Borussia Dortmund zaczęła sezon od zwycięstwa przeciwko Eintrachtowi Frankfurt oraz remisu z Werderem Brema. Trudno było jednak zachwycać się stylem prezentowanym przez piłkarzy Nuriego Sahina. W tym samym czasie Heidenheim osłabione odejściem najważniejszych graczy mocno nieoczekiwanie uzbierało komplet 6 punktów, pokonując St. Pauli i rozwijając Augsburg. Co ciekawe, BVB i Heidenheim w obecnym sezonie ligowym nie straciły jeszcze gola. Obie ekipy marzyły o dopisaniu kolejnego zwycięstwa, jednak to gospodarze z Dortmundu wydawali się zdecydowanym faworytem piątkowej inauguracji 3. kolejki Bundesligi.
Borussia świetnie weszła w mecz…
Borussia od pierwszych minut skupiła się na ofensywie i potrafiła zamknąć rywala w jego polu karnym. Gospodarzom brakowało jednak tego co najważniejsze — skutecznych uderzeń. Brakowało, ale do czasu. Takowe miało miejsce w 11. minucie, gdy Karim Adeyemi ruszył z rajdem, zgrał piłkę do Danyella Mallena, a ten zamiast odgrywać koledze, po prostu strzelił na bramkę Kevina Müller. Uczciwie trzeba przyznać — bramkarz Heidenheim zbyt łatwo pozwolił futbolówce wpaść do siatki. Na kolejnego gola nie trzeba było długo czekać. Julian Ryerson popisał się świetnym przechwytem, a kontrę wykończył Adeyemi. Borussia kapitalne weszła w mecz i po 17 minutach prowadziła 2:0. Tak grających piłkarzy Sahina aż chce się oglądać i trudno uwierzyć, że ta sama drużyna w poprzedniej kolejce zanudzała przeciwko Werderowi.
2:0 to… Niebezpieczny wynik. Gospodarze po strzeleniu drugiego gola nieco zwolnili, starając się po prostu kontrolować mecz, bez podkręcania jego tempa. Nieoczekiwanie, w 39. minucie gola kontaktowego strzelił Marvin Pieringer. Umówmy się, takie bramki padać nie powinny, ale Waldemar Anton zbyt łatwo przegrał pojedynek z przeciwnikiem. Borussia potrafiła odpowiedzieć kilkadziesiąt sekund później. Gospodarze świetnie wyszli spod pressingu rywala, Ryerson dogrywał — Guirassy przepuszczał piłkę, a Adeyemi po strzelił swojego drugiego gola w meczu.
…ale brakowało jej koncentracji
Po zmianie stron Borussia Dortmund nadal zdawała się kontrolować spotkanie, miała nawet okazje na kolejne trafienia. W 66. minucie przy sporej kontrowersji (zagranie piłki ręką Pascala Großa) gol Marcela Sabitzera nie został uznany. Zamiast dobicia Heidenheim trafieniem na 4:1, chwilę później zrobiło się 3:2. Rzut karny po przewinieniu Niklasa Süle wykorzystał bowiem Marvin Pieringer. Po zaskakująco straconym golu robiło się nerwowo, ale emocje w końcówce zabił Haktab Omar Traore, który sprokurował jedenastkę. Tę w doliczonym czasie pewnie wykorzystał Emre Can.
Początek sezonu w Dortmundzie jest mocno kuriozalny. Dotychczas mogliśmy chwalić obronę, a narzekać na ofensywę. Dziś było dokładnie odwrotnie. Wysoka skuteczność w ataku, 4 gole strzelone z 1.56 xG i… Dwie stracone bramki mimo względnej kontroli nad spotkaniem.