Ceesay znalazł się w kręgu zainteresowań Malmoe FF. Powrót 24-latka do ojczyzny nie jest jeszcze potwierdzony, ale byłby większym osłabieniem niż odejście Haydarego. Mimo to Ceesay nie był kluczową postacią w minionym sezonie. Po wyleczeniu kontuzji nie mógł wrócić do dawnej dyspozycji, kiedy to imponował skutecznością swoich dryblingów.
Jak widać w Lechii Gdańsk dzieje się naprawdę wiele. Sytuacja jest dynamiczna i zmienia się dość szybko. Miejmy nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze, a Lechia nie zmarnuje szansy jaka się przed nią otwiera.