4 ostatnie spotkania Arsenalu na poziomie Premier League przyniosły ekipie Mikela Artety ledwie 4 punkty. Kanonierzy mieli świetną okazję uciec reszcie ligi i kończyć rok jako główny kandydat do tytułu mistrzowskiego, tymczasem meczem z Fulham musieli… gonić Aston Villę. Ten sam Fulham miał za sobą 3 kolejne porażki i szukał szans na przełamanie niekorzystnej serii. Żadna z drużyn nie mogła odpuścić tego spotkania, chociaż oczywistym faworytem wydawał się Arsenal.
Kanonierzy pierwszy cios zadali już w 5. minucie
Gabriel Martinelli pomknął skrzydłem i mając wiele miejsca, postanowił zakończyć akcję uderzeniem. Bernd Leno „wypluł” futbolówkę pod nogi Bukayo Saki, który zaliczył jedno z najłatwiejszych trafień w karierze. Kanonierzy zaliczyli idealne wejście w mecz i… nie potrafili tego wykorzystać. Trudno przypuszczać, jaki był plan na resztę spotkania. Nie widzieliśmy konkretnych prób podwyższenia prowadzenia i zamknięcia meczu drugim golem. Nie było także chęci wpuszczenia Fulham na swoją połowę i szukania kontr. Gospodarze zadziwiająco łatwo wyszli z pressingu Arsenalu, Willian uratował piłkę przed wyjściem na auto i dograł futbolówkę do Toma Cairneya. Ten wrzucił do Raula Jimeneza, który zgubił krycie Jakuba Kiwiora. David Raya również powinien zachować się lepiej, tymczasem meksykański napastnik, uderzając w środek bramki, doprowadził do wyrównania.
Arsenal nie potrafił uszanować dobrego wejścia w mecz. Musimy niestety zauważyć słabe zachowanie Kiwiora przy straconym golu. Rola odwróconego bocznego obrońcy po prostu nie jest dla niego. Polak najwyraźniej „zaminusował” w oczach Artety, który zmienił go w przerwie. Kanonierzy musieli odzyskiwać prowadzenie, jednak byli niezwykle niemrawi w swoich próbach. Co więcej, chaos przy rzucie rożnym wykorzystał Bobby Decordova-Reid, który w 59. minucie strzelił gola dla Fulham.
Arsenal nie potrafił zareagować na skrajnie niekorzystny wynik
Więcej wskazywało na kolejne trafienia na Fulham niż wyrównanie. Gospodarze byli o krok szybsi, wygrywali większość pojedynków, wizualnie prezentowali się lepiej. Arteta w 67. minucie wpuścił na murawę Gabriela Jesusa oraz Leandro Trossarda, ale Bernd Leno nie musiał się wysilać. Obserwowaliśmy nawałnicę, ale jedynie pogodową. Gra Kanonierów była zbyt wolna i przewidywalna, by wykreować groźne sytuacje bramkowe. Pierwszy rzut rożny dla Arsenalu miał miejsce dopiero w 79. minucie! W końcówce okazje na podwyższenie rezultatu miał jeszcze Andreas Pereira, ale jego uderzenie z rzutu wolnego wylądowało na poprzeczce.
Ekipa Mikela Artety po 20. kolejce tracić będzie 2 punkty do Aston Villi i tyle samo do Liverpooli. The Reds rozegrali jednak jedno spotkanie mniej. Kanonierzy mogą odetchnąć z ulgą, że kolejne ligowe spotkanie odbędzie się dopiero 20 stycznia. Zadyszka zespołu kosztuje bowiem stratę wielu punktów, które mogą okazać się kluczowe na koniec sezonu. Co gorsze — Arsenal absolutnie nie wyglądał dziś na czołowy zespół Premier League.