Aż się nie chce wierzyć, ale reprezentacja Brazylii nie przegrała żadnego spotkania kwalifikacji Mistrzostw Świata, w którym zagrał Neymar. Żadnego, aż do tej nocy. Canarinhos zakończyli niezwykłą serię trwającą 8 lat, notując pierwszą od 22 lat klęskę przeciwko Urugwajowi.
Niewątpliwym zwycięzcą starcia okazał się Marcelo Bielsa
68-letni argentyński szkoleniowiec pracę z kadrą Urugwaju rozpoczynał m.in. od porażki z Ekwadorem, ale obecnie jego podopieczni są wiceliderem w strefie strefy Ameryki Południowej, notując gorszy bilans jedynie niż rozpędzona Argentyna. Zwycięstwo 2:0 nad Brazylijczykami zapewnili Darwin Núñez oraz Nicolás de la Cruz, ale to właśnie napastnik Liverpoolu okazuje się kluczowym graczem ekipy Bielsy. W decydujących momentach meczu potrafił zrobić różnicę, czego nie zdołali zrobić brazylijscy gwiazdorzy.
Canarinhos prowadzeni przez Fernando Diniza nie potrafią złapać właściwego rytmu. Z Urugwajem nie oddali nawet jednego celnego strzału, a zawodnicy pokroju Viniciusa, Bruno Guimaraesa czy Rodrygo wyglądali jak swoje marne kopie. Co więcej, poważnie wyglądającej kontuzji doznał Neymar. Na ten moment nieznane są wyniki badań, jednak najprawdopodobniej doszło do skręcenia lewego kolana – z możliwością uszkodzenia więzadeł. Nie chcemy stawiać diagnoz, jednak reakcja zawodnika sygnalizuje ryzyko poważnej kontuzji.
Urugwaj pod wodzą Bielsy zaczyna wyglądać coraz lepiej, Brazylia tak naprawdę czekając na konkretnego selekcjonera, nie może znaleźć swojego stylu. Oczywiście, Canarinhos zajmują w tym momencie 3. miejsce w grupie kwalifikacyjnej i musiałby wydarzyć się niesamowity cud, by zabrakło ich na Mundialu. O ile jednak u Urusów wizja Bielsy zaczyna zjednywać zawodników, o tyle Brazylijczycy – mając nieporównywalnie większy potencjał nie potrafią go wykorzystać. Wydaje się, że obserwujemy obecnie wyłącznie „przeczekiwanie” aż za kadrę zabierze się Carlo Ancelotti, co wielokrotnie sygnalizowano w ostatnich miesiącach.