Cagdas Atan jeszcze kilka tygodni temu był anonimem. Oczywiście, jako piłkarz rozegrał 2 mecze w reprezentacji Turcji, ale nigdy nie odniósł większych sukcesów. Mając 35 lat zakończył swoją karierę piłkarską i szukał pracy jako trener. Kluby nie były zainteresowane, więc Atan uczył się jako asystent w mniejszych zespołach. Na początku 2020 roku udało mu się współpracować z Sergenem Yalcinem w Besiktasie. Nieoczekiwanie, po zakończeniu sezonu pojawiła się opcja pracy z Alanyasporem. Cagdas Atan w sierpniu po raz pierwszy mógł sprawdzić się jako główny szkoleniowiec.
Nie stawiono przed nim żadnych poważniejszych celów. Wydawało się, że realnym zadaniem powinna być walka o miejsce w środku tabeli – zresztą Turcy byli typowym średniakiem w poprzednich rozgrywkach. Dość nieoczekiwanie, Alanya zaliczyła dobry początek rozgrywek. Wygrywali mecz za meczem, szokując serią zwycięstw. Tureckie media na każdym kroku umniejszały jednak sukcesy Atana. Gdy Alanyaspor pokonywał silnego rywala, twierdzono, że to Sivasspor czy Galatasaray miały gorszy dzień, a nie Alanya zagrała dobry mecz.Wczoraj drużyna Cagdasa ograła kolejną turecką potęgę – Besiktas. Moment chwały, coś niewiarygodnego. Na pomeczowej konferencji prasowej, Pan Atan został olany przez media. NIKT nie zadał mu pytania, wszystkich interesował wyłącznie Besiktas. W końcu sam zabrał głos rzucając „naprawdę, nikogo nie interesujemy?” po czym wstał i wyszedł.
Cała sytuacja od wczoraj odbija się głośnym echem w całej Europie. Człowiek „znikąd” właśnie robi coś niesamowitego. Nikt nie dawał mu szans, a on sensacyjnie zmierza po tytuł mistrzowski. Pokonuje kolejne ligowe giganty. I co? Ano media traktują to jako „słabość Beskiktasu i Galatasaray”. Co ciekawe, sam trener przyznał, że nie potrzebuje lepszej motywacji. Im bardziej media umniejszają Alanyaspor, tym bardziej zawodnicy chcą udowodnić swoją siłę na murawie.
Nie wiem jak Wy – ale ja mam nadzieję, że Cagdas Atan i jego zawodnicy utrą nosa tureckim dziennikarzom.