Wolfsburg ambitnie rozpoczął rok. Pogromy Freiburga i Herthy miały być sygnałem dla reszty ligi, że VfL jest w kapitalnej formie i może powalczyć o czołowe lokaty. Porażka z Werderem Brema znacząco osłabiła jednak optymizm w ekipie Kovaca. Mimo trzech kolejnych remisów to Bayern Monachium przyjechał do Dolnej Saksonii w roli faworyta.
Bawarczycy od początku ruszyli do pracy
Już w 9. minucie trafieniem popisał się Kingsley Coman, który… wrzucał piłkę w pole karne. Thomas Muller przepuścił futbolówkę, a zaskoczony Koen Casteels nie zdążył zablokować centrostrzału. 5 minut później Coman dołożył kolejne trafienie, tym razem kapitalnym wolejem po dośrodkowaniu Joao Cancelo. Cała akcja była wręcz przepiękna — Portugalczyk ponownie popisał się znakomitą asystą, a Francuz efektownie umieścił piłce w bramce. Poezja! Kolejne 5 minut później, Thomas Müller wykorzystał stały fragment gry, strzelając gola na 3:0. Pogrom, deklasacja, koncertowa gra ekipy z Monachium.
Wolfsburg był zszokowany takim obrotem spraw, a Niko Kovac postanowił wpuścił na boisko Jakuba Kamińskiego. Polak wszedł na murawę po pół godziny gry i… przed przerwą strzelił gola kontaktowego. Jeśli w ostatnim czasie narzekaliśmy, że Kamiński nie potrafi zrobić różnicy, to przełamał się w najlepszym możliwym dla siebie momencie — podczas prestiżowego pojedynku z mistrzem Niemiec. Trafienie dało mu motywację do kolejnych prób i po cichu liczymy, że w kolejnych meczach będzie odważnie szedł po swoje. Skoro strzela się gola Bayernowi, to trzeba sobie wysoko zawieszać poprzeczkę.
Nerwy po zmianie stron
Bawarczycy w drugiej połowie stracili Joshuę Kimmicha, który wyleciał z boiska za dwie żółte kartki (obie głupio „zarobione”). Wolfsburg w takiej sytuacji musiał szukać swoich szans i walczyć o odrobienie strat. To gospodarze przejęli inicjatywę nad meczem, ale zarazem Bayern potrafił kontrolować przebieg spotkania. Pozwolił rywalowi „wyszumieć się”, a w 73. minucie podwyższył wynik na 4:1 po indywidualnej akcji Jamala Musiali. Młody Niemiec pokazał, że wracam do formy z jesieni. Kiedy jednak wydawało się, że jest już po meczu, Matthias Svanberg pokonał Yanna Sommera. VfL poczuł krew i mimo dwóch goli różnicy i niewielu minut do końca, postanowił przycisnąć w końcówce. Wolfsburg strzelił nawet gola, ale arbiter po chwili namysłu nie uznał bramki. Sprawiedliwie rzecz ujmując, w drugiej połowie obie ekipy walczyły do końca i zarówno Bawarczycy jak i Wilki zasługują na słowa uznania.
Bayern wyglądał o niebo lepiej niż we wcześniejszych spotkaniach. Były momenty, gdy znowu wyglądali jak walec, który rozjeżdża swoich przeciwników. Narzekać można na niepotrzebną czerwień Kimmicha, która dała Wolfsburgowi nadzieję w drugiej połowie. Julian Nagelsmann przeżywał wielkie nerwy na ławce rezerwowych, ale ostatecznie może czuć ulgę. Teraz tylko pracować, by to, co dziś było momentami, Bayern potrafił grać przez pełne 90 minut. Wolfsburg? Trzecia porażka z rzędu (wliczając mecz w Pucharze Niemiec), ale po takim meczu nie ma sensu narzekać. Dali z siebie wszystko.