Mam wrażenie, że po wczorajszym „zwycięskim remisie” z Hiszpanią większość kibiców popadła w przesadny hurraoptymizm. Tak naprawdę na Estadio La Cartuja wykonaliśmy niezbędny plan minimum. Remisując, przedłużyliśmy jedynie nasze nadzieje na awans do fazy pucharowej. Po dwóch meczach mamy tylko jeden punkt i nadal jesteśmy na ostatnim miejscu w grupie. Żeby zagrać w 1/8 finału, musimy w środę pokonać Szwedów. Jak dotąd za kadencji Paulo Sousy wygraliśmy tylko jeden z siedmiu meczów. I to na dodatek z Andorą. Drużyny pokroju tej prowadzonej przez Janne Anderssona Polska jeszcze nie pokonała.
Nie chcę zabrzmieć pesymistycznie. Wczoraj nasza kadra zagrała niewątpliwie najlepszy mecz, od kiedy stery przejął Sousa. Mieliśmy konkretny plan, który potrafiliśmy zrealizować. Byliśmy agresywni w doskoku, nie dopuszczaliśmy Hiszpanów do wielu podbramkowych sytuacji i – co najważniejsze – wreszcie dopisało nam szczęście. Można powiedzieć, że z przebiegu gry najbardziej zasłużony byłby remis ze wskazaniem na Hiszpanów. Jednak – dzięki walce, zaangażowaniu i determinacji – zapracowaliśmy na ten jeden punkt i zwyczajnie na niego zasłużyliśmy.
Polska najlepiej czuje się w przeszkadzaniu?
Wczorajszy mecz z reprezentacją prowadzoną przez Luisa Enrique był jednak przeciwieństwem tego, jak nasza kadra ma grać pod wodzą Paulo Sousy. Portugalczyk chce bowiem, by budować akcje od tyłu oraz grać wysokim pressingiem. Przeciwko Hiszpanom były momenty, kiedy wychodziliśmy wyżej, próbując odebrać piłkę na połowie rywala. Mimo to przez większość czasu byliśmy ustawieni w niskim pressingu, pozwalając gospodarzom na rozgrywanie. Idealnie obrazuje to statystyka posiadania piłki: 69% – 31% na korzyść Hiszpanii.
Oczywiście, jest to całkiem zrozumiałe, że przeciwko mocniejszym na papierze przeciwnikom Sousa nie oczekuje od drużyny, by to ona prowadziła grę. Jednak trzeba zauważyć, że to starcie pokazało, iż to właśnie w taki sposób Polska gra najlepiej – kiedy nie posiadamy piłki, a oddajemy ją przeciwnikowi i liczymy na szybkie kontry. Zresztą drugi najlepszy mecz za kadencji Portugalczyka – przynajmniej w mojej opinii – rozegraliśmy na Wembley przeciwko Anglii. Zagraliśmy wówczas podobnie jak wczoraj. Mieliśmy tylko 39% posiadania piłki i też oddaliśmy rywalom pole gry. Dzięki dobrej organizacji w defensywie nie pozwalaliśmy przeciwnikom na wiele dogodnych sytuacji, zdobyliśmy bramkę po błędzie przeciwnika, ale cennego remisu nie udało się dowieźć do końca.
Szwecja to zupełnie inny zespół
Dlatego też największe obawy, jakie mam przed meczem ze Szwecją, to styl gry reprezentacji Trzech Koron. Zespół Janne Anderssona jest niezwykle pragmatyczny i zorganizowany w defensywie. W pierwszym spotkaniu na tegorocznym Euro przeciwko Hiszpanom mieli piłkę przy nodze jeszcze rzadziej niż Polska i praktycznie cały czas byli ustawieni całym zespołem na własnej połowie. Natomiast w drugim – ze Słowacją – długimi fragmentami również pozwalali przeciwnikom na budowanie ataku pozycyjnego. To każe nam sugerować, że w starciu z naszą kadrą również nie będą chętni do ataków. Raczej ustawią się w średnim pressingu i pozwolą nam rozgrywać na własnej połowie. Podopiecznym Janne Anderssona tak naprawdę do awansu wystarcza remis, więc wątpię, aby to oni chcieli dominować.
Dodając do tego to, że Polska musi wygrać to spotkanie, żeby awansować, można być niemal pewnym, że to my będziemy częściej przy piłce. Szwedzi zmuszą nas do prowadzenia gry i budowania ataku pozycyjnego. A, jak pokazały to wcześniejsze mecze pod wodzą Paulo Sousy, w takim graniu nie czujemy się najlepiej. Teoretycznie remis ze Szwedami może nam dać przepustkę do fazy pucharowej, ale nie oszukujmy się – jest to mało realny scenariusz. Wychodząc na to spotkanie będziemy myśleć jedynie o zwycięstwie. Musimy więc zaatakować i przejąć inicjatywę już od samego początku.
Zagrać jak z Hiszpanią
Dlatego też uważam, że to nie Polska będzie faworytem w tym starciu. Szwecja to zespół mocny w defensywie, co pokazała nie tylko w dwóch pierwszych meczach na Euro, ale też chociażby na ostatnim mundialu. Obecna kadra tak naprawdę niewiele różni się od tej sprzed trzech lat. W ostatnich siedmiu spotkaniach na wielkich turniejach Szwedzi pięciokrotnie zachowywali czyste konto, a w bieżącym roku stracili tylko jedną bramkę (przeciwko Armenii). Zadania nie ułatwia nam to, że będziemy mieli 30 godzin mniej odpoczynku przed tym spotkaniem. Ponadto będziemy musieli pokonać również trasę z Sewilli do Petersburga.
Jak widać przed naszym drugim „meczem o wszystko” suche fakty nie przemawiają niestety na naszą korzyść. Jednak tak naprawdę w momencie pierwszego gwizdka sędziego nie będzie miało to już większego znaczenia. Jeżeli zagramy z taką pasją, determinacją i zaangażowaniem, jesteśmy w stanie zainkasować trzy punkty i zagrać w 1/8 finału. Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe.
Foto: Depositphotos