Europa na ratunek. Jak ocenić ten sezon w wykonaniu Legii Goncalo Feio?

Na jednej szali – ćwierćfinał Ligi Konferencji, na drugiej – kolejny sezon bez mistrzostwa Polski. Goncalo Feio miał zagwarantować fazę ligową LK i ten cel przebił z nawiązką. Portugalczyk miał jednak również przywrócić Legię na tron na krajowym podwórku, ale przed ostatnim etapem sezonu możemy już stwierdzić, że ta misja się nie uda, ponieważ do lidera tracą 12 punktów i zajmują 5. lokatę w lidze. Czy dobre wyniki w pucharach wystarczą, aby Goncalo Feio uratował swoją posadę?

Oczekiwania w stolicy

Oczekiwania w Legii Warszawa zawsze są bardzo wysokie. Wyższe niż w każdym innym polskim klubie. Legia ma regularnie sięgać po mistrzostwo Polski. Nie może odpuszczać Pucharu Polski. Ma być twarzą polskiej piłki w Europie. Nic dziwnego, że po trzecim sezonie bez mistrzostwa Goncalo Feio miał sprawić, że trofeum dla najlepszej drużyny w kraju znowu pojawi się przy Łazienkowskiej. Jednocześnie liczono na dobre wyniki w europejskich pucharach. Podstawowym celem był awans do fazy ligowej Ligi Konferencji, co się udało. Legia drugi rok z rzędu stanęła więc przed arcytrudnym zadaniem połączenia rozgrywek ligowych z europejskimi pucharami. W poprzednim sezonie to na tym wyzwaniu poległ Kosta Runjaic. Gdy odpadł w 1/16 Ligi Konferencji, a w lidze istniało coraz większe ryzyko wypadnięcia poza strefę gwarantującą eliminacje LK, Jacek Zieliński postanowił ratować sezon zatrudniając Goncalo Feio, któremu udało finiszować się na trzecim miejscu.

REKLAMA

Teraz następca Runjaicia znalazł się w podobnej sytuacji. Kiepską rundę jesienną, po której prawdopodobieństwo zdobycia tytułu zmalało uratowało przedłużenie gry w europejskich pucharach na wiosnę. Goncalo Feio ma mocniejsze karty w ręku niż Kosta Runjaic, dzięki doprowadzeniu klubu do historycznego sukcesu, jakim jest ćwierćfinał Ligi Konferencji. To może jednak nie wystarczyć, aby 35-latek rozpoczął kolejny sezon w roli trenera Legii Warszawa.

Goncalo Feio zagwarantował fanom wspomnienia

Fakty są jednak takie, że Goncalo Feio zapewnił kibicom Legii momenty, które będą wspominać długimi latami. Takie wieczory na Łazienkowskiej jak zwycięstwo z Betisem na otwarcie fazy ligowej Ligi Konferencji czy wygrana z Molde gwarantująca awans do ćwierćfinału tych rozgrywek to sukcesy, o których fani każdego polskiego klubu marzyli w ostatnich latach (obok Legii podobne chwile chwały mieli fani Lecha, a teraz także Jagiellonii). A przecież przed Legią jeszcze dwumecz z wielką Chelsea – kolejne wieczory, o których kibice oraz piłkarze Wojskowych będą mogli opowiadać swoim wnukom.

Udział w fazie grupowej (obecnie ligowej) europejskich pucharów od lat oznaczał dla polskich zespołów „pocałunek śmierci” i gorsze wyniki w Ekstraklasie. Sama Legia doświadczała tego na własnej skórze w ostatnich latach. Przekonał się o tym także Lech, który w sezonie 2020/21 skończył sezon w dolnej połowie tabeli, a dwa lata później nie utrzymał tempa w wyścigu mistrzowskim, natomiast 3. miejsce ze średnią 1,79 pkt/mecz oraz ćwerćfinał Ligi Konferencji i tak potraktowano jako spory sukces. W poprzednim sezonie problem z połączeniem gry w Europie i w kraju miał Raków, przez co w obecnych rozgrywkach nie reprezentowali Polski na arenie europejskiej.

Wydaje się jednak, że odbiór obecnego sezonu Legii przez opinię publiczną jest gorszy niż ostatnich zespołów, które musiały łączyć ligę z europejskimi pucharami. Być może to wina/zasługa… Jagiellonii Białystok. Skoro klub z o wiele mniejszym potencjałem i budżetem, który po raz pierwszy w historii gra w fazie zasadniczej europejskich pucharów jest w stanie notować podobne wyniki w Lidze Konferencji (awans do ćwierćfinału; tylko o jeden punkt mniej w fazie ligowej) oraz ciągle utrzymywać się w walce o tytuł (zgromadzili 11 „oczek” więcej niż zespół Feio w ligowej tabeli) to dlaczego Legia tak nie potrafi? Porównania nasuwają się same.

Ten sezon nie jest gorszy od normy

Legia pod wodzą Goncalo Feio w obecnym sezonie ma niższą średnią punktów na mecz niż w ostatnich latach. W poprzednich rozgrywkach wynosiła ona 1,74 pkt/mecz. Rok wcześniej, gdy nie grali w europejskich pucharach – 1,85. Po 25 kolejkach trwającego sezonu ligowego stołeczny klub punktuje w tempie 1,6 pkt/mecz. Mniej, ale te różnice można usprawiedliwić natłokiem spotkań związanym z grą w LK oraz Pucharze Polski. Odpadnięcie od peletonu walczącego o mistrzostwo Polski przed ostatnim etapem sezonu to dla Legii nic nowego. W Warszawie powinni zaakceptować tą sytuację zamiast nieustannie szukać kozłów ofiarnych takiego stanu rzeczy.

Goncalo Feio nie wypada gorzej od swojego poprzednika, co każdej stronie dostarcza argumentów na poparcie swojego stanowiska. Przeciwnicy Portugalczyka mogą optować za jego zwolnieniem, gdyż Kosta Runjaic wyleciał w dość podobnych okolicznościach. Wśród zwolenników będzie natomiast podnosił się głos, że rezultaty z ostatnich lat oddają realny potencjał zespołu i kolejna zmiana trenera nie daje żadnej gwarancji poprawy. Oczywiście, na finalne rezultaty tego sezonu musimy jeszcze poczekać, ale można odnieść wrażenie, że decyzja odnośnie do przyszłości Goncalo Feio sporo powie nam o postrzeganiu Legii przez same osoby nią zarządzające. Czy ciągle uważają ją za klub, który ma być w Polsce hegemonem i nie może wyłożyć się na żadnym froncie, czy też zaakceptowali, że należą do szerokiej czołówki w kraju i nie zawsze będą na szczycie?

Pogoń za sukcesem

Ostatnie lata Legii Warszawa wyglądają jak pogoń za sukcesem, który już przeminął. Kosta Runjaic wykonywał w Legii niezłą robotę, ale został zwolniony, bo na rynku pojawił się młody, obiecujący trener, który dawał nadzieję, że będzie wykonywał lepszą. Nie oszczędzano też na rynku transferowym. Goncalo Feio w momencie objęcia Legii nie miał już do dyspozycji jednej z dwóch największych klubowych gwiazd poprzedniej edycji Ligi Konferencji (Ernesta Muciego), a drugą (Josue) stracił w letnim okienku transferowym. Co ciekawe, Portugalczyk w programie „Liga+ Extra” w stacji telewizyjnej Canal+ stwierdził, że rozstanie z Josue nie było słuszną decyzją. Niemniej jednak, klub mocno zainwestował w nowych graczy. Tej zimy zapłacono 2,5 mln euro za wykup wypożyczonego Rubena Vinagre’a oraz 1,5 mln euro za Ilję Szkurina. Latem sporo wydano także na Migouela Alfarelę (1 mln euro), Jean-Pierre’a Nsame (kwota nieznana, serwis Meczyki pisał o około 2 mln euro) oraz Kacpra Chodynę (860 tys. euro).

Można debatować na ile są to nieudane transfery pionu sportowego (zwłaszcza w odniesieniu do Nsame i Alfareli), a na ile wina trenera, który nie potrafił wykorzystać umiejętności piłkarzy z niezłym CV, ale to temat na osobny tekst. Włodarze Legii odważnie wchodząc na rynek transferowy chcieli jednak wyprzedzić konkurencję, ale z perspektywy czasu wydaje się, że jednocześnie zaskoczyli trenera. Kadra była budowana pod system 3-5-2, a zespół zaczął grać lepiej dopiero po zmianie ustawienia na 4-3-3. Transfery Biczachczjana oraz Szkurina na razie również więcej namieszały w głowie trenerowi, który zaczął szukać nieoczywistych, może nawet dziwnych rozwiązań (Marc Gual w drugiej linii, Chodyna na lewym skrzydle, powrót do systemu z wahadłowymi z Rakowem) niż wydatnie pomogły zespołowi.

REKLAMA

Przyszłość Goncalo Feio prawdopodobnie zależy od Pucharu Polski

W Lidze Konferencji już nic nie muszą, w Ekstraklasie szanse na dogonienie czołowej trójki są nikłe, więc furtką do utrzymania się w europejskich pucharach na kolejny sezon pozostaje zdobycie Pucharu Polski. W ten sposób 35-latek może obronić swoją pozycję w oczach swoich przełożonych. O ile oczywiście nie rozpęta konfliktu, który rozsadzi klub od środka.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,765FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ