Kazachowie z awansem do Ligi Mistrzów. Kajrat Ałmaty pokonał u siebie 3:2 Celtic Glasgow w serii rzutów karnych. Podstawowy czas gry, jak i dogrywka zakończyły się bezbramkowym remisem. Kajrat napisał piękną historię – Kazachstan pierwszego i ostatniego reprezentanta w Lidze Mistrzów widział 10 lat temu. Co ciekawe, w jego barwach występuje znany z gry dla Pogoni Szczecin oraz Zagłębia Lubin Luis Mata. Zawiedli natomiast Szkoci, których postawa mogła wywoływać frustrację. Zdecydowanie nie poradzili sobie na trudnym, dalekim terenie.
W polskich warunkach określilibyśmy ten mecz jako paździerz. Obraz gry w pierwszej połowie był właściwie jeden: Celtic męczący się w ataku pozycyjnym. Zbyt wolny, zbyt niedokładny, zbyt nieporadny i zwyczajnie zbyt irytujący. Piłka wędrowała między obrońcami, którzy nabijali statystykę celności podań, a potem trafiała wyżej i najczęściej dochodziło do straty. Najbardziej rozczarowywał niewygrywający pojedynków Yang Hyun-Jun. Koreańczyk nie potrafił też utrzymać się w posiadaniu futbolówki
Mimo to nie można umniejszać zasług gospodarzom. Tych można było pochwalić za umiejętne ograniczanie przestrzeni kompaktowym ustawieniem, a także agresywnym nastawieniem w środku pola. Aleksandr Martynovich oraz Egor Sorokin nie pozwalali żyć Daizenowi Maedzie. Za rywalami jak cienie podążali Dan Glazer wraz z Aradem Ofrim. Problem w tym, że kazachowie również nie potrafili zawiązać ciekawszej akcji, ani kontrataku. Obrońcy klubu ze Szkocji zazwyczaj kasowali wszelkie próby Kairatu.
Po pierwszym gwizdku statystyka była wymownie mizerna – oba zespoły oddały po dwa strzały. O dziwo bramki bliżej byli przyjezdni. Strzał Jamesa Forresta z główki musiał bronić w 25. minucie Temirlan Anarbekov.
Przepychanek ciąg dalszy
Po wznowieniu spotkania dynamika nie wzrosła. Wydarzenia boiskowe określilibyśmy na dwa sposoby. Według jednych bylibyśmy świadkami podwórkowej kopaniny, zaś drudzy nazwaliby ten mecz starciem drużyn dobrze zabezpieczających tyły. Prawda jest natomiast taka, że gdyby Celtic i Kajrat miałyby grać jeszcze przez kolejne kilka godzin, żadna bramka by nie padła.
Zespół z Kazachstanu wyglądał odrobinę lepiej od przeciwnika, bo przynajmniej potrafił wyprowadzać kontry, ale brakowało w nich najważniejszego czyli skuteczności w trzeciej tercji. Najlepszą okazję miał w 53. minucie, gdy wykonywał rzut wolny pośredni. W tej nietypowej sytuacji w jednego z rywali trafił Jorginho.
Groteskowo w aspekcie strzałów wyglądali Szkoci. Pierwsze uderzenie w drugiej połowie oddali dopiero w 78. minucie. Nie przeszkodziło im to stworzyć szansy, którą należało określić stuprocentową. W 86. minucie Daizen Maeda otrzymał podanie za linię obrony. Japończyk ruszył na bramkę i na wysokości linii pola karnego strzelił… w trybuny. Tym samym potwierdził swoją fatalną dzisiejszego wieczoru dyspozycję.
Ile to jeszcze oczy będą krwawić?
I tym sposobem doszło do dogrywki. Starcie obu zespołów mogło trzymać polskich widzów przed ekranami ze względu na pewnego lewego obrońcę Kajratu. Był nim Luis Mata znany z występów dla Pogoni Szczecin i Zagłębia Lubin w Ekstraklasie. Portugalczyk zaliczał przyzwoity występ, wywiązując się z zadań defensywnych.
Zmęczenie sprawiło, że rywalizacja zrobiła się odrobinę ciekawsza, choć fajerwerków wciąż nie było. Piłkarze Brendana Rodgersa znajdowali miejsce do strzałów z dystansu, a także wchodzili wyżej na połowę przeciwnika. Nie znaczy to, że Kazachowie tylko się bronili – w pierwszym kwadransie również próbowali tworzyć sobie sytuacje. Oprócz tego imponowali utrzymywaniem stałego poziomu organizacji gry. Czas upływał, siły też, a oni zazwyczaj ustawiali się tam, gdzie powinni.
Ostatnie dziesięć minut to nawała The Bhoys. Nie zamierzali wycofywać się spod pola karnego drużyny trenera Rafaela Urazbakhtina. Znakomitą szansę w 113. minucie miał Benjamin Nygren, który uderzał z bliskiej odległości, lecz Anarbekov zdołał sparować piłkę. Piłka jak nie wpadała do czyjejś siatki wcześniej, tak nie wpadła do końca dogrywki i czekały nas karne.
Półtorej serii czekaliśmy na pierwszą wykorzystaną jedenastkę. Od dwóch skutecznych interwencji zaczął kazachski bramkarz. Po czterech seriach 3:2 prowadzili gospodarze. Celtic musiał strzelić, aby być dalej w grze. Ponownie przed ważną sytuacją stanął Maeda, który… znów nie podołał. Bohaterem okazał się Anarbekov, broniąc trzeci rzut karny i dając swojemu klubowi awans do Ligi Mistrzów.