Czas wrócić na ziemię, ale czy dla Jagiellonii musi ona oznaczać przeciętność?

Po 31. kolejce obecnego sezonu Jagiellonia Białystok ma na koncie dokładnie tyle samo punktów (56), co w analogicznym momencie rozgrywek 2023/24. O ile jednak przed rokiem taki dorobek wystarczał, by prowadzić w ligowej tabeli i zmierzać po tytuł mistrzowski, o tyle dziś nie gwarantuje nawet pewnego miejsca na podium. Co więcej, wokół przyszłości Dumy Podlasia narasta coraz więcej pesymistycznych prognoz. Czy rzeczywiście są powody do niepokoju?

Jest super, ale nie do końca…

Jagiellonia zaskakująco dobrze poradziła sobie zarówno na krajowych, jak i europejskich boiskach. Przez długi czas piłkarze Adriana Siemieńca mieli realne szanse na obronę mistrzostwa Polski, a awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy to największy sukces na arenie międzynarodowej w historii klubu. Do tego należy dodać triumf w Superpucharze Polski oraz dojście do ćwierćfinału Pucharu Polski. Niby jest super, ale nie do końca… Jaga miała swoje momenty, ale jednocześnie nie zrobiła wystarczająco dużo, by być pewna udziału w europejskich pucharach w sezonie 2025/26.

REKLAMA

Zaledwie jeden punkt zdobyty w trzech ostatnich kolejkach ligowych sprawił, że Pogoń Szczecin zbliżyła się do Jagiellonii na dystans zaledwie trzech punktów. Co więcej, gołym okiem widać oznaki zmęczenia w grze zawodników z Podlasia — trudno się dziwić, skoro wielu z nich ma już w nogach 40-45 rozegranych spotkań. Sytuacja, w której Portowcy znajdą się na najniższym stopniu podium, a Jaga przynajmniej na rok pożegna się z występami w europejskich pucharach, wydaje się jak najbardziej realna. To spory problem, bowiem regularne występy pucharowe powinni być celem nadrzędnym, który znacząco wzmacnia klubowy budżet, a także pozwala promować piłkarzy na arenie międzynarodowej. Bez regularności, trudno mierzyć wysoko. Brak awansu do Ligi Konferencji w sezonie 2025/26 może jeszcze bardziej skomplikować planowanie kadry Jagiellonii, która i tak zostanie przetrzebiona, nawet jeśli uda się wygrać walkę na finiszu z Pogonią Szczecin.

Sprzedaże są nieuniknione, ale co z kupnem?

Jak zauważa Kuba Seweryn, Joao Moutinho, Darko Churlinov i Enzo Ebosse niemalże na pewno zakończą swoje wypożyczenia i opuszczą Białystok, a przecież cała trójka wiosną odgrywała istotną rolę w drużynie. Gdy wyniki się zgadzały, niewielu zastanawiało się nad warunkami wypożyczeń, które utrudniają dłuższą współpracę. Konsekwencje pojawiają się dopiero teraz.

Sprzedaż takich piłkarzy jak Sławomir Abramowicz, Afimico Pululu czy Mateusz Skrzypczak wydaje się kwestią czasu. Paradoks polega na tym, że Jagiellonia Białystok nie powinna obecnie narzekać na brak środków finansowych. Przyjmuje się, że dzięki udanej przygodzie z Ligą Konferencji do klubowej kasy wpadło ponad 10 mln euro. Ta kwota może zostać zwiększona o zyski ze sprzedaży wymienionych wcześniej piłkarzy. Dzięki temu można pokusić się o odważne kroki. Zaryzykować odrzucaniem dobrych ofert, a zarazem samemu złożyć kilka, które dotychczas wydawały się nierealnie.

Tak, to prosta ścieżka, jeśli chce się wchodzić na coraz wyższy poziom, ale w polskim futbolu kluby rzadko z niej korzystały. Ileż to słyszeliśmy bajek, że Legia Warszawa czy Lech Poznań „odjedzie reszcie ligi za kasę z europejskich pucharów”, tymczasem ekstra zastrzyk środków okazał się niezauważalny. Ba! Drużyny po osiagnieciu dobrego wyniku zamiast wzmacniać skład, osłabiały się sprzedając swoich piłkarzy. Tabelki w excelu świeciły się na zielono, korzyści sportowe były niewielkie.

Zadyszka w ostatnich spotkaniach, kilka nieoczekiwanych wpadek i zapowiadane rozstania z ważnymi zawodnikami sprawiają, że przyszłość Dumy Podlasia stoi pod znakiem zapytania, ale posiadane pieniądze mogłyby rozwiązać wiele problemów. Łukasz Masłowski wielokrotnie udowadniał, że potrafi sprowadzać klasowych piłkarzy mimo znikomego budżetu transferowego. Logicznym rozwiązaniem byłoby przeznaczenie chociaż części pozyskanych środków na znaczące wzmocnienie składu, ale sygnały docierające z klubu raczej odrzucają taką możliwość. Hasła inwestycji w obiekty treningowe czy rozwój młodzieży są chwytliwe, jednak na efekt trzeba będzie poczekać.

Jagiellonia będzie bazować na sprawdzonych metodach

Żeby drużyna nadal znajdowała się w ligowej czołówce – zakładając znaczące osłabienia kadry – potrzeba bardzo wysokiej skuteczności na rynku transferowym. Łukasz Masłowski znowu będzie musiał robić różnicę. Oczekiwania wzrosły, ale możliwości finansowo klubu mogą pozostać niezmienne i ponownie transfery będą opierać się na wypożyczeniach/szukaniu wzmocnień po taniości. Nie można zakładać, że każdy nieoczywisty ruch będzie strzałem w dziesiątkę, stąd rosnący niepokój.

Skład Jagiellonii za chwilę nie będzie pewnie przypominać tego mistrzowskiego. Zmiany wiążą się z ryzykiem, ale nie muszą oznaczać katastrofy. Dziś można mieć spore wątpliwości czy Adrian Siemieniec będzie miał konkurencyjny skład względem rywali w walce o tytuł mistrzowski, a taki cel powinno stawiać się przed Dumą Podlasia w sezonie 2025/26. Raków Częstochowa dwa lata po zdobyciu mistrzostwa znowu zmierza po tytuł, ale w międzyczasie wydał ponad 10 mln euro na wzmocnienia (!). Jagiellonia zdobyła mistrzostwo, w europejskich pucharach zarobiła duże jak na ekstraklasowe realia pieniądze i… Prawdopodobnie pozostanie klubem, przez który przewija się wielu zawodników, a źródłem sukcesu jest doskonała praca dyrektora sportowego, który dokonuje nieoczywistych ruchów transferowych oraz trenera, który umie wykrzesać z piłkarzy pełnię potencjału. I to właśnie Masłowski oraz Siemieniec pozostają gwarantami, że Jagiellonia nie zadowoli się przeciętnością.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,897FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ