Od czasu zatrudnienia Michała Probierza na stanowisku selekcjonera minął ponad rok. 52-latek prowadził kadrę już w 17 meczach. Tymczasem wciąż jego największym osiągnięciem pozostaje pokonanie w barażach najpierw Estonii, a następnie Walii po serii rzutów karnych. Od tego momentu było tylko gorzej. Najpierw jeden punkt podczas Euro 2024 zdobyty przeciwko Francji w meczu o honor, kiedy nie mieliśmy już szans na wyjście z grupy, a nasz rywal był pewny awansu do fazy pucharowej. Następnie jedna wygrana w Lidze Narodów i spadek do dywizji B. Jeśli dodamy do tego wcześniejszy brak awansu z grupy eliminacyjnej na mistrzostwa Europy, można zacząć się zastanawiać czy Michał Probierz to odpowiednia osoba do tej roli.
Michał Probierz nie broni się wynikami
Trenera czy też selekcjonera zawsze najłatwiej rozliczać po wynikach. A tak się składa, że te każą się zastanowić nad dalszą przyszłością obecnego selekcjonera. Z 17 meczów pod wodzą Probierza reprezentacja Polski wygrała tylko sześć. Co więcej, trzy wygrane zostały odniesione w meczach towarzyskich. Gdyby okroić ten bilans jedynie do starć o stawkę, są to trzy zwycięstwa w 14 meczach. Jeszcze gorzej wygląda to jeżeli spojrzymy, z jakimi przeciwnikami wygrywał Michał Probierz. Dwaj z nich – Wyspy Owcze i Estonia – nie są poważnymi reprezentacjami. Wyjątkiem jest tutaj Szkocja, choć i tak wygraną na Hampden Park zapewniliśmy sobie dopiero w 97. minucie.
Oczywiście jest jeszcze wygrana w serii jedenastek z Walią w finale baraży (w regulaminowym czasie był jednak remis, więc ciężko zaliczyć to jako zwycięstwo) oraz w meczach towarzyskich z Łotwą, Ukrainą i Turcją. O ile pokonanie tej pierwszej reprezentacji to formalność, tak tych dwóch następnych już nie. Niemniej jednak wciąż są to tylko i jedynie sparingi, które były przygotowaniami przed Euro i wynik schodził na dalszy plan. Na usprawiedliwienie Probierza należy też dodać, że w większości Polska mierzyła się w tym czasie z mocnymi reprezentacjami z europejskiej czołówki – Holandią, Austrią, Francją oraz dwukrotnie z Chorwacją i Portugalią. Jest to aż siedem z 17 spotkań.
Brak balansu pomiędzy ofensywą a defensywą
Niemniej jednak, w tym czasie nie potrafiliśmy pokonać chociażby Czechów czy Mołdawii na własnym stadionie, co miało duży wpływ na brak bezpośredniego awansu z grupy na Mistrzostwa Europy. Oczywiście głównym winnym należy wskazać Fernando Santosa, aczkolwiek Michał Probierz też dołożył swoją cegiełkę do tej kompromitacji. Co więcej, za kadencji obecnego selekcjonera po raz pierwszy spadliśmy z dywizji A Ligi Narodów. Nie licząc pierwszej edycji, kiedy grupy były trzyzespołowe, nigdy nie zdobyliśmy mniej punktów. Okazaliśmy się słabsi od Szkotów – reprezentacji o podobnym lub nawet niższym potencjale kadrowym.
Największym problemem pod wodzą Probierza jest organizacja gry w defensywie. We wszystkich 17 meczach straciliśmy 27 goli. Na „zero z tyłu” zdołaliśmy zagrać jedynie w konfrontacjach z Wyspami Owczymi, Łotwą i Walią. Biorąc pod uwagę poważnych rywali jest to tylko jedno czyste konto. W dodatku w meczu, w którym od początku byliśmy nastawieni na wynik i neutralizację ofensywnych atutów rywala. W samej Lidze Narodów w sześciu meczach daliśmy sobie wbić 16 bramek. Ze wszystkich dywizji gorsze pod tym względem są jedynie Bośnia i Hercegowina oraz – prowadzony przez Fernando Santosa – Azerbejdżan (po 17). Michał Probierz – wbrew przewidywaniom – chce grać ofensywnie, jednak nie potrafi znaleźć równowagi pomiędzy atakiem a obroną.
Michał Probierz nie robi wszystkiego źle
Po całkiem udanym Euro – mimo jednego zdobytego punktu – Michał Probierz dostał u kibiców kredyt zaufania. Liga Narodów miała być czasem na zbudowanie reprezentacji i przygotowanie jej do eliminacji mistrzostw świata, które rozpoczną się już w marcu, ewentualnie – jeżeli trafimy do czterozespołowej grupy – we wrześniu. Spadek z dywizji A i rozczarowujące wyniki sugerują, że był to czas stracony. Że po raz kolejny zmarnowaliśmy kilka miesięcy, w trakcie których reprezentacja mogłaby wykonać krok w przód, a tego nie zrobiła. Mimo wszystko, to też nie tak, że Michał Probierz nic nie zrobił. Że jego kadra – jak to było w przypadku Fernando Santosa – stoi w miejscu i nie widać tam żadnego pomysłu.
Za kadencji obecnego selekcjonera czołową postacią reprezentacji stał się Nicola Zalewski. Istotną rolę zaczął odgrywać Kacper Urbański i wpuszczenie go na boisko z ławki jako debiutanta było sporą odwagą Probierza. Pod wodzą 52-latka bardziej komfortowo czują się też zawodnicy dobrzy technicznie, jak Piotr Zieliński czy Sebastian Szymański. Trzeba też oddać selekcjonerowi, że pomimo słabej organizacji gry w defensywie, Polska nie ma większych problemów ze stwarzaniem sytuacji i strzelaniem goli. Nasza reprezentacja wreszcie potrafi grać kombinacyjnie, pod pressingiem nie wybija piłki na uwolnienie oraz częściej odbiera piłkę na połowie rywala.
Reprezentacja powinna iść w tę stronę
Tę ofensywną twarz reprezentacji mogliśmy m.in. zobaczyć w pierwszej połowie meczu z Portugalią oraz do strzelonej bramki przeciwko Szkocji. Oczywiście ze względu na porażki w obu tych spotkaniach, zgrupowania tego nie możemy zaliczyć do udanego. Niemniej jednak były fragmenty, w których nasza gra wyglądała obiecująco. Kiedy graliśmy agresywnie wysokim pressingiem, chcąc jak najszybciej odebrać piłkę. Przeciwko Szkocji do gola Kamila Piątkowskiego zanotowaliśmy – według danych z Whoscored – aż sześć odbiorów na połowie rywala (przy ani jednym przeciwnika) oraz oddaliśmy 17 strzałów. Natomiast w starciu z Portugalią do przerwy nie pozwoliliśmy na ani jedno celne uderzenie, a sami oddaliśmy takie trzy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te drugie połowy i zarządzanie meczem przez selekcjonera.
Problemy zaczęły się wówczas, gdy Michał Probierz odszedł od swojej koncepcji i nastawił zespół nieco bardziej defensywnie. Przeciwko Portugalii w przerwie Dominik Marczuk zmienił Mateusza Bogusza, a w efekcie drużyna przeszła z ustawienia 5-3-2 na 5-4-1 w celu neutralizacji lewej strony i grającego tam Rafaela Leao. W efekcie nasz pressing nie był już tak skuteczny, przez co oddaliśmy piłkę rywalom i pozwoliliśmy im na przejęcie kontroli nad spotkaniem. Z kolei w spotkaniu ze Szkocją cofnęliśmy się, mając korzystny wynik. Problemem po raz kolejny okazało się jednak to, że grając w taki sposób, nie jesteśmy wystarczająco agresywni w ataku na zawodnika z piłką oraz nie potrafimy kreować sytuacji.
Jedynym meczem, w którym Michał Probierz nastawił zespół defensywnie i udało mu się odnieść sukces, był finał baraży z Walią. Niemniej jednak, pokonanie reprezentacji o podobnym lub nawet niższym potencjale po serii jedenastek nie jest sygnałem, że tak powinniśmy grać. Ponadto przeciwko takiemu sposobowi gry można przywołać przegrane 1:3 starcie z Austrią na Euro czy wyjazdowe mecze przeciwko Chorwacji (0:1) oraz Portugalii (1:3), które mimo wyniku były jeszcze gorsze niż ostatnia porażka 1:5 z reprezentacją Roberto Martineza na Stadionie Narodowym.
Błędne koło
Od 2018 roku i zwolnienia Adama Nawałki reprezentacja Polski jest ciągłym placem budowy. Na każdy wielki turniej jeździmy z innym trenerem. Każde eliminacje zaczynamy z innym selekcjonerem. Michał Probierz jest już piątym od tego czasu. Dla porównania wszystkie czołowe reprezentacje zatrudniała w tym czasie jednego, dwóch lub maksymalnie trzech. Tymczasem nasza kadra wciąż nie może znaleźć na siebie pomysłu. Próbowaliśmy już chyba wszystkiego. Polaka i obcokrajowca. Trenera defensywnego i ofensywnego. Grać na wynik oraz atrakcyjnie i widowiskowo. I tak w kółko. Średnio co roku zmieniamy selekcjonera, jednak tak naprawdę nie zmienia się nic. Wciąż stoimy w tym samym miejscu.
Oczywiście Michał Probierz dał wiele powodów do zwolnienia i niepowierzania mu misji awansu na Mistrzostwa Świata. Miniona edycja Ligi Narodów miała być czasem na zbudowanie drużyny, jednak wciąż pozostaje wiele znaków zapytania. Niemniej jednak, czy kolejna zmiana selekcjonera będzie rozwiązaniem problemów? Michał Probierz już obrał kierunek, w jakim ma zmierzać jego drużyna i jest na jakimś etapie budowy. Gdyby przyszedł nowy selekcjoner, to znów musiałby na nowo uczyć się specyfiki tej pracy lub/i – w przypadku obcokrajowca – poznawać realia polskiej piłki. A na to w obliczu nadchodzących eliminacji, które zakończą się już za rok, nie mamy za wiele czasu.