Spotkaniem Maroka z Chorwacją rozpoczęły się zmagania w mundialowej grupie F. Aktualni wicemistrzowie świata mają chrapkę na powtórzenie sukcesu z Rosji. Żeby to zrobić, muszą najpierw wyjść z trudnej grupy. Ich dzisiejszy rywal, to niebezpieczna drużyna, która również chce co najmniej powtórzyć sukces z Meksyku, kiedy to Lwy Atlasu wyszły z grupy.
Od pierwszej minuty grę prowadzili Chorwaci
Vatreni grali piłką, starając się rozklepać marokańską defensywę. Architektem tych ataków był Luka Modrić. To przez zawodnika Realu przechodziła większość piłek, podczas prób Chorwatów. Lwy Atlasu grały agresywnie, starając się odebrać piłkę jak najwyżej. Bardzo dobrze w reprezentacji z Afryki działały boki. To głównie przez nie szły ich ataki, lecz celność wrzutek pozostawiała wiele do życzenia. Z biegiem czasu to jednak Marokańczycy oddawali więcej strzałów niż ich rywale. Wicemistrzowie zaczęli nadrabiać tę statystykę pod koniec pierwszej połowy. Najlepszą sytuację mieli Chorwaci tuż przed przerwą, kiedy to po rozklepaniu marokańskiego muru Vlasić z paru metrów trafił prosto w bramkarza. Był to jedyny celny strzał w pierwszych 45. minutach. Niedługo po nim sędzia zaprosił obie drużyny do szatni.
Po zmianie stron doszło w końcu do konkretniejszych sytuacji
Obie defensywy nie były już tak szczelne i łatwiej było znaleźć miejsce do oddania strzałów. Z obu stron trafiały one jednak prosto w bramkarzy. W drużynie Maroka świetnie wyglądał dzisiaj Hakimi, który rządził w ataku i destrukcji. Po stronie Vatreni widać było dużo wymiany podań, dużo prób gry kombinacyjnej, lecz Lwy Atlasu bardzo mądrze broniły dostępu do własnej bramki. Podopiecznym trenera Dalića gra kleiła się do okolic pola karnego. Tam napotykali na bardzo szczelny kordon, który ostatecznie był dla nich nie do przejścia. Afrykańska drużyna sporadycznie zapuszczała się poza własną połowę, lecz również bez fajerwerków. W konsekwencji tego obie drużyny podzieliły się punktami.
Właściwie to spotkanie wyglądało bardzo podobnie do wczorajszego meczu reprezentacji Polski
Maroko mające zawodników z czołowych europejskich klubów, szkolonych na zachodzie, zagrało na zero z tyłu licząc na magiczną kontrę. Chorwacja również posiadająca plejadę gwiazd waliła głową w mur, niczym wczoraj Meksykanie. Jak to szło? Polska jedyna reprezentacja grająca autobus? Ważniejszy styl? Nic z tych rzeczy. Ostatecznie zawsze liczy się wynik. A przed obiema drużynami jeszcze dużo walki o awans do fazy pucharowej.
Autor: Emil