Gdyby zapytać przeciętnego Polaka interesującego się sportem, czy decyzja o zwolnieniu Brzęczka była słuszna, pewnie ponad 90% odpowiedziałaby, że jak najbardziej. Zresztą, podobne wyniki uzyskalibyśmy badając kibiców mocno wsiąkniętych w piłkę nożną, niezależnie od przedziału wiekowego. Odsetek twierdzących odpowiedzi byłby jedynie niższy w przypadku dziennikarzy sportowych, często zachowujących “poprawność polityczną”, choć i wśród nich znaczna część nie była zwolennikami Jerzego Brzęczka i nie ukrywała swojego zadowolenia po dzisiejszym komunikacie obwieszczając to światu na Twitterze. Jednak czy Jerzy Brzęczek naprawdę był tak słaby, jakim się go maluje?
Cele zrealizowane
Główne zarzuty pod adresem byłego już selekcjonera nie zmieniały się już od dłuższego czasu: słaby styl gry, brak widocznych postępów i regularny oklep od silniejszych rywali. Oczywiście, to racja i nie ma sensu tutaj bronić Jerzego Brzęczka. Fakty są jednak takie, że Zbigniew Boniek zwolnił trenera, który wykonywał wszystkie powierzone mu misje.
Za pierwszą Ligę Narodów nie był rozliczany. Celem postawionym przed nim na samym początku pracy był awans na EURO. Brzęczek wykonał to zadanie. Można mówić, że miał szczęście, że z tej grupy nie dało się nie wyjść i że na turniej obecnie jedzie pół Europy. Jednak Brzęczek zapewnił sobie ten awans na dwa mecze przed końcem eliminacji. Mimo wielu spotkań, od których oglądania bolały zęby potknął się tylko raz – ze Słowenią. Sprawy potoczyły się tak, że EURO przesunięto, Ligę Narodów rozszerzono do czterech drużyn i Brzęczek dostał dodatkowy rok pracy. Cel na LN, czyli utrzymanie w dywizji A, ponownie został zrealizowany.
Umiejętność bicia słabszych
Jerzy Brzęczek umiał ogrywać słabszych. Bośnię pokonał dwa razy, co nie udało się ani Holandii, ani Włochom. Grupę eliminacyjną do Mistrzostw Europy, gdzie rywale posiadali albo słabszy, albo zbliżony potencjał piłkarski zakończył z bilansem 8-1-1. Kibice z zagranicy patrząc na same wyniki mogliby nawet uznać Polaków za jednego z czarnych koni nadchodzącego EURO. Prawdziwe oblicze reprezentacji ukazywało się dopiero w meczach z Włochami i Holandią, kiedy przez cały mecz biegaliśmy za piłką i nie potrafiliśmy przekroczyć linii środkowej. No ale właśnie, czy aby na pewno to jest to prawdziwe oblicze?
Chyba nie do końca. Chcąc spełnić oczekiwania większości narodu na wielkiej imprezie (w naszym przypadku byłoby to wyjście z grupy) musisz przede wszystkim wygrywać ze słabszymi i równymi sobie. Wizualizując sobie, jak mogłoby wyglądać EURO z Jerzym Brzęczkiem na ławce trenerskiej powinniśmy założyć, że przegrywamy z Hiszpanią, ale ze Szwecją i Słowacją toczymy wyrównane boje. Biorąc pod uwagę, że z grupy pewny awans mają dwie drużyny, a z trzecich miejsc wychodzą 4 z 6 reprezentacji to myślę, że bardziej realny byłby scenariusz, w którym wychodzimy z grupy niż ten, w którym po trzech meczach jedziemy do domu.
Brzęczek marnował najlepsze pokolenie?
Wiele osób zarzucało Brzęczkowi, że marnuje najbardziej utalentowane pokolenie polskich piłkarzy, ale przyjrzyjmy się faktom. Oprócz najlepszego napastnika świata i jednego z najlepszych bramkarzy nie mamy wcale tak wielu świetnie utalentowanych zawodników. Jest oczywiście Piotr Zieliński, jest Mateusz Klich, jest Jan Bednarek, ale w pierwszym składzie regularnie gra Arkadiusz Reca, piłkarz ostatniej drużyny Serie A, czy Kamil Grosicki, który raz wyszedł w pierwszym składzie w ligowym meczu przedostatniej drużyny Premier League. Jasne, mamy kadrę szeroką jak nigdy i selekcjoner ma spore pole manewru, ale na boisko wychodzi jedenastu najlepszych. A selekcjonując wśród nich nie mamy podjazdu do większości drużyn z dywizji A Ligi Narodów. Dlatego wprowadzając kadrę na kolejny wielki turniej Jerzy Brzęczek nie zmarnował tego pokolenia piłkarzy. Zmarnowałby je dopiero wtedy, gdyby jej na EURO nie wprowadził.
Zagrywka „va bangue”
Jeszcze w listopadzie Zbigniew Boniek zapewne podpisałby się pod tym, co napisałem wyżej. W wywiadach zapewniał, że posada Jerzego Brzęczka jest niezagrożona i odpierał krytykę.
Dlaczego więc nagle zmienił zdanie? Pewnie przeanalizował sobie wszystkie za i przeciw i wyszło mu, że ryzyko może się opłacić. Że nowy kandydat nie tylko będzie osiągał wyniki na miarę potencjału kadrowego tej reprezentacji, ale i poprawi styl gry, wyciągnie więcej z poszczególnych piłkarzy i dysponując dość licznym materiałem ludzkim będzie wiedział i potrafił dobrać go tak, aby utrudnić życie Hiszpanii na EURO oraz Anglikom w marcu podczas eliminacji do mundialu w Katarze. Pytanie – dość ważne – czy uda się to zrobić w tak krótkim czasie?
Zbigniew Boniek zagrał “va banque”. Miejmy nadzieję, że w lipcu nie okaże się, że lepiej było wrzucić do puli 300 złotych i wycofać się z licytacji.