Arsenal i rewolucja – nierozerwalny duet podczas letniego okienka transferowego

Od odejścia Arsene’a Wengera cykl sezonu Arsenalu wygląda bardzo podobnie. Pod koniec rozgrywek, w pewnym momencie, okazuje się, że sezon trzeba będzie zaliczyć do nieudanych. Wówczas w klubie mówi się o rewolucji w letnim okienku transferowym i wszyscy czekają tylko aż Arsenal pozbędzie się zbędnego balastu w postaci piłkarzy niepasujących do układanki trenera. Kiedy jednak trzeba ze słów przejść do czynów Kanonierzy często działają jak dzieci we mgle nie potrafiąc pozbyć się poszczególnych piłkarzy lub oddając ich za grosze. Efekt? Klub nie stać na odpowiednie wzmocnienie składu na wszystkich pozycjach, ponieważ nie umie zarabiać na sprzedaży piłkarzy.

REKLAMA

Kolejna nieudana rewolucja

Tego lata jest podobnie. W klubie znów zapowiedziano rewolucję, a na odejściach piłkarzy nie zarobiono ani centa. Z Davidem Luizem nie przedłużono kontraktu, a na wypożyczenie odesłano Guendouziego, Ilieva i Salibę. 20-latek już rok temu rzekomo miał pełnić ważną funkcję w zespole, ale Arteta nie dawał mu szans gry w pierwszej drużynie. Zimą poszedł na wypożyczenie do Saint-Ettiene, zebrał dobre recenzje i wydawało się, że teraz już jest gotowy, aby regularnie pojawiać się w składzie Arsenalu. Nic bardziej mylnego. Francuz ku zdziwieniu wszystkim odszedł na kolejne wypożyczenie. Za niedługo powinna dopiąć się finalizacja transferu Joe Willocka do Newcastle, na której The Gunners zarobią 20 mln funtów. Za tą transakcję akurat należą się pochwały. Willock nie pasował do stylu gry preferowanego przez Mikela Artetę, a że na wypożyczeniu w Newcastle w poprzednim sezonie spisywał się znakomicie to Arsenal wykorzystał moment, kiedy jego wartość poszła w górę i zainkasował gotówkę.

Przed startem okienka transferowego sporo mówiło się też o odejściach takich piłkarzy, jak Granit Xhaka, Hector Bellerin, czy Willian. Ze Szwajcarem ostatecznie przedłużono kontrakt po tym, jak negocjacje z Romą się przeciągały. Hiszpanem zainteresowany był Inter, ale rozmowy na linii Londyn-Mediolan utknęły w martwym punkcie, a Brazylijczyka ciężko będzie się pozbyć z uwagi na wysoką tygodniówkę. Z wypożyczeń wrócili ponadto Lucas Torreira, Sead Kolasinac, Ainsley Maitland-Niles, Reiss Nelson i patrząc na sparingi Arteta nie wiąże z nimi raczej przyszłości i za każdego z nich klub chętnie wysłucha ofert. Podobnie ma się sytuacja z Eddiem Nketiahem, Runarssonem, czy Alexandrem Lacazzettem. Na polu budowy kadry Arsenal jest więc nadal w rozsypce. A do inauguracji ligi zostały już tylko dwa dni.

Przyszłościowe wzmocnienia

To, co się jednak zmieniło w Arsenalu to podejście do kupna zawodników. W poprzednich sezonach na Emirates przychodzili zarówno młodzi zawodnicy, którzy mieli się jeszcze rozwinąć, jak i doświadczeni, od których młodzi mieli się uczyć. Transfery Williana, czy Davida Luiza okazały się jednak nietrafione i w klubie przesunięto wajchę bardziej w stronę pierwszej grupy. Świadczą o tym nie tylko zawodnicy sprowadzeni przez Arsenal, ale też ci, z którym klub był łączony. Wszyscy swój prime mieli mieć jeszcze przed sobą.

Najgłośniejszym ruchem na Emirates tego lata był zakup Bena White’a. O tym, co środkowy obrońca Brighton wniesie do zespołu mogliście przeczytać już wcześniej na naszej stronie. Transfery Alberta Sambi Lokongi i Nuno Tavaresa to z kolei wzmocnienia typowo przyszłościowe. Choć Belg w obliczu kontuzji Thomasa prawdopodobnie zostanie rzucony na głęboką wodę i na początku sezonu będzie wychodził w pierwszym składzie. Portugalczyk z kolei został sprowadzony jako zmiennik dla Tierneya. Wiedząc, jak Szkot jest podatny na urazy jakościowy zastępca mu się przyda. Przyglądając się bliżej wzmocnieniom Kanonierów, a zwłaszcza White’owi i Lokondze można zauważyć, że Mikel Arteta chce poprawić wyprowadzenie piłki od własnej bramki. Element, który jest fundamentem jego filozofii, a który w poprzednim sezonie nie działał, jak należy. I White, i Lokonga są zawodnikami, którzy dobrze czują się z piłką przy nodze i nie panikują pod presją rywala.

Make or break – Arsenal i Mikela Artetę czeka sezon prawdy

Dla Kanonierów będzie to sezon z gatunku „make or break”. W ostatnich dwóch latach dwukrotnie zajmowali ósmą pozycję, co w klubie o takiej marce i potencjale finansowym jest nieakceptowalne. Kanonierzy nadal mają sporo braków kadrowych. Nieustannie szukają bramkarza do rywalizacji z Berndem Leno. W mediach ciągle także powraca temat sprowadzenia kreatywnego ofensywnego pomocnika i dwie najbardziej prawdopodobne kandydatury to Maddison i Odegaard. Wzmocnień wymaga ponadto prawa obrona, cały czas także jest poruszany temat nowego napastnika. Tak więc skład w trakcie sezonu może wyglądać trochę inaczej niż na poniższej grafice.

Przewidywany skład Arsenalu na sezon 2021/22; chosen11.com

Czy Arsenal stać w tym sezonie na dobry wynik? Zadając sobie to pytanie mam z tyłu głowy, że od 15. kolejki minionego sezonu lepiej od Kanonierów punktował tylko Manchester City. Niemniej jednak, nastrój wśród fanów jest daleki od optymizmu i trudno się temu dziwić. Zespołowi Mikela Artety brakuje stabilizacji i utrzymywania równej formy przez dłuższy czas. O ile defensywa wygląda solidnie, o tyle schematy w ataku nadal muszą zostać dopracowane. Wprawdzie po zmianie ustawienia na 4-2-3-1, wprowadzeniu Smith-Rowe’a do składu i przesunięciu Saki wyżej Arsenal miewał momenty imponującej gry, ale był zbyt zależny od poszczególnych zawodników, którzy niestety są podatni na kontuzje. Teraz w rękach Arety jest, aby to zmienić. Z pomocą miały przyjść nowe nabytki, ale na ten moment ciężko upatrywać w trójce White, Lokonga, Tavares zbawicieli. Czystki w Arsenalu znów nie zostały odpowiednio wykonane.

źródło: transfermarkt.pl

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,651FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ