Liverpool oraz Fulham przed dzisiejszym spotkaniem dzieliło w ligowej tabeli 13 punktów. Ci pierwsi odważnie mogą spoglądać w kierunku liderującego Arsenalu — bowiem w przypadku zwycięstwa traciliby ledwie 2 „oczka”. Fulham w teorii jest w bezpiecznej sytuacji — nie grozi im walka o czołowe lokaty, a i przewaga nad strefą spadkową wydaje się stosunkowo bezpieczna (8 pkt). Historycznie — ostatnie pojedynki obu drużyn nie były jednak jednostronne, a Fulham nierzadko potrafiło zaskoczyć faworyzowanych „The Reds”. Mało kto spodziewał się jednak tak kapitalnego widowiska z siedmioma golami.
Jako pierwszy drogę do siatki znalazł Trent Alexander-Arnold (chociaż trafienie oficjalnie zostało zapisane jako samobój Bernda Leno). 25-letni Anglik błysnął pięknym uderzeniem z rzutu wolnego już w 20. minucie gry, ale Fulham szybko znalazło drogę do odrobienia strat. Stratę piłki i lekceważące zachowanie defensorów Liverpoolu wykorzystał Harry Wilson. Piłkarze Jurgena Kloppa musieli szukać powrotu do prowadzenia i… znaleźli za sprawą Alexisa Mac Allistera. Uderzenie Argentyńczyka? Palce lizać! Oj, rozpieszczają nas ostatnio w tej Premier League takimi genialnymi trafieniami. Gdy wydawało się, że The Reds odzyskali kontrolę nad meczem, gola do szatni strzelił Kenny Tate — wykorzystując pechową interwencję Caoimhina Kellehera.
Wymiana ciosów
Po zmianie stron gospodarze musieli podkręcić tempo, chcąc sięgnąć po trzy punkty. Z wielkich chęci niewiele jednak wynikało, a w 80. minucie kibice otwierali oczy ze zdziwienia — dzięki trafieniu Bobby’ego Decordovy-Reida, Fulham prowadziło 3:2! Na 10 minut przed końcem regulaminowego czasu gry, Liverpool znalazł się w ogromnym kłopotach. Klopp zaufał swojej intuicji, wpuszczając na murawę Wataru Endo. Japończyk chwilę później wyrównał stan rywalizacji, ale dla gospodarzy to było za mało. The Reds poszli za ciosem, a Alexander-Arnold, strzelając gola na 4:3 w 88. minucie, zachowywał się, jakby właśnie trafił w finale Champions League. To było zaskakująco emocjonalne widowisko z pięknymi trafieniami. Liverpool doskakuje do Arsenalu i bez wątpienia — trzeba ich traktować jako jednego z kandydatów do tytułu mistrzowskiego.