Kiedy w dobie transferowego szaleństwa co chwilę dostajemy nowe informacje o potencjalnych przenosinach Polaków do nowych klubów – jest jeden zawodnik, w kontekście którego kompletna cisza mnie zaskakuje. Mateusz Klich – bo o nim mowa – nie może być pewny podstawowego składu w Leeds i biorąc pod uwagę pozostałe okoliczności (o których napiszę w dalszej części tekstu) reprezentant Polski powinien rozważyć zmianę klubu jeszcze w tym okienku.
Zmiana trenera
W piłkarskim słowniku funkcjonuje powiedzenie, że „piłkarz X jest żołnierzem trenera Y”. Choć często jest ono trochę nadużywane to w przypadku relacji Mateusza Klicha z Marcelo Bielsą śmiało możemy go użyć. Kiedy argentyński trener przychodził na Elland Road Klich był już od roku w klubie, ale pierwszą połowę sezonu 2017/18 spędził na ławce w Leeds, a drugą – na wypożyczeniu w Utrechcie. Przez całą zagraniczną karierę Mateuszowi tylko wychodziło w Holandii, wszędzie indziej nie mógł się odnaleźć. Aż poznał Marcelo Bielsę. Argentyńczyk uczynił Klicha piłkarzem podstawowego składu, pod jego okiem rozwinął się piłkarsko i po awansie do Premier League nadal był ważnym elementem układanki trenera. Choć były momenty, w których Klichowi zdarzało się rozpoczynać mecz jako rezerwowy to i tak żaden piłkarz nie rozegrał więcej minut podczas kadencji Bielsy w Leeds.
Kiedy pod koniec lutego Marcelo Bielsa został zwolniony, a nowym szkoleniowcem Pawi został Jesse Marsch można było się spodziewać, że Klich będzie jednym z przegranych takiej zmiany. Choć 32-latek w większości spotkań u nowego szkoleniowca łapał się do wyjściowej jedenastki (9 z 12) to duże znaczenie miały też problemy zdrowotne w obozie Leeds United. W nowym ustawieniu 4-2-2-2/4-4-2 Klich jako jeden z dwóch defensywnych pomocników miał więcej zadań defensywnych, a ponadto cały zespół musiał więcej biegać za piłką (średnie posiadanie piłki spadło z 54,3% za kadencji Bielsy do 46,6% pod wodzą Marscha). Najpoważniejszym sygnałem, że amerykański trener nie ma pełnego przekonania do naszego rodaka był ostatni mecz sezonu o utrzymanie, gdzie dwójkę cofniętych pomocników tworzyli Kalvin Phillips i nominalny napastnik, 20-letni Sam Greenwood.
Szansa się pojawiła, ale zniknęła
Latem kadra Leeds mocno się pozmieniała (o czym szerzej możecie przeczytać w tym tekście). Jesse Marsch dostał dużą swobodę od zarządu w kwestii transferów i zaczął budować zespół na swój sposób. A to oznacza, że na Elland Road powstaje projekt pod nieoficjalnym szyldem Red Bulla. Mateusz Klich mógł zacierać ręce, kiedy Manchester City przyklepał transfer Kalvina Phillipsa, który przerastał zespół i miałby zagwarantowane miejsce w pierwszej jedenastce. Niemniej jednak, do walki z Polakiem o miejsce w składzie doszło czterech kandydatów:
- Marc Roca – defensywny pomocnik sprowadzony z Bayernu Monachium
- Tyler Adams – zawodnik, który jest 15. na liście graczy, którzy spędzili najwięcej minut na boisku pod wodzą Jessego Marscha. Rodak trenera, który był szkolony w strukturach Red Bulla.
- Brenden Aaronson – choć to zawodnik o profilu bardziej ofensywnym to jako jeden z dwójki pomocników też może zagrać. Jesse Marsch współpracował z nim pół roku w RB Salzburg. To najdroższy transfer Pawi w tym okienku (ponad 30 mln euro), więc na pewno w klubie mają plan na 21-latka i spore oczekiwania względem niego.
- Darko Gyabi – 18-latek sprowadzony z młodzieżowej drużyny Manchesteru City. Ten transfer akurat powinniśmy rozpatrywać bardziej w kategoriach melodii przyszłości.
Jedynym środkowym pomocnikiem – obok Mateusza Klicha – który pamięta Marcelo Bielsę jest Adam Forshaw. Konkurencja dla Polaka znacznie się zwiększyła. Patrząc na politykę transferową Leeds United możemy spodziewać się, że Jesse Marsch chce stawiać na zawodników młodych, a ci zaznajomieni już z filozofią Red Bulla będą mieć już na starcie ułatwione zadanie. Adaptacja w nowym środowisku nie powinna być tak trudna, jak przy większości sprowadzanych zawodników.
Mateusz Klich musi myśleć o mundialu
Oczywiście, Mateusz mógłby zagryźć zęby i dać sobie czas, aby udowodnić trenerowi swoją wartość. Jednakże, czasu niestety nie ma, bo już za kilka miesięcy rozpoczną się Mistrzostwa Świata w Katarze. Jak pokazała liczba powołanych na ostatnie zgrupowanie – Czesław Michniewicz ciągle szuka i wybiera spośród szerokiej grupy zawodników. Forma na początku sezonu będzie więc kluczowa dla piłkarzy, którzy walczą jeszcze o powołanie. A Mateusz Klich – wbrew pozorom – właśnie należy do tej grupy. Pomocnik Leeds na ostatnim zgrupowaniu Ligi Narodów rozegrał łącznie zaledwie 80 minut w 4 meczach. Raz wyszedł w podstawowym składzie, raz wszedł z ławki, a w dwóch w ogóle nie pojawił się na boisku. Biorąc pod uwagę, że dla Klicha to pierwsza – i być może również ostatnia – szansa na wyjazd z reprezentacją na wielką imprezę możemy zakładać, że bardzo zależy mu na otrzymaniu powołania na mundial.
To czynniki, które przemawiają za tym, aby Mateusz Klich poszukał tego lata nowego klubu. 32-latek podjął jednak decyzję, że przepracuje okres przygotowawczy pod okiem Jessego Marscha i powalczy o jak najwyższe miejsce w hierarchii środkowych pomocników. Nowo sprowadzeni piłkarze – mimo, że wcześniej współpracowali z trenerem – mogą mieć kłopoty w aklimatyzacji. Znamy przypadki wielu piłkarzy, którzy nie mogli odnaleźć się w Premier League, więc tutaj możemy upatrywać szansy dla Klicha.
Na razie w mediach o potencjalnym transferze Mateusza panuje kompletna cisza. I przez najbliższe dwa tygodnie, czyli do startu nowego sezonu Premier League najprawdopodobniej tak zostanie. Jeśli Klich w pierwszych meczach będzie grzał ławę – wówczas może pojawić się temat zmiany klubu. Jednakże, zmiana pracodawcy w trakcie sezonu w tym momencie również jest ryzykowna. Zdecydowana większość piłkarzy potrzebuje trochę czasu, aby dostosować się do wymagań, jakie musi spełnić w nowym klubie, a ponadto trudniej o miejsce w składzie bez przepracowania z zespołem okresu przygotowawczego.
Po więcej treści z Premier League koniecznie zajrzyjcie na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej