Droga Realu Madryt do Paryża i podniesienia czternastego w historii pucharu dla najlepszej drużyny klubowej w Europie była wyjątkowa. PSG, Chelsea, Manchester City i Liverpool – ciężko było wyobrazić sobie trudniejszą drabinkę, a okoliczności, w jakich Królewscy wyszarpywali awans były niesamowite. Gdyby o Realu w minionej edycji Ligi Mistrzów powstał film – wszyscy powiedzielibyśmy, że jest nierealny. A jednak. Karim Benzema i spółka tego dokonali.
Największym bohaterem zespołu, który wygrywa trofeum zazwyczaj jest trener. Carlo Ancelotti uwielbia jednak podkreślać, jak wspaniałych ma piłkarzy i przerzucać glorię chwały na swoich zawodników. To Włoch przed finałem mówił, że nie będzie ich uczył, jak mają rozegrać finał, bo przecież większość szatni w ostatnich latach częściej dochodziła do tego etapu rozgrywek Ligi Mistrzów niż on. To Ancelotti – jak zdradził Toni Kroos – w rewanżowym meczu półfinału LM z Manchesterem City pytał się „starszyzny”, jakich zmian by dokonali. Carletto to trener, który zawsze na piedestał stawia swoich zawodników, a nie siebie. Dlatego też tym wzorem wybraliśmy pięciu piłkarzy, którzy najbardziej przyczynili się do triumfu w Lidze Mistrzów.
Karim Benzema
Jeden z najlepszych indywidualnych występów w fazie pucharowej Ligi Mistrzów w historii tych rozgrywek. Choć w finale to nie jego trafienie zadecydowało o losach spotkania to w drodze do Paryża to Francuz brał odpowiedzialność za strzelanie goli. 10 bramek i asysta w 7 meczach fazy pucharowej. Niesamowite liczby. Benzema potrafił w 17 minut strzelić hat-tricka w rewanżu z PSG i odwrócić losy awansu. W ćwierćfinale z Chelsea, ze Stamford Bridge również zabrał piłkę do domu, a dwa pierwsze gole, które strzelał po uderzeniach piłki głową były najwyższej klasy. Wtedy wszyscy byli już zgodni. Nieważne, czy Real wygra LM – Benzema musi dostać Złotą Piłkę. Najdobitniej ile znaczy Karim dla Królewskich mogliśmy się przekonać w pierwszym meczu z PSG. Francuz wyszedł na boisko, ale z jeszcze nie w pełni doleczonym urazem i Real przez cały mecz nie potrafił stworzyć sobie sytuacji.
Vinicius Junior
Zawodnik, który zaliczył najbardziej spektakularną przemianę względem poprzedniego sezonu i najbardziej skorzystał na współpracy z Karimem Benzemą. Brazylijczyk strzelił zwycięskiego gola w finale z Liverpoolem, ale wcześniej też miał swoje zasługi. To pod ograniczenie jego atutów trenerzy rywala starali się ustawiać taktykę zespołu. Pochettino specjalnie cofnął na prawą stronę Danilo Pereirę. Thomas Tuchel po pierwszym spotkaniu, gdzie Vinicius zrobił wiatrak z Christensena cofnął pięterko niżej Reece’a Jamesa kosztem jego atutów w ofensywie. Sztab medyczny walczył z czasem, aby postawić na nogi Kyle Walkera. Piłkarze Liverpoolu w finale mocno asekurowali Alexandra-Arnolda, ale i tak wystarczył jeden moment braku koncentracji Trenta, a Vini wyskoczył zza jego pleców i dostawił nogę.
Luka Modric
Każdy chciałby starzeć się, jak Luka Modric. On naprawdę jest, jak wino. We wrześniu stuknie mu 37 lat, a on ciągle potrafi na boisku zabiegać dużo młodszych od siebie. Ponadto imponuje niezwykłą klasą, wyszkoleniem technicznym i mądrością. Wie, kiedy pomóc zespołowi w rozegraniu, kiedy przejść bliżej bramki rywala, a kiedy stworzyć przewagę na skrzydle. Jest nieoceniony zarówno w fazie ataku, jak i podczas bronienia. No i ta wizja gry. Asysta „fałszem” w spotkaniu z Chelsea to jeden z symboli minionej edycji Ligi Mistrzów, ale magicznych zagrań Chorwat miał jeszcze więcej. Ot, choćby przy akcji bramkowej w finale Ligi Mistrzów. Albo rajd przez pół boiska w rewanżu z PSG. Modric ciągle udowadnia, że jest jednym z najwybitniejszych środkowych pomocników w historii tej dyscypliny.
Thibaut Courtois
Bezapelacyjnie bohater finału. 9 interwencji, w tym 7 obronionych strzałów z pola karnego, a do tego bezbłędna gra na przedpolu. Jak podał na swoim Twitterze Tom Worville, analityk z portalu The Athletic – Liverpool z jakości oddawanych strzałów w światło bramki (xG on target) zasłużył sobie na 2,6 gola. To, że ani razu piłka nie wpadła do siatki to zasługa kapitalnego refleksu i ustawiania się Belga. Żaden bramkarz w tej edycji Ligi Mistrzów nie obronił tylu strzałów, co Courtois (57). Drugiego Rulliego (41 interwencji) zostawił daleko w tyle. Belg po finale przyznał, że potrzebował wygranej w finale, bo w Anglii czuł się niedoceniany. Można odnieść wrażenie, że nie tylko tam go nie doceniali. We wszystkich ostatnich plebiscytach bramkarskich Courtois często był pomijany i zajmował dość odległe miejsca. Teraz, po takiej dyspozycji w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na świecie, już na pewno się to zmieni.
Eduardo Camavinga
Czy można zostać jednym z głównych architektów zwycięstwa w Lidze Mistrzów nie rozpoczynając w wyjściowym składzie żadnego spotkania fazy pucharowej tych rozgrywek? Jak widać można. Camavinga idealnie oddaje pojęcie super-rezerwowego. To jego wejścia pobudzały zespół do działania. Kiedy sędzia techniczny podnosił w górę tablicę, a przy linii bocznej stał 19-latek cały zespół wiedział, co to oznacza – podkręcamy intensywność. Camavinga był asem w rękawie Carlo Ancelottiego. Mimo, że w fazie pucharowej spędził na boisku zaledwie 24% możliwego czasu to był na boisku przy 9 z 15 goli zespołu. To on często był kluczową postacią przeprowadzanych przez Real comebacków. Wyróżniał się odbiorem, pressingiem, umiejętnością gry do przodu. Był asem w rękawie Ancelottiego. Mógł być zły, że dając tak dobre zmiany ciągle zaczyna na ławce, ale skoro taktyka z wprowadzaniem go z ławki na podkręcenie intensywności działała to Włoch się jej trzymał.