Igor Tudor jest pewnie jednym z większych wyrzutów sumienia chorwackiej piłki. Miał papiery na legendarny status, ale liche zdrowie mu je odebrało.
Początki przed turyńskie
Zanim trafił do gorących Włoch występował w swoim rodzimym Hajduku Split. Tam jako nastolatek był uznawany za ogromny talent, który w przyszłości miałby wyrosnąć na wieloletni element defensywy chorwackiej drużyny narodowej. Widziano w nim tak wielki potencjał, że został powołany przez Miroslava Blazevicia na mistrzostwa świata w 1998 roku chociaż zagrał w tylko jednym meczu eliminacyjnym całą jedną minutę.
Na samym mundialu nie odgrywał kluczowej roli. Wchodził na parę minut w końcówkach w ramach zmian taktycznych dodających dodatkowego obrońcę w miejsce napastnika bądź pomocnika. Jednak liczba minut spędzonych na boisku nie miała, aż tak wielkiego znaczenia. Jako prospekt znaczącego chorwackiego klubu i brązowy medalista mistrzostw świata figurował już w notesach dużych firm.
Problematyka zapełniania gabloty
W sezonie 1998/1999 został kupiony przez Juventus FC. W swoim debiutanckim sezonie od początku był członkiem podstawowego składu. Niestety Bianconeri po paśmie sukcesów powoli zaliczali zjazd przede wszystkim w lidze, w której zajęli ostatecznie dopiero szóste miejsce i nie zakwalifikowali się do kolejnej edycji Champions League. W innych rozgrywkach nie było lepiej i klub skończył kampanię bez jakiegokolwiek trofeum. Tudor jak i jego koledzy przede wszystkim mieli problem z punktowaniem w meczach z najtrudniejszymi ligowymi przeciwnikami.
Po tym jak jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu nowym trenerem Starej Damy został Carlo Ancelotti rola Chorwata zaczęła powoli być coraz mniej znacząca.W nowym zaczął tak naprawdę sporadycznie wchodzić z ławki, bowiem Carletto w systemie z trójką obrońców wolał stawiać na bardziej doświadczonych Ciro Ferrarę, Paolę Montero i Marka Iuliano.
Na niekorzyść dla Tudora to współpracujące ze sobą trio stworzyło najlepszą formację defensywną w lidze, która pozwoliła strzelić przeciwnikom tylko dwadzieścia bramek. Jednak jak na złość Stara Dama mogła się cieszyć ze zdobycia tylko pucharu Intertoto. Przede wszystkim musiała pogodzić się z przegranym mistrzostwem w ostatniej kolejce.
Szansa Carletto
Chorwat doczekał się swojej prawdziwej szansy u Ancelottiego. Włoski trener najpierw z początkiem sezonu zaczął go częściej wystawiać w nominalnej trójce defensywnej zazwyczaj kosztem Montero. Wraz z kolejnymi mijającymi meczami Ancelotti zmienił w grudniu formacje swojego zespołu. Juventus zaczął grać czwórką defensorów, a sam Tudor po raz pierwszy zaczął być ustawiany tak często w turyńskim klubie do gry na prawej obronie.
Aczkolwiek w zależności od przeciwnika dalej również oddelegowywano go do gry na środku. Dodatkowo obudził w sobie ukrytego strzelca. Zdobył siedem goli, co jak na człowieka odpowiedzialnego w pierwszej kolejności za ochronę własnej bramki jest imponujące. Zwłaszcza, że został czwartym strzelcem w drużynie. Ale nadal nie był mistrzem.
Caviglia debole
Marcello Lippi wrócił do Juventusu i wróciło w końcu także mistrzostwo. Jednak dla Tudora rozpoczęła się przykra saga kontuzjogenna. Uporczywa kostka miała mu już przeszkadzać do końca kariery. Pojawiał się rzadziej w składzie, a w kulminacyjnym momencie sezonu uraz przeszkodził mu ostatecznie w wyjeździe na mundial w 2002 roku.
O dziwo jeszcze w sezonie 2001-2002 był w stanie zostać trzecim najlepszym strzelcem zespołu. Jednak z każdym następnym rokiem pełnił przede wszystkim rolę uzupełniającą i tak naprawdę już nigdy nie wywalczył na stałe miejsca w jedenastce Bianconerich.
Został wypożyczony do Sieny w sezonie 2004/2005, w której przez dwa lata był ważnym elementem walki o utrzymanie klubu. Potem wrócił do Juventusu jeszcze na jeden sezon po degradacji do Serie B, niestety z powodu kontuzji nie wystąpił ani razu. Po tym jak jego kontrakt wygasł przeniósł się jeszcze do swojego Hajduka, w którym mimo wszystko nie był w stanie przezwyciężyć kontuzji i po jednym sezonie zakończył karierę.
Epilog
Futbolowa historia Igora Tudora jest jedną z tych, które można wrzucić do mocno przepchanego worka co by było gdyby, gdyby było inaczej. Szkoda, że jego kostka w pewnym momencie nie pozwoliła mu normalnie funkcjonować na boisku. Kto wie może faktycznie wymienialibyśmy go wśród najlepszych stoperów wszech czasów.