Doświadczenie i jakość wzięły górę. Jak Real Madryt wygrał swój 15. puchar Ligi Mistrzów

Real Madryt w finale Ligi Mistrzów na Wembley pokonał Borussie Dortmund 2:0, dzięki czemu sięgnął po swój 15. Puchar Europy. Chociaż Los Blancos przed meczem byli uważani za faworyta, tak pierwsza połowa znacząco nadszarpnęła ten status. Królewscy mogli mówić o szczęściu, ale po przerwie wzięli sprawy we własne ręce. Ostatecznie o ich zwycięstwie zadecydowały doświadczenie Carlo Ancelottiego, a także czysta piłkarska jakość jego zawodników, a nie uśmiech od losu.

Problematyczny początek

Zacznijmy od tego, z czego wynikały problemy Realu Madryt w pierwszej części meczu. Obie strony chciały realizować swoje własne założenia taktyczne, co było jak piłkarska gra w „papier kamień nożyce”. Borussia dobrze nakłada pressing na Real, ale jednocześnie miała znacznie bardziej wycofaną linię obrony i dobrze operowała w środku pola.

REKLAMA

Z drugiej strony Los Blancos nie pressowali dużą liczbą zawodników, ale będąc przy piłce, ustawiali się bardzo wysoko, momentami z obroną na linii środkowej boiska. To pozwalało im płynnie operować piłką i zmieniać stronę krótkimi podaniami, ale tworzyło to też duże zagrożenie po stracie piłki. BVB bowiem nastawiła się przede wszystkim na wykorzystywanie szybkości swoich zawodników, czego głównym beneficjentem był Karim Adeyemi. I tę rundę finałowego starcia zdecydowanie wygrywała Borussia.

Real Madryt cierpiał, ale z pierwszej połowy wyszedł bez szwanku

Real nie umiał tworzyć sobie okazji ofensywnych i w zasadzie skupiał się na próbie odpychania rywali spod własnego pola karnego. Źle wyglądał Rodrygo, który nie umiał znaleźć dla siebie miejsca i próbował kopiować niektóre zachowania Viniciusa, ale z gorszym skutkiem. Starał się nawet grać na lewym skrzydle blisko linii bocznej, ale i to nie pomagało. W przypadku Realu najwięcej zamieszania robiły ofensywne wejścia Daniego Carvajala z prawej strony, ale tu brakowało wymierzenia ostatniego podania.

Borussia włożyła w początek bardzo dużo sił i skupienia. Dobrze wypełniała założenia i umiejętnie wykorzystywała przewagę szybkościową. Problemem było natomiast wykończenie sytuacji. Czy to Adeyemi czy Niclas Fullkrug nie byli w stanie umieścić piłki w bramce. Na ich drodze stawał Thibaut Courtois czy nawet słupek. Można mówić o pechu, brakach jakościowych czy tremie związanej z finałem. Fakt jest taki, że BVB nie wykorzystała swoich sprzyjających minut i nie wyszła na prowadzenie wtedy, kiedy miała na to okazje.

Źródło: PolsatSport/X

Real Madryt zareagował po przerwie

W drugiej połowie zmieniło się bardzo dużo, zwłaszcza po stronie Realu Madryt. Ancelotti zmienił ustawienie swojego zespołu w fazie bez piłki, zostawiając jednego wysuniętego zawodnika zamiast dwóch. W ten sposób wzmocnił drugą linię, co znacząco wpłynęło na efektywność defensywy Realu. Z czasem Los Blancos zaczęli też przejmować kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi. BVB nie miała już tyle energii na grę ofensywną, a i Real Madryt nie zostawiał jej tyle miejsce na wykorzystanie szybkich zawodników. Borussia miała też coraz większe problemy z wyczuciem momentu meczu. Mieli z tyłu głowy, że przede wszystkim ich celem jest już nie stracić gola.

I tu coraz większą rolę odgrywało doświadczenie i jakość. Ancelotti swoją pracę wykonał w przerwie, odpowiednio przestawiając zespół. Resztę zrobili zawodnicy, którzy nie tracili głowy i wyczekiwali na swój moment. Kiedy już poczuli krew, tak nie tylko wyszli na prowadzenie, ale też poszli za ciosem. Druga bramka była efektem błędu Iana Maatsena, ale nie możemy przy tym zapominać o innych okazjach. Swoje szanse mieli Jude Bellingham, Toni Kroos z rzutu wolnego czy Eduardo Camavinga z dystansu.

Na tym poziomie różnice są minimalne, a to one rozstrzygają o wyniku meczu

Real Madryt jednak dobrze zarządzał tempem spotkania, pokazując, jak należy rozgrywać finały. W ich szeregach nie wdawała się panika w obronie, a przy tym nie tracili trzeźwego umysłu w ofensywie. W końcu zaczęli znajdować też więcej przestrzeni, co pozytywnie wpłynęło na grę Viniciusa czy Rodrygo, chociaż oczywiście ten drugi nadal pozostawał w drugim albo i trzecim szeregu. Najważniejsza okazała się jakość samych piłkarzy. Zawodnicy Los Blancos mieli do zaoferowania znacznie więcej, aniżeli tylko szybkość (której i tak nie można im odmówić). Lepiej radzili sobie w dryblingach, co skutkowało rzutami wolnymi na granicy pola karnego. Ostatecznie też lepiej radzili sobie z wykańczaniem stwarzanych okazji, chociaż te w większości nie były aż tak dobre jak te, które Borussia miała w pierwszej części spotkania.

Swoje trzy grosze dołożył też bramkarz. Courtois świetnie spisał się w kilku groźnych sytuacjach, podczas gdy Gregor Kobel nie dał drużynie „nic ekstra”. Oczywiście nie można Szwajcarowi nic zarzucić, bo nie popełnił żadnego błędy, ale też trudno porównywać go do Belga, uważanego za jednego z najlepszych bramkarzy na świecie. Borussia włożyła w ten mecz ogrom energii i serca, ale to okazało się niewystarczające. Nie dlatego, że w kluczowych momentach jakaś nadprzyrodzona moc wpłynęła na tor lotu piłki, a dlatego, że na tym poziomie decydują detale, które ze względu na doświadczenie i jakość piłkarzy tym razem stały po stronie Realu Madryt.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,718FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ