Real Madryt podchodził do Derbów Madrytu z kompletem zwycięstw w tym sezonie. Wygrali 5 meczów z rzędu w LaLiga, a także pierwsze spotkanie w Lidze Mistrzów z Unionem Berlin. Nastroje w Atletico Madryt nie były aż tak dobre. Po przerwie reprezentacyjnej Los Colchoneros złapali obniżkę formy, przegrywając z Valencią aż 0:3 i remisując w środku tygodnia z Lazio po golu bramkarza w doliczonym czasie gry.
Szokujący początek Atletico Madryt
Real Madryt rozpoczął mecz tak, jak już zdążył przyzwyczaić w tym sezonie. Ich gra defensywna znowu nie zachwyciła. Królewscy bronili jakby na stojąco, brakowało doskoku do rywala, szwankowało też przekazywanie krycia. Widać było, że Atletico dobrze przeanalizowało ostatnie spotkania Realu i od razu ruszyło do ataku. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Gol Alvaro Moraty w 4 minucie, i Antoine’a Griezmanna w 18 ustawił gospodarzy w dogodnej pozycji na resztę spotkania. Warto zaznaczyć, że obie bramki padły po dośrodkowaniach z lewej strony.
Królewscy długo nie mogli złapać odpowiedniego rytmu. Grali za wolno i zbyt przewidywalnie. Atletico broniące coraz większą liczbą zawodników odpierało więc kolejne ataki gości. Im bliżej jednak było przerwy, tak Real wyglądał coraz lepiej. Ich akcje były przeprowadzane w większym tempie, co zaczęło sprawiać problemy defensywie Atletico. Na dziesięć minut przed końcem pierwszej części spotkania gola kontaktowego zdobył Toni Kroos. Real się nie zatrzymywał, i chwilę później znowu trafił do bramki, ale tym razem gol nie został uznany przez spalonego. Przerwa przyszła w idealnym momencie dla Atletico, kiedy byli w coraz większych opałach pod własną bramką.
Atletico zrealizowało swój plan
Carlo Ancelotti w wyjściowej jedenastce umieścił aż 5 środkowych pomocników. Po przerwie wrócił jednak do ustawienia z poprzednich spotkań, z pomocą ustawioną w diamencie i dwoma napastnikami. Real miał ruszyć do odrabiania strat i doprowadzenia do wyrównania, ale zamiast tego już minutę po wznowieniu gry ich problem stał się jeszcze większy. Morata zgubił krycie w polu karnym i przywrócił Atletico na dwubramkowe prowadzenie.
Drużyna Diego Simeone po podwyższeniu prowadzenia mogła skupić się na obronie. Udawało im się jednak długimi momentami utrzymywać Real z dala od własnego pola karnego. Bliżej własnej bramki bardzo mądrze zamykali wolne przestrzenie i nie dopuszczali rywali do oddawania strzałów z dogodnych pozycji. Królewscy wyglądali na zespół pozbawiony pomysłu. Mimo pojawienia się na boisku Joselu brakowało zawodnikom Ancelottiego dokładności w dośrodkowaniach. Poleganie na indywidualnych przebłyskach też nie zdało egzaminu przy tak dobrze broniącej drużynie Atletico. Real Madryt popełniał te same błędy, co w poprzednich meczach, ale tym razem nie uszło mu to na sucho. Los Blancos trafili na zespół, który miał odpowiednią jakość, aby wypunktować ich słabości, przy jednoczesnym przykryciu ich zalet. Atletico Madryt wygrało mecz zasłużenie, realizacją swojego planu i większym zaangażowaniem.