Klub z Rzeszowa w trzeciej kolejce Champions League stawał przed swoim najtrudniejszym zadaniem. Takim, którego realizacja automatycznie wpisywałaby się błyszczącym atramentem w kanonie sukcesów polskiej siatkówki. Mowa bowiem o rywalizacji z obecnie broniącymi tytułu mistrzyniami Europy. Imoco Volley Conegliano w poprzednim sezonie przejechał się po każdej napotkanej konkurencji, wygrywając nie tylko na Starym Kontynencie, ale także zgarniając włoski tryplet. A w tym nie poniósł jeszcze porażki (przed spotkaniem z DevelopResem miała na koncie serię dwunastu zwycięstw). Oba zespoły spotkały się już w grupie poprzedniej edycji. Wtedy dwukrotnie górą była włoska ekipa.
Porównywanie kłów
Najpierw to zespół Conegliano wyszedł na prowadzenie w pierwszym secie (3:6), dzięki serii skutecznych ataków. Jednak DevelopRes dzięki własnej kontrserii szybko wyrównał stan rywalizacji. A od stanu 10:10 zaczął widocznie przeważać. Rysice na zmianę powiększały swoją pulę, a przeciwniczki ofensywnie zbladły. Aczkolwiek pomimo dobrze wyglądającego 16:11 gospodynie bardzo szybko przekonały się, że Imoco potrafi odzyskiwać kontrolę nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Pomogły im też trochę zawodniczki Michala Maska, które częściej psuły swoje zagrywki. Niczym rożek na gorącym słońcu przewaga klubu z Rzeszowa topniała. I zniknęła w końcówce przy 21:21.
Oba zespoły miały w posiadaniu solidne argumenty do zaklepania dla siebie pierwszej partii. DevelopRes miał efektywnie zadającą ciosy Sabrinę Machado. Natomiast Imoco niesamowicie blokującą (a także punktującą) Marinę Lubian. Finalnie po długiej grze na przewagi to murarstwo włoskie (które pomogło dwukrotnie przy przechyleniu na swoją korzyść rezultatu 28:28) zatrzymało polskie uderzenia. Obie strony zasługują na pochwałę swoich defensyw, bowiem te potrafiły ratować nawet najbardziej niewyobrażalne piłki. Jednakże to obrona Conegliano okazała się odrobinę lepsza.
Trudno jest wrócić, ale warto próbować
Niestety już w drugim secie DevelopRes musiał gonić obrończynie tytułu. I ta gonitwa na różnych przestrzeniach miała wymiary dramatyczne (gdy na tablicy wyświetlało się 13:18), ale i pokrzepiające jak skuteczne zmniejszenie pięciopunktowej różnicy i doprowadzenie do kontaktu w postaci 17:18. Od tego jednak punktu mistrzynie Europy ponownie przyspieszyły i nie pozwoliły już na żadne niebezpieczne zbliżenia. Zadbały o to w szczególności Isabele Haak oraz Ting Zhu.
Partia numer trzy rozpoczęła się bardziej obiecująco. Nadal paliwo w rękach miała atakująca Machado. I to właśnie Brazylijka dała początek pierwszemu trwalszemu prowadzeniu DevelopResu (11:9), którego fundamenty mocno wzmocniły punkty zdobyte przez Agnieszkę Korneluk (bloki, atak i as). Wynik 15:11 naprawdę pozwalał wierzyć w złapanie kontaktu z rywalkami. Aczkolwiek pamiętając wydarzenia pierwszego seta, należało wstrzymać się z hurraoptymizmem. Przeklęte deja vu błędów własnych wyłoniło swoją twarz i jak za rzuceniem strasznej klątwy dystans przestał istnieć (20:20). Natomiast urzeczywistnił się triumf Conegliano, który wróci do Włoch bez strat. Ale Rzeszowiankom udało się przetrwać stresową sytuację. Przy 23:23 as Marrit Jasper dał piłkę setową, zaś ją wykończyła Monika Fedusio.
No comeback
Trochę poirytowane koniecznością kontynuowania gry podopieczne Daniele Santarelliego szybko objęły prowadzenie, lecz skromne i krótkie, gdyż trwające do 5:5. Proces sprawdzania mocy dwóch świetnych siatkarskich ekip trwał. Na chwilę przechylił się na stronę Rzeszowa (10:8) dzięki działaniom Korneluk. Później zmienił kierunek na włoski po skutecznych staraniach Isabelle Haak i odrobinie szczęścia (11:15). DevelopRes pogubił się po drodze i przestał przez długi okres zdobywać punkty. A Conegliano powiększało już dystans dość bezstresowo i finalnie dopięło swego.
KS DevelopRes Rzeszów – Imoco Volley Conegliano : (28:30, 20:25, 25:23, 15:25)