Po skromnym, acz zasłużonym zwycięstwie 1:0 z Osasuną, FC Barcelona mierzyła się na wyjeździe z Deportivo Alaves. Drużyna z Estadio Mendizorroza przystępowała do tego spotkania w znakomitej dyspozycji – wygrali 4 na 5 ostatnich meczów, zachowując w nich 3 czyste konta. Dumę Katalonii czekało zatem niemałe wyzwanie, tym bardziej biorąc pod uwagę poprzednie starcie tych drużyn. Barca straciła wtedy gola już w 1. minucie po trafieniu Samu Omorodiona i musiała odrabiać straty. Również w tym meczu Robert Lewandowski po raz ostatni zanotował dublet.
Chwiejny początek Barcy uspokojony przez bramkę Lewego
Xavi postanowił wypróbować dziś kolejny ze swoich eksperymentów. W środku pola wystawił Andreasa Christensena, a miejsce fałszywego skrzydłowego po lewej stronie objął Pedri. Oba pomysły okazały się mocno nietrafione. Alaves nastawione na szybkie i maksymalnie bezpośrednie ataki już od pierwszych minut zagrażało bramce Inakiego Peny. Pedri wyglądał na zawodnika kompletnie wyzutego z piłkarskich atutów. Przegrywał pojedynki fizyczne, nie pomagał w asekuracji lewej strony, którą często atakowało Alaves. A do tego nie miał za bardzo możliwości swobodnie rozgrywać, pomagać w utrzymaniu piłki, nie wspominając już o oferowaniu czegoś w ofensywie. Christensen prezentował się z kolei bardzo podobnie do Erica Garcii, kiedy Hiszpan grał w zespole Blaugrany w takiej roli. Jakość podań i wyprowadzenie piłki były w porządku, natomiast była to marna alternatywa w roli defensywnego pomocnika.
Spory entuzjazm Deportivo w 22. minucie utemperował duet Ilkay Gundogan & Robert Lewandowski. Niemiec zagrał prostopadle idealnie w tempo polskiego napastnikowi, a ten wykonał co do niego należało – przyjął kierunkowo w polu karnym i ładną podcinką przelobował Antonio Siverę. To była pierwsza bramka Lewego w LaLiga od blisko 2 miesięcy, kiedy trafił z Gironą. Gol na 1:0 przyniósł Barcelonie nieco spokoju, ale pod koniec pierwszych 45 minut do głosu znów zaczęli dochodzić gospodarze. Gdyby lepiej wykorzystali wywalczone stałe fragmenty gry, mogliby wyrównać przed zejściem do szatni.
Mecz Barcelony bez choćby jednej szalonej połowy nie byłby meczem tej drużyny
Na drugą połowę nie wyszedł Joao Cancelo. Portugalczyk został zmieniony przez Hectora Forta. Wszystko wskazywało na to, że był to ruch podyktowany brakiem właściwej dyspozycji zdrowotnej obrońcy wypożyczonego z Manchesteru City. Fani Dumy Katalonii nie mieli zbyt wiele czasu na przejmowanie się tym faktem, gdyż w 49. minucie gola na 2:0 zdobył Ilkay Gundogan. Pedri w końcu pokazał się z dobrej strony w meczu wyczekując na odpowiedni moment do podania, aż znalazł wbiegającego Gundogana, a ten ładnym uderzeniem z woleja zapakował futbolówkę w siatce.
Jak to już w meczach Barcy ostatnimi czasy bywa – dwubramkowe prowadzenie i czyste konto wyglądały zbyt pięknie, aby ostać się na dłużej. Toteż w minucie 51. bramkę kontaktową zdobył Samuel Omorodion, któremu bo doskonałej akcji asystował Alex Sola. Kilka minut później boisko opuścił Gundogan, który wskazywał na problemy z plecami. A znów w 63. minucie gola na 3:1 dla gości trafił Vitor Roque, który przed momentem zmienił Ilkaya. Ktoś uznał jednak, że to za mało aby sinusoidalny cykl fana Barcelony został wypełniony. W 72. minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zarobił więc Roque. Opinia wszystkich z wyjątkiem sędziego była jednoznaczna – to nie był faul ze strony Brazylijczyka, który niesłusznie został wyrzucony z boiska.
W takich dziwacznych okolicznościach Barca musiała kończyć mecz w dziesiątkę. Na szczęście prowadzenie 3:1 wystarczyło, aby dowieść w tym meczu komplet punktów.