Listopad 2020. Celtic Glasgow przyjeżdża do Pragi na mecz ze Spartą. Przegrywa 1:4. Na lewej pomocy w czeskim zespole występuje niejaki Matej Hanousek. 8 miesięcy później ten sam zawodnik melduje się w Krakowie, zakładając koszulkę Wisły.
Czy możemy mówić o hicie?
Mimo, że CV Czecha wygląda przyzwoicie – 177 spotkań na boiskach Fortuna Ligi, oraz 10 na poziomie Ligi Europy, daleki byłbym od huraoptymizmu. Hanousek we wspomnianym starciu z Celtikiem był jednym z najsłabszych na murawie, a jego bilans z zeszłego sezonu nie zachwyca. Mimo, że często ustawiany go w roli wahadłowego/lewego pomocnika (jest nominalnym lewym obrońcą), uzbierał dokładnie 0 asyst i 0 trafień. Świetnie, że grał dużo, niestety konkretów z tego było niewiele.
Czy Wisła popełnia błąd angażując się w sprowadzenie 28-letniego zawodnika?
Absolutnie nie. Tak jak przyznał Tomasz Pasieczny – dyrektor sportowy „Białej Gwiazdy”, w klubie poszukiwano zawodnika z doświadczeniem, który byłby wzmocnieniem linii defensywnej. Hanousek nie poradził sobie jako wahadłowy, ale to wciąż solidny zawodnik, którego największą zaletą wydaje się pracowitość. Pamiętamy z przeszłości, że siłą „dawnej” Wisły były przebojowe skrzydła. Czech wydaje się piłkarzem, który jest w stanie zrobić spore zamieszanie na boku. Oczywiście, nie trzeba wnikliwych analiz, żeby zauważyć, że z jego akcji w ubiegłbym sezonie wynikało mniej więcej tyle, co z gry polskich wahadłowych na Euro 2020 – ale w Ekstraklasie, gdzie gra się nieco wolniej może mieć łatwiejsze zadanie.
Plan Adriana Guli
Wygląda na to, że słowacki szkoleniowiec będzie chciał w najbliższym czasie dać szansę kilku młodym piłkarzom, a jednocześnie „zabezpieczyć się” starszymi zawodnikami pokroju Mateja. Nie jest to piłkarz, który podbije Ekstraklasę, ale powinien wnieść sporo ożywienia do gry Wisły.
Hanousek wypożyczony został na rok – ale Wisła zagwarantowała sobie prawo wykupienia kontraktu. Nic nie pozostaje Czechowi, niż pokazać na boisku, że na to zasługuje.