Czy to pora na europejskiego selekcjonera w reprezentacji Brazylii?

Z własnego doświadczenia doskonale wiemy, jak trudnym tematem jest wybór selekcjonera reprezentacji w piłce nożnej. Jednym z głównych tematów jest zawsze kwestia narodowości trenera — czy sięgnąć po kogoś z domowego podwórka, czy poszukać fachowca poza granicami kraju. W historii reprezentacji Brazylii tylko jeden raz kadrę prowadził nie-Brazylijczyk. Było to jednak w 1925 roku i trwało 60 dni, a selekcjonerem był wówczas Urugwajczyk, Ramon Platero. Czy obecnie, kiedy niemal cała kadra reprezentacji składa się z zawodników występujących w Europie, jest najlepszy moment na zmiany i zatrudnienie klasowego trenera wywodzącego się ze Starego Kontynentu?

REKLAMA

Rozczarowująca seria

Ostatni sukces Brazylii na mistrzostwach świata miał miejsce w Korei i Japonii w 2002 roku. Od tamtego czasu aż czterokrotnie Canarinhos odpadali na etapie ćwierćfinału i raz zajęli 4 miejsce podczas mundialu we własnym kraju. Porażka z Chorwacją oznacza jednocześnie, że obecnie trwająca zła passa będzie najdłuższą w historii reprezentacji Brazylii. Do tej pory najdłuższa przerwa między kolejnymi tytułami Mistrza Świata trwała 24 lata, a miała miejsce między 1970, a 1994 rokiem. Różnica jest taka, że wtedy Canarinhos w międzyczasie udało się sięgnąć po medale. W 1978 roku wrócili z Argentyny jako trzecia drużyna świata.

Obecnie problem jest większy, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Od wspomnianego 2002 roku Brazylii nie udało się pokonać w fazie pucharowej Mistrzostw Świata topowej europejskiej reprezentacji. W 2006 roku na ich drodze stanęła Francja, w 2010 w RPA była to Holandia, a na własnej ziemi doznali pogromu od późniejszych mistrzów, Niemców. Na mundialu w Rosji lepsza okazała się Belgia, a w Katarze nie dali rady Chorwacji. Brazylia na tych turniejach potrafiła zachwycać w meczach przeciwko drużynom z Ameryki, Afryki czy Azji. Kiedy jednak trafiali na silną drużynę europejską, za każdym razem wracali na tarczy. Porażek w tym czasie doznało czterech różnych selekcjonerów. Po jednym razie Carlos Alberto Parreira (2006), Dunga (2010) i Luiz Felipe Scolari (2014), a dwukrotnie Tite (2018 i 2022).

Kres indywidualności

Wszystkie imprezy po kolei miały wiele punktów wspólnych. Za każdym razem Brazylia była kandydatem do złota, z brazylijskim selekcjonerem i wieloma gwiazdami grającymi w Europie. Za każdym też razem kończyło się na sporym rozczarowaniu i, nie licząc 2018 roku, na zmianie selekcjonera. Zmieniały się jednak postacie, ale nic poza tym. Brazylia niezmiennie polegała na indywidualnych umiejętnościach swoich zawodników. Wszystko to w czasach, kiedy taktyka w piłce nożnej została wyniesiona na wyżyny. Odpowiedni plan na mecz jest w stanie wykluczyć z gry kluczowych zawodników rywali i uniemożliwić im wpłynięcie na losy meczu. Przebłyski są zapamiętywane przez przeróżne kompilacje, ale nie pomagają sięgnąć po trofeum.

Nie jest przypadkiem, że Brazylia za każdym razem odpadała z mundialu po meczu z reprezentacją europejską. O ile bowiem mają kadrę złożoną z zawodników występujących w czołowych ligach europejskich, tak, jeżeli chodzi o wybór selekcjonerów, opierają się na krajowych menadżerach. I chociaż w kwestiach piłkarzy mogą równać się z reprezentacjami europejskimi, tak już patrząc na ławkę trenerską, różnica poziomów jest dość duża. Nawet patrząc na mundial w Katarze i ostatnie starcie z Chorwacją najwięcej zarzutów można kierować w kierunku selekcjonera. Tite słabo reagował na wydarzenia boiskowe (albo w ogóle nie reagował), a i przeprowadzane przez niego zmiany nie były trafione. Najzwyczajniej nie pomógł drużynie w wygraniu tak ważnego meczu.

Czy to wreszcie pora na zmiany?

Już jakiś czas temu w mediach pojawiały się informacje o rozmowach między Brazylijską Federacją Piłkarską a Pepem Guardiolą. Obecnie taki scenariusz wydaje się mało realny, zwłaszcza że Hiszpan podpisał ostatnio nową umowę z Manchesterem City. Może to być krok w dobrą stronę dla samej kadry. Spojrzenie na menadżerów europejskich jest oznaką zweryfikowania pewnych problemów trapiących reprezentację Brazylii, które być może uniemożliwiają im powrót na piłkarski tron.

Podobny trend możemy dostrzec również wśród klubów brazylijskich. Coraz częściej decydują się oni na zatrudnianie trenerów z Europy, póki co głównie z Portugalii. Takie kroki pomogły Palmeiras dwukrotnie zwyciężyć w Copa Libertadores pod wodzą Abela Fereiry, a wcześniej udało się to Flamengo prowadzonemu przez Jorge Jesusa. Inne metody pracy, znacznie nowocześniejsze, aniżeli wśród trenerów brazylijskich, a także inne podejście do taktyki, to rzeczy, które najbardziej rzucały się w oczy. Oczywiście, są też wyjątki, jak chociażby Paulo Sousa, który z Flamengo osiągał bardzo rozczarowujące wyniki. Wszystko opiera się jednak na odpowiednim przeszukaniu rynku trenerskiego i dobrania odpowiedniej osoby. Całość pokazuje jednak, że w Brazylii zachodzą pewne zmiany, które w najbliższym czasie mogą sięgnąć nawet reprezentacji.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,600FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ