Do składu Realu Madryt na mecz z Osasuną wrócił Karim Benzema, ale wypadł z niego Thibaut Courtois. Między słupkami w drużynie Królewskich stanął Andrij Łunin, a Ancelotti dodatkowo zdecydował się na małe rotacje w środku pola – mecz od pierwszej minuty rozpoczął Dani Ceballos.
Sam mecz nie należał do najlepszych
Grę Realu Madryt śmiało można porównywać do wczorajszego występu FC Barcelony. Niska intensywność, mało okazji podbramkowych, ale przy tym większe posiadanie piłki i względna kontrola nad spotkaniem. Względna, bo Osasuna potrafiła napędzić Królewskim strachu. Zwłaszcza Ez Abde czuł się dzisiaj bardzo dobrze na murawie Santiago Bernabeu. Real na prowadzenie wyszedł dopiero na chwilę przed przerwą. Vinicius dośrodkowywał piłkę w pole karne, ale ta ostatecznie zatrzepotała w siatce. Żaden z zawodników Realu nie zmienił toru jej lotu, co chyba zaskoczyło bramkarza Osasuny, który nie był w stanie skutecznie interweniować.
W drugiej połowie mogliśmy liczyć na znacznie lepszy mecz i więcej emocji
Wszystko dzięki Osasunie, która już w 50 minucie doprowadziła do wyrównania. Kike Garcia uderzeniem głową pokonał Łunina i zmusił Real do większego wysiłku. Goście przeszli też na grę piątką obrońców i dość skutecznie udawało im się bronić przed kolejnymi atakami. Nie wyglądało to najlepiej dla gospodarzy tego spotkania. W 79 minucie Królewscy mieli nawet rzut karny, a Osasuna od tego momentu musiała sobie radzić w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Unaia Garcii. Do jedenastki podszedł mało widoczny do tego momentu Benzema. Francuz włożył dużo siły w uderzenie i… trafił w poprzeczkę. Dwie minuty później trafił do bramki z akcji, ale sędzia odgwizdał pozycję spaloną.
Real znowu nie utrzymał czystego konta, ale tym razem nie był tak skuteczny w ataku. Miał problemy z tworzeniem dogodnych okazji do strzałów, a i umiejętności indywidualne to tym razem było za mało. Tym bardziej że słaby mecz rozegrał Benzema. Tym samym pierwszy raz w tym sezonie ligowym Real Madryt stracił punkty.