Chelsea i Tuchel po prostu zasłużyli na TOP4

Do końca sezonu Premier League została już tylko jedna kolejka. Zarówno mistrza, jak i spadkowiczów poznaliśmy już wcześniej, jednak do samego końca toczyć się będzie walka o TOP4. O dwa miejsca gwarantujące grę w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów biją się trzy zespoły – Chelsea, Liverpool i Leicester. The Blues dzięki wygranej we wtorkowy wieczór z Lisami, w ostatniej serii gier zależą tylko i wyłącznie od siebie. Trzy punkty w starciu z Aston Villą zapewnią im trzecie miejsce i występy w Champions League w kolejnym sezonie. Gdyby Chelsea potknęła się na ostatniej prostej, Thomas Tuchel i jego podopieczni wypuściliby z rąk, to na co tak ciężko pracowali. Postęp, jaki wykonała Chelsea od momentu objęcia sterów przez Niemca jest bowiem widoczny gołym okiem.

Na początek organizacja gry obronnej

Gdy Tuchel przychodził na Stamford Bridge, The Blues po 19 kolejkach znajdowali się na dziewiątym miejscu w tabeli. Właśnie mieli za sobą serię ośmiu meczów, w których uzbierali zaledwie siedem punktów. Do będącego na czwartej pozycji Tottenhamu tracili aż siedem punktów. Jednak Niemiec odmienił zespół jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co prawda, w pierwszym spotkaniu zremisowali jeszcze 0:0 z Wolverhampton, ale potem ruszyli jak burza. Chelsea pod wodzą niemieckiego szkoleniowca pierwszej porażki zaznała dopiero w piętnastym spotkaniu (pamiętne 2:5 z West Bromem). Licząc tylko drugą połowę sezonu, a więc okres pracy Tuchela na Stamford Bridge, Chelsea zdobyła 38 punktów. Mniej jedynie od Manchesteru City (39 oczek).

REKLAMA

Tuchel właściwie zdiagnozował problemy The Blues pod wodzą jego poprzednika. Zespół Franka Lamparda, może i strzelał średnio więcej bramek niż za kadencji Tuchela, jednak największym problemem była gra defensywna i organizacja po stracie piłki. W poprzednim sezonie The Blues stracili najwięcej goli ze wszystkich zespołów z górnej połowy tabeli. Chelsea była wówczas drużyną łatwą do skontrowania, przez co nie radziła sobie z mocniejszymi zespołami. Dlatego pierwszą zmianą, jaką dokonał Niemiec po objęciu sterów w klubie było przejście na ustawienie z trójką środkowych obrońców i dwójką wahadłowych. Ponadto Chelsea Tuchela początkowo grała o wiele bezpieczniej i znacznie lepiej reagowała po stracie piłki. W pierwszych czternastu meczach ich rywale zdobyli tylko dwa gole. Defensywy The Blues w tym czasie nie potrafił przełamać ani Tottenham, ani Manchester United, ani Liverpool, ani dwukrotnie Atletico w Lidze Mistrzów. Efekty okazały się piorunujące.

Pierwsze problemy

Jedynym spotkaniem, które wyłamuje się ze schematu jest wspominana już porażka 2:5 na własnym boisku z West Bromem. Jak dotąd, był to jedyny mecz, w którym podopieczni Tuchela stracili więcej niż jedną bramkę. Można to tłumaczyć wypadkiem przy pracy bądź po prostu rozprężeniem i brakiem koncentracji w meczu ze słabszym rywalem, rozgrywanym zaraz po przerwie reprezentacyjnej. Trzeba jednak pamiętać również o tym, że The Blues od 29. minuty grali wówczas w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Thiago Silvy, co też musiało mieć niemały wpływ na końcowy wynik spotkania. Niemiecki szkoleniowiec z tego, co było największym mankamentem zespołu pod wodzą Lamparda, uczynił największy atut.

Kadencja Tuchela w zachodnim Londynie układała się wręcz perfekcyjnie. Coraz bardziej realne miejsce w TOP4, finał Pucharu Anglii i przede wszystkim finał Ligi Mistrzów. Tak naprawdę menadżerowi The Blues nie było czego zarzucać. Złośliwi mogliby się co najwyżej przyczepić do mniejszej ilości strzelanych goli. Jednak wynika to głównie ze względu na bardziej pragmatyczne podejście i poświęcenie większej uwagi defensywie. Mimo to na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni Chelsea mogła zaprzepaścić wszystko, na co pracowała przez poprzednie cztery miesiące. Tydzień temu The Blues zaznali porażki w starciu na własnym stadionie z Arsenalem (0:1), a kilka dni później przegrali 0:1 z Leicester w finale FA Cup. Szansa na pierwsze trofeum przepadła, a aby w walce o TOP4, w ostatniej kolejce rozdawać karty musieli zrewanżować się Lisom (ostatecznie się to udało) w ligowym starciu parę dni po przegranym finale.

Chelsea wciąż ma wiele do poprawy

Niemniej jednak, obie te porażki uwypukliły, w jakich aspektach gry Chelsea ma jeszcze spore pole do poprawy. W obydwóch starciach The Blues musieli gonić wynik. Ich rywale ustawili się głęboko w niskim pressingu na własnej połowie i zmusili ekipę Tuchela do ataku pozycyjnego. Pomimo, że Chelsea wykreowała sobie kilka dogodnych okazji, to ostatecznie oba te mecze kończyła bez zdobytego gola. Z resztą takie mecze zdarzały im się już wcześniej, kiedy to nie potrafili przełamać dobrze zorganizowanej defensywy słabszego na papierze przeciwnika. Przykładowo Chelsea remisowała 0:0 z Brighton oraz Leeds. Za kadencji Tuchela ekipa ze Stamford Bridge nie zdobyła bramki w aż siedmiu z 28 meczów. Atak pozycyjny zdecydowanie wymaga jeszcze poprawy.

Kolejnym mankamentem The Blues jest ilość popełnianych błędów prowadzących bezpośrednio do straty bramki bądź groźnych sytuacji. Najdobitniej pokazało to starcie z Kanonierami, w którym jedyna bramka padła po kuriozalnym podaniu Jorginho w światło bramki. Chelsea pod wodzą Tuchela, próbując rozegrać piłkę od bramkarza, często traci ją na własnej połowie, co stwarza okazje podbramkowe dla przeciwników. Z resztą we wtorkowym meczu z Lisami, jedyna bramka to właśnie efekt straty Mateo Kovacica pod własnym polem karnym. W obecnym sezonie The Blues popełnili aż 13 błędów prowadzących bezpośrednio do strzału (więcej jedynie Liverpool i Sheffield) i osiem do straty bramki (więcej tylko The Reds).

Chelsea należy się TOP4

Mimo wszystko, postęp jaki wykonała Chelsea pod wodzą Tuchela jest imponujący. Gdy Niemiec obejmował stery w zespole, nikt chyba na poważnie nie myślał, że w tak krótkim czasie może osiągnąć tak dobre wyniki. Miejsce w pierwszej czwórce było bardzo odległe, a na osiągnięcie czegoś w Lidze Mistrzów nikt specjalnie nie liczył. Tuchel miał za zadanie przede wszystkim poskładać rozbitą drużynę, wydobyć potencjał z Wernera oraz Havertza i wycisnąć z tego sezonu, tyle ile się da.

Tymczasem obecny szkoleniowiec The Blues w cztery miesiące zaprowadził zespół do dwóch finałów najważniejszych pucharów (jeden z nich już przegrał). Co więcej, wygrana w ostatniej ligowej kolejce zapewni im udział w przyszłorocznej edycji Champions League. Tego nie spodziewali się chyba nawet najbardziej optymistycznie nastawieni kibice Chelsea. Jednak, gdyby ekipa ze Stamford Bridge ten sezon zakończyła bez jakiegokolwiek pucharu oraz poza pierwszą czwórką, byłoby to smutnym epilogiem tej pięknej historii. Zarówno, Tuchel jak i Chelsea na miejsce w TOP4 po prostu zasłużyli.

Zdjęcie: Twitter/Chelsea

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,691FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ