86 dni temu Bayern Monachium podjął decyzję o rozstaniu z Thomasem Tuchelem. Jan-Christian Dreesen sugerował nawet, że odejście 50-letniego szkoleniowca może nastąpić wcześniej niż przed planowanym końcem sezonu. Bawarczycy mieli blisko 3 miesiące, by znaleźć kogoś lepszego. W mediach od razu pojawiły się głośne nazwiska pokroju Xabiego Alonso czy Zinedine Zidane’a. Z Bayernem łączony był nawet Pep Guardiola, co miało pokazać skalę możliwości Die Roten. 86 dni później klub, który zrezygnował z Tuchela został ośmieszony przez tego samego szkoleniowca, który odrzucił ofertę dalszej współpracy. Świadomie czy nie, wbił kolejną bolesną szpilkę w ego bawarskich działaczy, których nieudolność sprawiła, że gigant stał się desperatem ocierającym o śmieszność.
86 zmarnowanych dni
Wiemy, że najmocniejszym nazwiskiem w kontekście zastąpienia Thomasa Tuchela był Xabi Alonso. Działacze nie obawiali się otwarcie deklarować zainteresowania angażem szkoleniowca Bayeru Leverkusen. 29 marca Hiszpan ogłosił decyzję o dalszej współpracy z Aptekarzami. Kandydat numer jeden został skreślony z listy, ale już w tym momencie Bawarczycy powinni mieć zbadanych kilka innych opcji. Tymczasem, po beztroskim miesiącu rozmowy rozpoczęto od zera, tym razem z Julianem Nagelsmannem. 19 kwietnia selekcjoner reprezentacji Niemiec potwierdził decyzję o dalszej pracy z kadrą narodową. 2 maja propozycję Die Roten odrzucił Ralf Rangnick, a 17 maja kosza działaczom dał Thomas Tuchel. Na ten moment media nie podają żadnego nowego nazwiska. Opcję na ten moment wyczerpały się i trzeba znowu rozpoczynać poszukiwania.
Co powinien zrobić Bayern w lutym 2024 roku? Wybrać kilku kandydatów i rozpocząć poważne negocjacje. Opcją maksymalną był Xabi Alonso. Alternatywą Julian Nagelsmann. W obu przypadkach działacze musieli dać sobie konkretny deadline, po którym rezygnowaliby ze starań. Alonso i Nagelsmann mogli przecież zwodzić Bayern miesiącami, zapowiadać, że podejmą decyzję po zakończeniu sezonu 2023/24 czy Euro 2024. Działacze Bayernu mogą być im jedynie wdzięczni, że stosunkowo szybko podjęli konkretne decyzje.
Bawarczycy potrzebowali opcji maksymalnej ale i opcji realnej. Do grona takich zaliczyć możemy przykładowo Hansiego Flicka, wcześniej kimś takim mógł być Sebastian Hoeneß. Z perspektywy czasu wygląda to jednak tak, jakby Bayern Monachium nastawiał się na jakiegoś kandydata, zakładał klapki na oczy i ślepo zmierzał w jego stronę. Zbagatelizowano znaki, które wskazywały na to, że zatrudnienie Alonso, Nagelsmanna i Rangnicka będzie trudne. Cała trójka ma ważne kontrakty i skupia się na innych celach. Naprawdę ktoś w klubie wierzył, że Nagelsmann (którego wcześniej wyrzucono z Bayernu) na kilka miesięcy przez Euro 2024 powie – po turnieju rzucam kadrę, witaj Monachium? W ten sposób strzeliłby w swoje kolano. Bawarczyków gonił czas, Nagelsmann nie chciał pochopnie podejmować takiego ryzyka.
Bayern mógł zrobić wszystko. Nie zrobił nic
Thomas Tuchel na konferencji, która okazała się tak naprawdę pożegnalną obronił się ważnymi argumentami. Bayern Monachium ma w tym momencie punkt więcej niż na zakończenie sezonu 2022/23. Nie grał wybitnie na poziomie Bundesligi, jednak rywalizacja z tak dysponowanym Bayerem Leverkusen była arcytrudna i nawet unikając kilku wpadek i tak mógł obejrzeć plecy Aptekarzy. Półfinał Ligi Mistrzów również trudno uznać za klęskę. Puchar Niemiec? To raczej rozgrywki trzeciorzędne dla Bayernu. Porażka sportowa jest znaczna, ale nie ma jeszcze tragedii. Bawarczycy nadal mają skład gotowy na podbój Europy i odzyskanie tytułu w Bundeslidze. Mają także środki na solidne wzmocnienia. Niestety, poza boiskiem obserwujemy nieśmieszny kabaret. Sam fakt, że działacze zainteresowali się Rangnickiem – nie mającym większego autorytetu w Monachium pokazywał ich desperację. Jednego dnia chcieli młodego wilka Alonso, drugiego podstarzałego (z całym szacunkiem) filozofa.
Kolejne kroki były jeszcze dziwniejsze, a próba zatrzymania Tuchela (po miesiącach uderzania w jego osobę) pokazała jak bardzo Bayern nie panuje nad sytuacją. Z tygodnia na tydzień jest coraz gorzej. Ktokolwiek zostanie nowym trenerem FCB, będzie przejmował stery drużyny ze świadomością, że dostaje szanse tylko dlatego, że wielu innych nie przyjęło oferty. Bayern Monachium w lutym mógł przebierać w kandydatach. Po fatalnie przeprowadzonych poszukiwaniach sam skazał siebie na status desperata, którego kandydaci wolą omijać szerokim łukiem. Inna kwestia, skoro tak beznadziejnie rozegrali temat znalezienia prawego obrońcy a teraz szkoleniowca, to jaka jest pewność, że nowy trener dostanie wzmocnienia zgodnie z zapowiedziami?