Zarówno dla Manchesteru City, jak i Crystal Palace finał Pucharu Anglii był szansą na jedyne trofeum w tym sezonie. Obywatele potraktowaliby zwycięstwo jednak jako puchar pocieszenia, natomiast dla Orłów byla to okazja na historyczny sukces, ponieważ nigdy w swojej historii nie wygrali Pucharu Anglii. Co więcej, triumf w tych rozgrywkach zapewniłby im pierwsze występy w europejskich pucharach, ponieważ zwycięzca FA Cup kwalifikuje się automatycznie do Ligi Europy.
Pep Guardiola nie byłby sobą, gdyby przed finałem nie zmienił czegoś
W ostatnich tygodniach Manchester City stał się dość stabilny i przewidywalny, jeśli chodzi o zestawienie podstawowej jedenastki oraz system gry. Zaczęli grać na dwóch środkowych obrońców w posiadaniu piłki, szerokość najczęściej trzymali boczni obrońcy, więc brakowało miejsca dla naturalnych skrzydłowych. Dzisiaj w wyjściowym składzie znaleźli się jednak zarówno Jeremy Doku, jak i Savinho, ale Pep Guardiola nie zrezygnował z innych ofensywnych graczy. Ustawienie w posiadaniu piłki przypominało 3-3-4, na „6-tce” operował Bernardo Silva, na „8-kach” Kevin De Bruyne i Nico O’Reilly (wyjściowo lewy obrońca), a Erling Haaland i Omar Marmoush tworzyli duet napastników.
Manchester City zdominował posiadanie piłki, a kamera telewizyjna bardzo rzadko obejmowała ich połowę, ponieważ gra ciągle toczyła się pod bramką Crystal Palace. Takiego scenariusza można było się spodziewać. Największą obawą fanów The Citizens były potencjalne kontrataki rywali i momenty gry bez piłki, ponieważ Pep Guardiola w środku pola postawił na graczy o naturze bardziej ofensywnej. Jego zespół często skutecznie grał w kontrpressingu, będąc bardzo dobrze ustawionym na zabezpieczenie faz przejściowych. Niemniej jednak, Crystal Palace w 16. minucie zdołało objąć prowadzenie. Ekipa Olivera Glasnera najwięcej problemów sprawiała przy dalekich podaniach w stronę Matety, z których wykorzystywali przestrzeń za linią obrony Man City po zebraniu drugiej piłki.
The technique 😍
— Emirates FA Cup (@EmiratesFACup) May 17, 2025
Wait to see what @EbereEze10's opener meant to the @CPFC fans ❤️#EmiratesFACup pic.twitter.com/E32iwfLH9i
W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił
Manchester City potrzebował gola wyrównującego, a Pep Guardiola ufał tym ludziom, których wybrał do gry od 1. minuty. To nie tak, że hiszpański trener uparcie wierzył w coś, co nie działało, ponieważ jego zespół stworzył sobie wystarczająco dużo sytuacji na zdobycie bramki. Najlepszą był rzut karny, który zmarnował Omar Marmoush. Obywatele nie grali złego meczu. Jeremy Doku po lewej stronie był w stanie tworzyć przewagę indywidualną. Savinho ustawiony po drugiej stronie kreował sytuacje. Dobre momenty miał też Kevin De Bruyne, a Bernardo Silva potrafił wspomóc zespół mocniej angażując się w akcje ofensywne.
Manchester City zrobił wystarczająco dużo, aby ten mecz wygrać i podnieść w górę Puchar Anglii. Kiedy jednak brakuje skuteczności, a bramkarz rywali też ma swój dzień, wypracowane sytuacje przestają mieć znaczenie w kontekście końcowego wyniku. Nie możemy jednak powiedzieć, że Crystal Palace nie zasłużyło na tą wygraną. Przyjęli bardzo defensywny plan na mecz, ale byli dobrze zdyscyplinowani taktycznie, bronili z poświęceniem i wypracowali sobie kilka dobrych sytuacji, mimo bardzo niskiego posiadania piłki. Grając z zespołem mającym o wiele więcej jakości, musisz podejść do nich sposobem i liczyć, że coś u nich nie zagra. Crystal Palace się to udało i zdobyli pierwsze duże trofeum w historii klubu (wcześniej wygrywali drugi i trzeci poziom rozgrywkowy).