Kibice Pogoni oraz Lecha w przerwie między zakończeniem poprzedniego a rozpoczęciem trwającego sezonu nie mieli zbyt wielu powodów do optymizmu. Ich zespoły zawiodły w minionej kampanii, a latem nie wynagrodziły im tego, sprowadzając do klubu nowych piłkarzy. Zarówno Pogoń, jak i Lech minione rozgrywki zakończyły poza miejscem gwarantującym grę w eliminacjach europejskich pucharów, co było sporym rozczarowaniem. Dlatego też kibice — obawiając się powtórki sprzed roku — domagają się transferów. Jednak czy zawsze jest to najlepsze rozwiązanie?
Lech i Pogoń nie są faworytami do mistrzostwa
Przed startem obecnego sezonu Ekstraklasy spośród kandydatów do mistrzostwa to właśnie w obozie Lecha oraz Pogoni były najgorsze nastroje. Niewielu ekspertów którąś z tych drużyn upatrywało jako kandydata do mistrzostwa. Znacznie większe szanse daje się Legii oraz Rakowowi czy też nawet Jagiellonii, która prawdopodobnie jesienią będzie musiała pogodzić grę w lidze z europejskimi pucharami. Niemniej jednak ani w Poznaniu, ani w Szczecinie nie dali powodów, aby bez cienia wątpliwości stwierdzić, że nadchodzące rozgrywki będą lepsze od tych wcześniejszych. Co prawda, Lech zatrudnił nowego trenera, jednak poza nim do klubu przyszło tylko dwóch nowych piłkarzy. Można mieć więc wątpliwości, czy z praktycznie tej samej grupy piłkarzy Niels Frederiksen zdoła zbudować zespół na miarę walki o mistrzostwo, skoro nie udało się to dwóm wcześniejszym trenerom.
W Pogoni z kolei – pomimo nieudanej poprzedniej kampanii – postanowili dać Jensowi Gustafssonowi drugą szansę. Portowcy poprzedni sezon zakończyli na czwartym miejscu, jednak największym rozczarowaniem była porażka w finale Pucharu Polski z pierwszoligową Wisłą Kraków. Pogoń po raz kolejny zawiodła w decydującym momencie, nie wstawiając do swojej gabloty pierwszego w historii klubu trofeum. Co więcej, czwarte miejsce w lidze przy słabszej dyspozycji faworytów również pozostawiało spory niedosyt. Druga taka szansa długo może się przecież nie powtórzyć. Skoro skorzystała na tym Jagiellonia oraz – w mniejszym stopniu – Śląsk, to zasadne pozostaje pytanie, dlaczego nie udało się Portowcom.
Lech nadal ma kadrę gotową do walki o mistrzostwo
Jednak zarówno w Lechu, jak i Pogoni nie zdecydowano się po nieudanym sezonie zburzyć wszystkiego i zaczynać od nowa. Zamiast rewolucji postawiono na stabilizację. Uznano, że obecna kadra jest wystarczająco mocna, a poprzednia kampania była tylko wypadkiem przy pracy. Zresztą są podstawy, aby w to wierzyć. Już przed poprzednim sezonem kadra Lecha była uznawana za jedną z najmocniejszych w historii. Lech miał nie tylko walczyć o mistrzostwo, ale również bez problemu rywalizować w europejskich pucharach. Rok temu przecież na wzmocnienia wydano ponad dwa miliony euro, a Ali Gholizadeh miał zostać gwiazdą ligi.
Jednak ani John Van Den Brom, ani Mariusz Rumak nie potrafili wykrzesać z drużyny pełni potencjału. Dlatego też jedyną zmianą jest zatrudnienie Frederiksena, który ma oderwać od Kolejorza łatkę „sytych kotów”. W tym wypadku to trener ma być tym, który odmieni tę drużynę, ponieważ pod względem personalnym w Lechu zaszły niewielkie zmiany. Z piłkarzy regularnie grających odeszli jedynie Nika Kwekweskiri, Alan Czerwiński, Barry Douglas i Artur Sobiech. Niemniej, żaden z nich nie odgrywał w zespole kluczowej roli i raczej nie grałby w wyjściowej jedenastce u nowego szkoleniowca. Z kolei do klubu przyszli środkowy obrońca Alex Douglas i rezerwowy napastnik Bryan Fiabema, a z wypożyczenia wrócił Antoni Kozubal, który w okresie przygotowawczym wywalczył miejsce w podstawowym składzie.
Pogoń w niezmienionym składzie
Podobnie postąpiono w Pogoni. Jedynym nowym transferem Portowców jest rezerwowy bramkarz Krzysztof Kamiński. Ponadto na stałe po wypożyczeniu wykupiono Valentine’a Cojocaru. Z klubu odeszli z kolei jedynie zawodnicy odstawieni na boczny tor przez Gustafssona w poprzednim sezonie – Luka Zahović, Kacper Kostorz i Bartosz Klebaniuk. Co prawda, Pogoń nie wzmocniła się w trwającym okienku, jednak trzon kadry został zachowany, co często okazuje się nawet ważniejsze. Na spotkanie pierwszej kolejki z Koroną w podstawowej jedenastce było 10 tych samych piłkarzy, co na ostatni mecz przeciwko Górnikowi w poprzedniej kampanii.
Zresztą miniony sezon Portowców wcale nie był aż taki zły. Oczywiście czwarte miejsce ze średnią punktów 1,62 na mecz to dość przeciętny wynik, jednak tylko Raków i Legia – według oficjalnych statystyk Ekstraklasy – miały lepszą różnicę pomiędzy golami oczekiwanymi strzelonymi a straconymi. Można więc mieć nadzieję, że tym razem Pogoń będzie mieć więcej szczęścia i statystyki te przełożą się na wyniki. Ponadto w poprzednim sezonie ekipa Gustafssona musiała łączyć grę w lidze z Pucharem Polski, gdzie doszła do finału. Zresztą przegrana ta miała duży wpływ na końcówkę rozgrywek. Po porażce z Wisłą zawodnicy nie byli w stanie podnieść się mentalnie, wiedząc, że wypuścili z rąk szanse na pierwsze trofeum w historii klubu.
Szansa dla młodych
Mecze pierwszej kolejki pokazały, że droga, którą obrały Lech i Pogoń może być właściwa. Oczywiście ocenić to będziemy mogli dopiero za kilka miesięcy, jednak obie drużyny mają powody do optymizmu. Portowcy pewnie pokonali Koronę 3:0, a jedną z bramek strzelił debiutujący w Ekstraklasie 20-letni Kacper Łukasiak, który poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w Górniku Łęczna. Obiecujące wejście z ławki zaliczył również 18-letni Patryk Paryzek, który zdążył pokazać się już w poprzedniej kampanii. Kto wie, czy dostaliby oni szanse, gdyby Pogoń latem sprowadziła do klubu nowych zawodników?
Z kolei Lech nie wygrał tak pewnie, aczkolwiek i tak był lepszy od Górnika i zasłużenie zgarnął trzy punkty. W porównaniu do kadencji Mariusza Rumaka poprawa pod względem stylu gry była widoczna gołym okiem. Wyróżniającym się zawodnikiem w tym spotkaniu był 19-letni Antoni Kozubal, wypożyczony w poprzednim sezonie do GKS-u Katowice. Czy dostałby on szansę, gdyby Kolejorz zdecydował się przeprowadzić rewolucje i ściągnąć kilkunastu nowych piłkarzy? Być może tak, jednak z pewnością na Frederiksenie ciążyłaby większa presja związana ze stawianiem na pozyskanych latem piłkarzy.
Kolejnym powodem, dla którego Lech i Pogoń nie muszą tego lata się wzmacniać, jest brak gry w europejskich pucharach. Oba kluby przez cały sezon będą rywalizować jedynie na dwóch frontach, do czego nie jest potrzebna aż tak szeroka kadra. Oczywiście warto zabezpieczyć się na wypadek kontuzji, jednak na koniec na boisko może wyjść tylko jedenastu zawodników. A im więcej piłkarzy jest w klubie, tym później więcej jest niezadowolonych, którzy uważają, że powinni częściej pojawiać się na murawie. W przypadku braku transferów szanse mogą dostać młodzi utalentowani Polacy, którzy już na inaugurację sezonu pokazali, że potrafią grać w piłkę. Brak wzmocnień wcale nie musi oznaczać, że zarówno Lech, jak i Pogoń wypisały się z walki o mistrzostwo.