Utarło się, że nie obejmuje zespołów w środku sezonu. Jeśli już decyduje się na posadę w danym klubie chce mieć wolną rękę na rynku transferowym i swobodę w budowaniu drużyny, o co w Tottenhamie spłacającym cały czas nowy stadion i z Danielem Levym u władzy może być problem. Antonio Conte opuścił swoją strefę komfortu i podjął się misji ratunkowej w północnym Londynie.
Błyskawiczny efekt
Teoretycznie Tottenham szukał innego menadżera. Od zwolnienia Jose Mourinho na Tottenham Hotspur Stadium powtarzają, że chcą trenera, który przywróci tożsamość klubu. Trenera preferującego odważny i ofensywny styl gry. Takim nie był Nuno Espirito Santo, więc w połączeniu z marnymi wynikami skończyło się szybkim zwolnieniem. Takim też nie jest Conte. Ale to on wydawał się obecnie najlepszym kandydatem na to stanowisko. Tottenham potrzebuje kogoś na tu i teraz. Kogoś, kto w mgnieniu oka ogarnie bałagan i tchnie w zespół sprawiający wrażenie pozbawionego ambicji nowe życie. A Antonio Conte uchodzi właśnie za jednego z najlepszych w tym fachu.
Spójrzmy na fakty – w pierwszym roku pracy w Juventusie zakończył sezon Serie A bez porażki. W debiutanckim sezonie w Anglii zdobył z Chelsea, która poprzednie rozgrywki skończyła na 10. miejscu mistrzostwo Anglii. Inter obejmował po sezonie, w którym zespół miał 21 punktów straty do mistrza. W pierwszym roku pracy Nerazzuri zostali wicemistrzem Włoch ze stratą zaledwie jednego „oczka” do triumfatorów, minione rozgrywki zwieńczyli już wrzuceniem do gabloty scudetto. Conte jest mistrzem w błyskawicznym poprzestawianiu elementów tak, aby wykorzystać potencjał zespołu. Oto, jak zespoły, które obejmował w ostatniej dekadzie prezentowały się w pierwszych dziesięciu ligowych spotkaniach:
Juventus (pierwsza kadencja):
pkt/mecz: 2
gole strzelone/mecz: 1,5
gole stracone/mecz: 0,7
Chelsea:
pkt/mecz: 2,2
gole strzelone/mecz: 2,1
gole stracone/mecz: 0,7
Inter:
pkt/mecz: 2,5
gole strzelone/mecz: 2,2
gole stracone/mecz: 1
Antonio Conte = trójka stoperów i wahadłowi
To, co zawsze robi się kiedy media łączą Antonio Conte z jakimkolwiek zespołem to sprawdzenie, czy kadra tegoż klubu jest odpowiednia do gry trójką środkowych obrońców i wahadłowymi. Wchodzimy na jedną ze stron umożliwiających ułożenie wirtualnego składu i analizujemy, kto może grać na danej pozycji. A więc miejmy to już za sobą:

Szczerze mówiąc, wygląda to tak sobie. Jest oczywiście najlepszy duet poprzedniego sezonu, który z pomocą Conte może odpalić jeszcze bardziej, ale pamiętajmy, że Harry Kane w tym sezonie jest kompletnie bez formy i nie brało się to dotychczas tylko i wyłącznie z nieumiejętnego wykorzystywania jego atutów przez Nuno Espirito Santo. Conte nie jest magikiem i nie sprawi nagle, że Kane poprawi się w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Na wahadłach są zawodnicy, którzy potrafią grać do przodu i robić liczby (szczególnie Doherty).
Niemniej jednak, są też elementy, które Conte prawdopodobnie będzie chciał zastąpić swoimi żołnierzami już w zimie. Mówię tu choćby o środku obrony. Cristian Romero niedawno został wybrany najlepszym obrońcą Serie A grając w Atalancie właśnie w ustawieniu z trzema defensorami, więc on na wieść o zatrudnieniu Włocha na pewno się uśmiechnął. Pozostali stoperzy jednak od pewnego czasu udowadniają, że nie zasługują na regularną grę w klubie z ambicjami gry w Lidze Mistrzów. A jeśli Conte chce być wierny swojemu systemowi to będzie musiał upchnąć dwóch z nich w wyjściowym składzie.
Kolejna newralgiczna pozycja – defensywny pomocnik. Włoski szkoleniowiec lubi mieć w tym miejscu boiska registę – głęboko cofniętego rozgrywającego. Zawodnika, który będzie pewnego rodzaju sejfem. Do którego możesz zagrać piłkę bez obaw, że ją straci. Kimś takim dla Conte w Interze był Marcelo Brozovic, który w pewnych fragmentach meczu w fazie atakowania stawał się nawet jednym ze środkowych obrońców, a Inter przechodził na ustawienie 1-4-2-4 (obrazek poniżej)
W Tottenhamie obecnie nie ma piłkarza o takim profilu. Wszyscy defensywni pomocnicy są ukierunkowani na destrukcję.
Jak będzie wyglądał początek Antonio Conte?
W kontekście Tottenhamu pojawia się jeden znak zapytania – moment przejęcia zespołu. W ostatniej dekadzie Conte ani razu nie obejmował drużyny w trakcie trwania sezonu. Teraz nie dość, że przejmuje drużynę o znacznie niższym potencjale kadrowym to przed pierwszym meczem o stawkę ma tylko kilka treningów na wprowadzenie korekt. Żadnych przetarć w sparingach, jak ma to miejsce podczas okresu przygotowawczego. Trzeba wyjść i z miejsca grać o stawkę.
W podobnej sytuacji był Thomas Tuchel przejmując w poprzednim sezonie Chelsea. Z tą różnicą, że Niemiec zastał niepoukładaną drużynę o ogromnym potencjale. Conte za to wchodzi do szatni, gdzie ma dwóch zawodników klasy światowej (Kane i Son), kilku piłkarzy o umiejętnościach godnych czołówki Premier League i sporo przeciętnych grajków. Nie od dziś wiemy jednak, że tych przeciętnych włoski trener potrafi wznosić na poziom, na którym nigdy wcześniej nie grali i grać nie będą. Trzymając się analogii do Thomasa Tuchela – myślę, że Conte może wzorować się na trenerze Chelsea i zacząć od poukładania defensywy. A strzelanie bramek pozostawić (na razie) indywidualnym umiejętnościom poszczególnych zawodników. Bo na wypracowanie schematów atakowania potrzeba więcej czasu niż na zorganizowanie obrony. Nieprzypadkowo mówi się, że zespół zaczyna budować się od obrony.
fot.: Tottenham