Jak trwoga to do Aleksandara Vukovicia. We wrześniu 2020 roku, Dariusz Mioduski zdecydował się na zwolnienie serbskiego szkoleniowca. Dziś to właśnie on ma ratować zespół przed upadkiem.
Brak pomysłu właściciela
Dariusz Mioduski po przegranym meczu z Piastem Gliwice stracił wiarę w Czesława Michniewicza. Jego następcą został Marek Gołębiewski, który z 11 spotkań przegrał aż 8. Właściciel klubu pokazał, że nie ma żadnego planu na obsadę pozycji szkoleniowca. W momencie zwalniania Michniewicza sam byłem przekonany, że Mioduski ma gotowe lekarstwo na uzdrowienie klubu, a nawet jeśli brakuje mu takowego, to jest na dobrej drodze, by je znaleźć. Przez ostatnie półtora miesiąca, cały plan ograniczał się do koncepcji „chcę Papszuna„. Mioduski związał sobie ręce, bo zamiast gasić pożar tu i teraz, snuł marzenia, które okazały się niezbyt realne. Podobno najbardziej profesjonalny i najpoważniejszy klub w kraju, był trzymany w szachu przez Michała Świerczewskiego, właściciela Rakowa Częstochowa.
Po rezygnacji Gołębiewskiego, z oczywistych względów, nikt nie chciał skusić się na posadę strażaka na dwa mecze. Ba! Uważam, że przyjęcie takiej oferty byłoby błędem każdego poważnego trenera. Dom się pali, a jego właściciel zamiast gasić, opowiada, że w sąsiednim mieście mają dobrego Komendanta Straży Pożarnej. Wydaje się jednak, że sytuacja zmusiła Mioduskiego do powrotu „na ziemię”. Marzenia o Papszunie trzeba było odłożyć na później.
Vuko to opcja tymczasowa
Uważam, że niezależnie od osiągniętego wyniku, Aco będzie jedynie przejściowym szkoleniowcem, który uspokoi sytuację w klubie. Mioduski już raz zaprezentował mu wotum nieufności, a zmiana zdania to wyłącznie akt „desperacji”. Vuko nie jest jednak przypadkowym jegomościem. Mówimy w końcu o człowieku lubianym przez kibiców Legii, który przez lata występował w barwach drużyny ze stolicy. Marzenia o Papszunie zostaną odłożone w czasie, a obecny trener Rakowa będzie mógł w spokoju zająć się walką o czołowe lokaty ze swoim obecnym klubem. To z pewnością dobra informacja dla kibiców z Częstochowy. A Legia? Zimą potrzebuje rewolucji. Vuković podjął się niezwykle trudnego zadania i szczerze życzę mu powodzenia. Pokazał, że ma jaja i nie boi się wyzwań, a to, przed którym staje wydaje się swoistą Mission Impossible.