Big six to już historia? W Premier League zmienił się układ sił

W ciągu ostatnich 15 lat tylko trzy kluby w Anglii spoza big six zdołały zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. Mowa o Leicester (w kampanii 15/16), Newcastle (22/23) i Aston Villi (23/24). Dotychczas po tych sukcesach nie udawało się połączyć gry w lidze z europejskimi pucharami. Aston Villa odmieniła ten trend. The Villans znaleźli się w najlepszej ósemce Ligi Mistrzów, w ćwierćfinale napędzając stracha PSG. W Premier League na kolejkę przed końcem rozgrywek zajmują piąte miejsce i wciąż walczą o awans do następnej edycji Champions League. Unai Emery może się tylko uśmiechnąć. Jego zespół wkrótce może na stałe zmienić układ sił na wyspach i skończyć hegemonię klubów z wielkiej szóstki.

Jednak nie tylko w Birmingham mają prawo do wielkich ambicji. W Newcastle również mogą zacierać sobie ręce. W tej kampanii wygrali Carabao Cup, a w tabeli zajmują trzecią lokatę. Co prawda z identycznym dorobkiem punktowym co Villa, ale już tylko totalny kataklizm mógłby odebrać Srokom miejsce w top5.

REKLAMA

Łatwiej jest wejść na szczyt, niż się na nim utrzymać

Dotychczas przebicie się na stałe do ścisłej czołówki graniczyło z niemożliwym. Ci, którzy próbowali i zdołali zająć miejsce w top4 boleśnie się o tym przekonali. Spójrzmy więc na drużyny spoza wielkiej szóstki, które zasmakowały Ligi Mistrzów w trakcie ostatnich 20 lat.

Lisy po mistrzowskim sezonie złapały nieuniknioną zadyszkę. Zdołały co prawda awansować do 1/4 finału LM, ale w Premier League zajęły dopiero na dwunaste miejsce, co oznaczało rozbrat z europejskim pucharami. Po kolejnych dwóch sezonach w środku tabeli w końcu znów rzucili rękawice czołówce. W rozgrywkach 19/20 i 20/21 walczyli o powrót do Champions League, jednak w ostatnich spotkaniach łapali zadyszkę i ostatecznie dwukrotnie musieli zadowolić się grą w Lidze Europy. I to byłoby na tyle z podboju Premier League przez Vardy’ego i spółkę, bo od tego czasu Leicester zdążyło już spaść z elity, wrócić do niej i znów poczuć smak relegacji do Championship. Nie tak to sobie wyobrażali na King Power Stadium, gdy zaledwie 5 lat temu zabrakło im zaledwie jednego oczka, by kolejny raz awansować do LM.

Z kolei Newcastle po świetnej kampanii 22/23, którą zakończyło na czwartym miejscu również wpadło w kryzys. Sroki grę w LM skończyły już na fazie grupowej, w lidze finiszując na siódmej lokacie, co nie pozwoliło na awans choćby do Ligi Konferencji. Przyczyn eksperci i kibice doszukiwali w zbyt wąskiej kadrze i dużej liczbie kontuzji. Klub, podobnie jak wcześniej Leicester, zwyczajnie nie był przygotowany na tak gwałtowny sukces i przypłacił to chwilowym kryzysem. Jednak włodarze na St. James’ Park zachowali zimną krew i mimo problemów nie zwolnili menedżera. Eddie Howe spłacił kredyt zaufania już w następnej kampanii.

Kryzys sportowy gigantów

W ciągu ostatnich lat w big6 zdarzały się mniejsze i większe kryzysy, które potrafiły skutkować brakiem gry w Europie. Na marazm przez jakiś czas cierpiał Arsenal, który po erze Arsene’a Wengera długo nie mógł pozbyć się kaca, a ostatecznie dopiero Mikel Arteta wyciągnął Kanonierów z dołka. Swoje problemy miewało też United, a Liverpool do poprawy wyników potrzebował Jurgena Kloppa. Jednak od kampanii 08/09 mimo kryzysów nikt z gigantów nie kończył w tabeli na gorszej pozycji od ósmej lokaty. Do czasu.

Najgorsze rezultat klubu z big six w każdym z ostatnich dziesięciu sezonów:

  • 2015/16 – Liverpool, 8 miejsce
  • 2016/17 – Manchester United, 6 miejsce
  • 2017/18 – Arsenal, 6 miejsce
  • 2018/19 – Manchester United, 6 miejsce
  • 2019/20 – Arsenal, 8 miejsce
  • 2020/21 – Arsenal, 8 miejsce
  • 2021/22 – Manchester United, 6 miejsce
  • 2022/23 – Chelsea, 12 miejsce
  • 2023/24 – Manchester United, 8 miejsce
  • 2024/25 – Tottenham, 17 miejsce?/Manchester United, 16 miejsce?

Dwa lata temu aż 3 zespoły spoza grona faworytów zdołały awansować do europejskich pucharów. Smakiem musiał się obyć Tottenham i Chelsea, która zajęła jedynie 12 miejsce. Reakcja klubów z Londynu była natychmiastowa. Obie ekipy wymieniły szkoleniowców, pozbyły się części zawodników i nie oszczędzały na transferach. Koguty na nowych piłkarzy wydały prawie 300 milionów euro, The Blues niemal 500. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już rok później wszyscy z wielkiej szóstki zdołali awansować do europejskich pucharów. Dlatego też rezultatów, która przyniosła obecna kampania Premier League nie spodziewał się nikt.

Crystal Palace, Newcastle, Aston Villa i Nottingham Forest z awansem do europejskich pucharów, a na kolejkę przed końcem United i Tottenham w tabeli znajdują się jedynie nad beniaminkami i nie uzbierały nawet 40 punktów. Takich rozstrzygnięć nie przewidział nawet Nostradamus, a chociaż Spurs i Czerwone Diabły mają jeszcze szanse na triumf w Lidze Europy, to nie zmyje to fatalnych występów tych zespołów z minionych miesięcy. Stało się jasne, że giganci mimo wydawania setek milionów funtów na transfery nie są odporne na duże kryzysy i problemy finansowe. Pojawia się więc pytanie

Czy potentaci mogą na stałe zagościć w ścisłej czołówce?

Newcastle i Villa stoją przed szansą na drugi awans do Ligi Mistrzów w ciągu 3 ostatnich lat. Więcej mogą mieć jedynie Manchester City i Arsenal, jeśli na finiszu również zagwarantują sobie miejsce w top5, ten sam wynik będzie miał Liverpool i… Manchester United, jeśli wygra Ligę Europy. Ponadto niezależnie od wyników końcówki sezonu za kadencji Emery’ego The Villans zakwalifikowali się trzykrotnie do europejskich pucharów. Poza Villą można to powiedzieć tylko o City, Arsenalu i Liverpoolu. O tym, że to nie przypadek przypomina również bilans Baska. Starcie z Tottenhamem było jego setnym w Premier League na ławce trenerskiej The Lions. Drużyna Emery’ego zdobyła w nich 185 punktów, a w tym czasie więcej zgromadzili jedynie The Reds (216), Obywatele (213) i Kanonierzy (213).

Jednak zarówno dla Villi jak i dla Newcastle to nie wyniki na boisku stoją na przeszkodzie, by ugruntować swoją pozycję w czołówce. Oba kluby muszą dokładnie liczyć każdego wydanego funta, by tylko zmieścić się w ramach finansowych przepisów określanych przez PSR. Co to oznacza w praktyce? Trzeba sprzedawać piłkarzy, najlepiej wychowanków i być nieco sprytniejszym od tych z głębszą sakiewką. Za ostatnie 3 lata bilans transferowy Villi wynosi -42mln funtów, który na tle Liverpoolu (-177), City (-268), Spurs (-344), Arsenalu (-388), United (-426) i Chelsea (-703) wydaje się mało znaczącym wydatkiem. Jednak mimo to klub w sezonie po awansie do Champions League musiał sprzedać ważnych piłkarzy. Znaleźli się wśród nich Jhon Duran, Moussa Diaby czy Douglas Luiz i… to wciąż za mało. Jak donosi m.in. Fabrizio Romano, na Villa Park muszą dokonać jeszcze jednej dużej sprzedaży w tym okresie rozliczeniowym.

REKLAMA

Sposoby, by uniknąć problemów

Newcastle również musiało sprzedawać latem (ich trzyletni bilans transferowy to -217 milionów funtów), przez co jeszcze przed debiutem w drużynie do Brighton za około 30 milionów funtów powędrował 19-letni Yankuba Minteh. Ale standardowe sprzedaże to nie wszystko, bo zarówno na St. James’ Park jak i w Birmingham próbują sobie radzić za pomocą kreatywnej księgowości. W PSR szczególną wartość mają wychowankowie, bo dochód za ich sprzedaż w całości trafia do bilansu rozliczeń finansowych. Obaj potentaci (jak i duża część pozostałych klubów Premier League) chętnie z tego korzystają.

Latem Newcastle sprzedało do Forest 21-letniego Elliota Andersona po zawyżonej cenie rynkowej w zamian sprowadzając Odysseasa Vlachodimosa. Trzeciego w hierarchii Howe’a 30-letniego bramkarza, który kosztował ich okolice 20mln funtów. Dzięki takim rozwiązaniom latem Sroki latem w końcu będą mogły pokusić się o realne wzmocnienia kadry po trzech okienkach transferowej posuchy.

Villa też nie próżnuje, chociaż ich sposób na obejście PSR jest nieco inny. W transakcjach wiązanych z Chelsea i Evertonem wymienili się wychowankami. Kluby zamienili ze sobą Iroegbunam z Dobbinem oraz Maatsen z Kellymanem. W tym przypadku również przy wyraźnie wyższych kwotach od wycen piłkarzy.

By móc rywalizować z wielką szóstką trzeba radzić sobie nie tylko na boisku, ale również w przepisach finansowych. Villa i Newcastle znalazły na to rozwiązanie, dzięki czemu mimo mniejszych wydatków na transfery od najbogatszych są w stanie nawiązać z nimi rywalizację. I chociaż kreatywna księgowość tych klubów budzi kontrowersje, to projektom Emery’ego i Howe’a nie można zarzucić braku skuteczności. Przede wszystkim tej na boisku. To przez nią coraz więcej kibiców w Premier League będzie zadawało sobie pytanie: czy big6 nie przeszło już czasem do historii?

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,948FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ