Comeback Realu na Mestalla! Vinicius z czerwoną kartką, Bellingham bohaterem

Real Madryt wracał do grania po przerwie świątecznej odrabiając zaległe spotkanie z Valencią na Mestalla. Królewscy byli ogromnym faworytem, patrząc na ostatnią formę obu zespołów, a przy zwycięstwie zajęliby fotel lidera w LaLiga. Nie wiele zmieniał fakt, że ich bilans ostatnich spotkań na tym obiekcie był mało korzystny – tylko 2 zwycięstwa w 10 spotkaniach na Mestalla. Valencia przed meczem znajdowała się w strefie spadkowej, a ostatnia zmiana trenera nie napawała wystarczającym optymizmem.

Rozregulowany Real, zmotywowana Valencia

Przebieg pierwszej połowy ani przez moment nie pokazywał jednak, jak wiele miejsc w tabeli dzieli oba zespoły. Real prezentował się tak, jakby mecz z Sevillą nie miał miejsca. Znowu w grze zawodników Carlo Ancelottiego nie było widać wypracowanych schematów poza zagrywaniem długich piłek, które jednak nic nie wnosiły. Piłkarze z Madrytu często potrzebowali dwóch-trzech kontaktów z piłką, co spowalniało wyprowadzane przez nich akcje. Nie było w nich żadnego elementu zaskoczenia ani momentów przyspieszenia. Wyglądało to wręcz tak, jakby Real wrócił do treningów tuż przed samym meczem.

REKLAMA

Gospodarze w kilku aspektach prezentowali się lepiej od Królewskich. W ich grze można było dostrzec klarowny plan i dobre przygotowanie do meczu. Wyprowadzali wiele kontrataków, korzystając z nie najlepszej dyspozycji boków obrony w zespole Realu. Po jednym z nich uśmiechnęło się do nich szczęście w postaci niefortunnej interwencji Thibaut Courtois’a, dzięki czemu Hugo Duro otworzył wynik meczu, dobijając piłkę do pustej bramki. Valencia w odróżnieniu od Realu bazowała na szybkości wyprowadzanych ataków, co przynosiło pozytywne efekty.

Vinicius znowu nie wytrzymał ciśnienia

Real Madryt miał wiele do poprawy po przerwie, zwłaszcza tempo rozgrywania swoich akcji ofensywnych. Valencia nie była jednak wygodnym rywalem dla Królewskich, co w sumie można było mówić o wielu przeciwnikach Realu w tym sezonie. Brakowało nie tylko schematów czy akcji kombinacyjnych, ale też indywidualnych zrywów. Kiedy te zaczęły się pojawiać, tak obrona Valencii zaczęła mieć poważne problemy. Po dziesięciu minutach pierwsze ostrzeżenie przyszło w postaci rzutu karnego. Faulowany był Kylian Mbappe, ale do wykonania jedenastki podszedł Jude Bellingham. Anglik jednak trafił w słupek, i triumfować mogli gospodarze.

Po raptem kilku minutach do bramki po fenomenalnym wykończeniu trafił Mbappe, ale tym razem na pomoc Nietoperzom przyszedł VAR i wskazanie na pozycję spaloną Francuza. Real jednak się rozkręcał i z każdą minutą prezentował się coraz lepiej. Królewscy napierali, a w murze obronnym Valencii pojawiało się coraz więcej dziur. Kiedy goście nabierali odpowiedniego rytmu, tak o swoim niedojrzałym charakterze przypomniał Vinicius Junior. Brazylijczyk po raptem drobnej prowokacji ze strony Stole Dimitrevskiego uderzył Macedończyka, co skończyło się dla niego czerwoną kartką. I trzeba przyznać, że całkowicie zasłużoną.

Real grał do samego końca

Real musiał kończyć w dziesiątkę, ale nie poddawał się w swoim dążeniu do wyrównania. Jak jednak można wiele złego mówić o zachowaniach Viniciusa, tak czysto piłkarsko jest świetny, i bez niego Królewskim grało się o wiele trudniej. W końcu jednak udało im się znaleźć sposób akcją kombinacyjną i gola na 1:1 zdobył Luka Modrić. Valencia sama się jednak prosiła o utratę bramki, oddając Realowi piłkę i licząc, że uda się bronić do ostatniego gwizdka. Tak samo gospodarze byli sami sobie winni, że stracili drugiego gola. Zawodnicy Valencii popełnili kuriozalne błędy, prezentując Bellinghamowie sytuację sam na sam z bramkarzem, której Anglik nie zmarnował. Real Madryt mimo gry zawodnika mniej pokazał ogromny charakter i wole walki i w samej końcówce wyrwał Valencii zwycięstwo z rąk.

Valencia 1:2 Real Madryt (Duro 27′ – Modrić 85′, Bellingham 90+6′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,752FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ