Brak odwagi. Dlaczego Tottenham nie wygrywa z silniejszymi?

Dla Thomasa Franka praca w Tottenhamie jest pierwszą w klubie z europejskiej czołówki. Wcześniej Duńczyk był trenerem seniorskiego zespołu jedynie w Brondby oraz Brentfordzie. Z tym drugim klubem wywalczył awans do Premier League, a następnie – pomimo jednego z najniższych budżetów w lidze – bez problemów utrzymywał się w elicie. Frank w Brentfordzie dał się poznać jako trener pragmatyczny, który swoimi sposobami potrafi zaskoczyć nawet najsilniejsze ekipy. Również w Spurs już na samym początku udowodnił, że w takich rywalizacjach czuje się jak ryba w wodzie. Niemniej jednak, w następnych tygodniach Tottenham zatracił tę umiejętność. W połączeniu z mało efektowną i schematyczną grą, Thomas Frank ma coraz więcej powodów do niepokoju.

Tottenham jest zbyt przewidywalny

Gdy Tottenham zatrudniał Franka, można było mieć wątpliwości czy to odpowiedni trener do tak dużego klubu. Zespoły z czołówki częściej są zmuszone do posiadania piłki i konstruowania ataków pozycyjnym, a kibice oczekują nie tylko wyników, ale również atrakcyjnego stylu gry. Mimo, że Brentford pod wodzą Duńczyka z sezonu na sezon ewoluował w drużynę coraz bardziej proaktywną, jednak nie doszedł do takiego etapu, w którym w większości meczów dominowaliby i kontrolowali spotkanie poprzez posiadanie piłki. W kadrze Brentfordu po prostu nie było tyle jakości, aby taki sposób gry był możliwy. Można się więc było zastanawiać, czy Frank mając lepszych piłkarzy będzie w stanie zmienić sposób gry.

REKLAMA

Pierwsze mecze przeciwko słabszym rywalom były jeszcze w wykonaniu Kogutów całkiem niezłe. Pokonali oni wysoko Burnley oraz West Ham (po 3:0), jednak już wtedy można było mieć do gry Tottenhamu zastrzeżenia. Zresztą potwierdziły się one w następnych spotkaniach. Od tego czasu Spurs w lidze wygrali tylko dwa mecze – z Leeds (2:1) oraz Evertonem (3:0). Problemy ekipy Franka leżą przede wszystkim w kreacji. Według danych ze strony Understat niższe xG (gole oczekiwane) od Spurs mają tylko cztery zespoły. Co więcej, Tottenham oddał najmniej celnych strzałów w lidze, a pod względem wszystkich uderzeń oraz tych z pola karnego równie słabe jest tylko Wolverhampton. Z drugiej strony zespół Franka ma siódme najwyższe posiadanie piłki, a więcej dośrodkowań zanotowało tylko Nottingham.

Tottenham nie wygrywa z czołówką

Koguty mają ogromne problemy, gdy muszą gonić wynik, a przeciwnik oddaje im piłkę i zmusza do gry w ataku pozycyjnym. Tak było m.in. przeciwko Wolves (1:1), kiedy wyrównującego gola zdobyli dopiero w doliczonym czasie gry czy w ostatnią sobotę w starciu z Fulham. W tym drugim spotkaniu jedynym pomysłem Spurs na sforsowanie obrony rywala było podanie na prawe skrzydło do Mohammeda Kudusa lub Pedro Porro i dogranie piłki w pole karne. W całym meczu Tottenham posłał aż 39 dośrodkowań, z czego po 16 zanotowali dwaj wspomniani zawodnicy. Problem w tym, że jedynie sześć z wszystkich takich zagrań było udanych.

Co gorsza, dla Thomasa Franka jego zespół nie wygląda też najlepiej w meczach z czołówką. Biorąc pod uwagę starcia z pozostałymi ekipami z Big Six Spurs wygrali tylko pierwszy mecz z Manchesterem City (2:0). Doliczając do tego oba mecze przeciwko Newcastle, spotkanie z Aston Villą oraz rywalizację z PSG w Lidze Mistrzów, Tottenham nie wygrał żadnego z ostatnich siedmiu spotkań przeciwko zespołowi z europejskiej czołówki. Ponadto Spurs zanotowali też dwa najniższe współczynniki xG spośród wszystkich meczów w tym sezonie Premier League.

Mecze z PSG i Manchesterem City

Konfrontacje z silniejszymi to przecież coś, w czym specjalizował się poprzedni zespół Franka. Zresztą pod tym względem początki w Tottenhamie również były obiecujące. W debiutanckim spotkaniu nowego trenera Tottenham co prawda przegrał po rzutach karnych w meczu o Superpuchar przeciwko PSG, jednak zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Przeciwko zdobywcy Ligi Mistrzów prowadził 2:0 aż do 85. minuty. W końcówce, kiedy opadli z sił dali sobie wbić jednak dwie bramki, wyrównującą tracąc w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Pozytywny obraz udało się też utrzymać na początku sezonu ligowego. Już w drugiej kolejce Spurs pokonali Manchester City 2:0, a Thomas Frank po raz drugi w nowym klubie udowodnił, że sposobem można postawić się silniejszym na papierze rywalom.

To, co różniło Tottenham w tamtych spotkaniach od starć z ostatnich meczów z czołówką to podejście do meczu. Zarówno na PSG, jak i The Citizens Spurs wyszli z jasnym i klarownym planem. Od początku ruszyli na rywali wysokim agresywnym pressingiem, chcąc jak najszybciej odebrać piłkę. Ponadto mieli plan na wykorzystanie stałych fragmentów, co zwłaszcza Paryżanom sprawiało mnóstwo kłopotów. Po mocnym i intensywnym początku oraz wyjściu na prowadzenie ekipa Franka cofnęła się niżej i broniła korzystnego wyniku. Co prawda, przeciwko PSG się nie udało, jednak już w starciu z Manchesterem City zgarnęli trzy punkty.

Brak inicjatywy

W ostatnich meczach oglądamy jednak zupełnie inny Tottenham. Bojaźliwy, który nie chce przejąć inicjatywy. Drużyna Franka często chowa się za podwójną gardą, a i tak traci mnóstwo goli. Jeszcze gorzej jednak wygląda to pod względem ofensywnym. Spurs nawet, gdy bronią niżej, po odbiorze nie potrafią przejść do szybkiego ataku czy przenieść gry na połowę rywala i dłużej utrzymać się przy piłce. Najbardziej widoczne było to w pierwszych połowach spotkań z Chelsea, Arsenalem czy Newcastle w ostatniej kolejce.

W meczu z The Blues Tottenham oddał trzy strzały, pierwszy w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Przeciwko Kanonierom również trzy uderzenia, pierwsze w 55. minucie przy stanie 0:3. Nieco lepiej wyglądało to w starciach z Manchesterem United, Newcastle czy PSG w Lidze Mistrzów, jednak przebudzenie następowało dopiero w drugiej części spotkania. Przeciwko Czerwonym Diabłom oraz Srokom na pierwszy celny strzał Kogutów trzeba było czekać do drugiej połowy. Z kolei w meczu z Paryżanami w pierwszych 45 minutach oddali tylko jedno uderzenie.

Po pięciu miesiącach pracy w nowym klubie Thomas Frank ma coraz więcej problemów. Tottenham nie tylko nie radzi sobie w meczach, w których jest faworytem, ale również wtedy, gdy rywalizuje z silniejszymi. Oczywiście mało atrakcyjny i przewidywalny styl gry można tłumaczyć kontuzjami Jamesa Maddisona i Dejana Kulusevskiego. W środku pola Tottenhamowi brakuje kreatywności, przez co zmuszeni są do atakowania skrzydłami i dużej liczby dośrodkowań. Niemniej jednak, kibiców może martwić fakt, że funkcjonować przestało to, czym charakteryzował się Tottenham na początku kadencji duńskiego szkoleniowca. Słabe wyniki i nieprzekonująca gra w starciach z czołówką to kolejny sygnał ostrzegawczy dla Thomasa Franka, że jego projekt nie zmierza w odpowiednim kierunku.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    142,421FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ