Nadeszło nieuniknione. Erik ten Hag został zwolniony z funkcji menedżera Manchesteru United. Holenderski szkoleniowiec przychodził do Premier League jako trener z dużym potencjałem, który w końcu może odbudować dawną pozycję klubu. Zamiast tego Czerwone Diabły z miesiąca na miesiąc i z sezonu na sezon prezentowały się coraz gorzej, co mogło doprowadzić tylko do jednej decyzji na Old Trafford. Porażka z West Hamem i zaledwie czternaste miejsce w tabeli po dziewięciu kolejkach Premier League przelały czarę goryczy.
Ten Hag miał obiecujący początek
Decyzja Manchesteru United o zakończeniu współpracy z Holendrem zasmuciła wielu. Jednak nie sympatyków Czerwonych Diabłów, a pozostałych kibiców z Premier League. Takie świadectwo świadczy o tym, jak nieudany był okres pracy ten Haga na Old Trafford. Dawniej to właśnie on mówił w kontekście Pepa Guardioli i Jurgena Klopa, że wszystkie ery dobiegają końca. Teraz dobiegła jego, ale nie era, a co najwyżej nieudana przygoda.
Mimo wszystko trzeba uczciwie przyznać, że podczas pierwszego roku jego pracy w Premier League nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. Trzecie miejsce w ligowej tabeli, ćwierćfinał Ligi Europy, finał FA Cup oraz wygrana Carabao Cup to wyniki, którymi po rozpoczęciu kariery na ławkach trenerskich w Anglii, nie mogło poszczycić się wielu menedżerów. Gra United również dawała powody do zadowolenia – ofensywa na czele z Bruno Fernandesem znów kreowała wiele sytuacji, Marcus Rashford został odrestaurowany, a obiecujące wejście do seniorskiej piłki zaliczył Alejandro Garnacho. Przeszkodą nie okazały się liczne kontuzje ani konflikt z Cristiano Ronaldo, który sprawił, że jedynymi dostępnymi napastnikami na większość sezonu byli Anthony Martial i Wout Weghorst. W porównaniu do wcześniejszego sezonu tylko Newcastle zaliczyło większy przyrost punktowy.
Droga donikąd
Wszystko co dobrze szybko się kończy, a w przypadku Holendra miesiąc miodowy trwał zaledwie 12 miesięcy. Po upływie roku wszystko posypało się jak domek z kart. Nieudane transfery, najgorszy w historii klubu start sezonu w lidze, kolejny konflikt w szatni, tym razem z Jadonem Sancho. Po świetnej formie Rashforda też nie było już śladu. Poza nielicznymi wyjątkami menedżer zawiódł w budowaniu największych gwiazd zespołu, o czym obszerną analizę przeczytacie TUTAJ.
O grze Czerwonych Diabłów z poprzedniej kampanii można byłoby długo się rozpisywać, ale w oceanie problemów i nieudanych pomysłów znalazło się tylko kilka sukcesów i dobrych rozwiązań. Widać było wizję Manchesteru United ten Haga. Tyle, że ta wizja okazała się absolutnie szalona, nieskuteczna i niedopasowana do realiów. Zamiast zrobić krok do przodu i włączyć się do walki o najwyższe cele, Czerwone Diabły runęły w kierunku przepaści. I to wcale nie są ostre słowa.
Nieudane pomysły
Ten Hag próbował stworzyć drużynę faz przejściowych, a stworzył tylko ogromne dziury między formacjami. Problemy jego systemu miały maskować indywidualne popisy jego podopiecznych, co też nie okazało się najlepszym pomysłem. Casemiro łatający ogromne przestrzenie między linią obrony a pomocy nie miał prawa zadziałać. Na pewno nie po trzydziestce. Niewiele zostało również z idei stworzenia maszyny do pressingu i skutecznego wyprowadzania piłki spod własnej bramki aż pod pole karne rywala. Gdy pomysły trenera zawodziły coraz częściej brakowało „planu b”. A skoro zawodziły coraz częściej, Holender próbował zmian indywidualnych i eksperymentów, ale i to nie zdawało sprawdzianu na boiskach Premier League. Już szczególnie w Lidze Mistrzów, gdzie zespół zajął ostatnie miejsce w grupie z Bayernem, Kopenhagą i Galatasarayem.
Ósma lokata oraz wygrana w FA Cup i tak były wynikami ponad stan. Według modelu goli oczekiwanych United było szóstą najgorszą defensywą Premier League i powinna stracić aż 74,76 goli. Jedynie fenomenalna dyspozycja Andre Onany (mimo słabego początku) uratowała zespół ten Haga przed totalną kompromitacją. Kameruński golkiper mimo tak wysokiego xGA wpuścił zaledwie 58 goli. Desperackie tłumaczenia, narzekanie na sędziów i zrzucanie odpowiedzialności za wyniki na kontuzje tylko rozwścieczały kibiców na Old Trafford. Nikt nie miał już wątpliwości, że 54-latek nie zagrzeje długo miejsca w klubie.
Spóźniona decyzja United
Ku zaskoczeniu wszystkich w meczu zamykającym sezon United pokonało City, to zagwarantowało drużynie z czerwonej części Manchesteru triumf w FA Cup, w dodatku odniesiony nad derbowym rywalem. Jednak dla klubu z Old Trafford okazało się to pyrrusowe zwycięstwo, bowiem było ostatnią deską ratunkową dla Erika ten Haga. INEOS co prawda wciąż rozważał zwolnienie, ale w obliczu braku porozumienia z Thomasem Tuchelem i brakiem jakościowych i dostępnych nazwisk na rynku trenerskim, postanowiono dać Holendrowi ostatnią szansę. Ostatnią szansę… która oznaczała przedłużenie kontraktu, ponieważ menedżera wiązała z klubem już tylko roczna umowa.
Półśrodki oczywiście okazały się błędem. United zaliczyło kolejny historycznie słaby start kampanii w Premier League, a ten Hag pobił swój własny rekord sprzed roku. Obecnie w Manchesterze nie kleiło się już nic i Onana znów jako jedyny nie zawodzi. Do solidnego poziomu nie dojeżdżał już nawet Fernandes, który dotychczas był gwarancją jakości. INEOS nie miał innej opcji niż przyznanie się do błędu.
Owa pomyłka okazała się bardzo kosztowna, gdyż ten Hag po raz kolejny ściągnął do klubu swoich byłych piłkarzy. Chociaż na razie duet Mazraoui, De Ligt, ściągnięty z Bayernu za 60 milionów euro nie prezentuje się wcale tak źle, to nikogo nie zdziwi, jeśli Holender i Marokańczyk skończą podobnie jak wcześniejsze transfery ten Haga. Antony, Casemiro, Malacia, Amrabat i Mount znajdują się na liście wstydu, a Martinez i Hojlund mieli dotychczas bardzo dobre momenty, ale przeplatali słabymi lub fatalnymi występami. Jedynym naprawdę udanym ruchem za kadencji Holendra okazał się Onana, bez którego United zapewne zwolniłoby swojego menedżera już dużo wcześniej. Bilans transferowy na Old Trafford mówi sam za siebie.
Zwolnienie ten Haga to krok w dobrą stronę, ale do odbudowy klubu jeszcze długa droga
Słowa Ole Gunnara Solskjeara dobrze wpisują się w obraz, który jest obecnie na Old Trafford. Udanych piłkarskich projektów nie ocenia się trofeami, tylko odpowiednio ukierunkowanym rozwojem. A właśnie tego najbardziej brakowało drużynie Erika ten Haga i jego zwolnienie tego nie zmieni. Holender zawiódł, zupełnie tak jak poprzedni menedżerowie odważni na tyle, by spróbować swoich sił w Manchesterze. Holendra na tle swoich poprzedników poza fatalną pozycją w tabeli wyróżnia pozostawienie klubu z problemami finansowymi i bardzo przeciętną kadrą, mimo setek milionów wydawanych na wzmocnienia. Jedyny plus po jego kadencji to odważne postawienie na młodszych graczy takich jak Kobbie Mainoo.
Dzisiaj Old Trafford wygląda jak tykająca bomba dla kogokolwiek, kto nie przejąłby tej drużyny. Tymczasowo do tej roli został przydzielony Ruud van Nistelrooy. Jednak angielskie media donoszą o poważnych rozmowach z Rubenem Amorimem, obecnie pracującym w Sportingu. I chociaż Portugalczyk jest jednym z najlepiej aspirujących trenerów nowego pokolenia, to jeśli rzeczywiście przeniesie się do Anglii, czeka go syzyfowa praca. Musi odbudować dawnego giganta, który dzisiaj bardziej przypomina ligowego średniaka, w szatni pełnej ego i przepłaconych piłkarzy. Zwolnienie ten Haga wcale nie oznacza, że United już niedługo wstanie z kolan.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej