Manchester United najlepiej gra w roli underdoga. 5 wniosków po 31. kolejce Premier League

W czwartek zakończyła się 30. kolejka, w sobotę rozpoczęła następna seria gier, którą podsumowujemy w tym tekście. Efekt zmiany trenera w Wolves, inna twarz Nottingham, wszechstronność Fulham, specyfika najlepszych meczów Man United za Amorima oraz problemy beniaminków. Oto tematy, które omawiamy po 31. kolejce Premier League.

Zmiana trenera w Wolves była potrzebna

Gdy Vitor Pereira obejmował w grudniu Wolverhampton Wanderers, zespół zajmował przedostatnie miejsce w tabeli. Po 16 meczach miał zaledwie 9 punktów i 5 „oczek” straty do bezpiecznej strefy. Portugalczyk podjął się dość trudnej misji, aby utrzymać Wilki w Premier League, ale na kilka kolejek przed końcem utrzymanie mają już prawie pewne. Oczywiście, duża w tym zasługa słabości całej trójki beniaminków, jednak Wolves pod wodzą Pereiry punktuje bardzo dobrze. W 15 meczach zdobyli 23 punkty i w tabeli liczonej od początku pracy nowego szkoleniowca zajmowaliby 9. miejsce.

REKLAMA

Początkowo gra Wolves opierała się głównie na tym, co wymyśli Matheus Cunha, ale z czasem drużyna Vitora Pereiry stała się bardziej wszechstronna. Brazylijczyk w czterech ostatnich ligowych meczach nie zagrał ani minuty, ponieważ pokutował za czerwoną kartkę w meczu Pucharu Anglii z Bournemouth. W tym czasie Wilki raz zremisowały i odniosły trzy zwycięstwa. Pereira usprawnił defensywę, bardzo ważny w tym procesie był transfer Emmanuela Agbadou, a także szlifowanie gry w systemie 3-4-3. Gary O’Neil w poprzednim sezonie wykonał w Wolves świetną pracę i jego zwolnienie było wyrazem braku kredytu zaufania, ale okazało się, że było potrzebne.

W następnym sezonie częściej chcemy oglądać bardziej odważne Nottingham Forest

Jeśli popatrzymy sobie na wszelkiego rodzaju statystyki, które określają sposób gry to Nottingham Forest w wielu przypadkach znajduje się na skraju. Mają bardzo niskie posiadanie piłki, a co za tym idzie – liczbę i celność podań. Bardzo rzadko otwarcie gry rozgrywają krótko. Atakują w bardzo bezpośredni sposób, w szybkim tempie, nie wymieniając wielu podań w trakcie trwania jednej akcji. Bronią też w charakterystyczny sposób. Rzadko stosują wysoki pressing, a większość czasu spędzają w niskim bloku. Rzadko są zmuszeni do zmiany sposobu gry, ponieważ… bardzo rzadko przegrywają. Trudno kwestionować pomysł na futbol Nuno Espirito Santo skoro zespół, który był przewidywany do walki o utrzymanie zajmuje 3. miejsce.

Niemniej jednak, druga połowa z Aston Villą pokazała, że Nottingham potrafi też grać inaczej. Na Villa Park szybko stracili dwie bramki i po przerwie musieli zaryzykować. Role się odwróciły. To oni grali wysokim pressingiem, a sytuacje musieli tworzyć z ataku pozycyjnego, natomiast rywale bronili się blisko pola karnego, nastawiając się na fazy przejściowe. Forest wyglądało zaskakująco dobrze, tworząc wiele sytuacji do oddania strzału i wypracowując sobie wiele szans do dograń w pole karne. Jedyne, czego im zabrakło to nominalnego napastnika (Wood i Awoniyi nie mogli zagrać), ponieważ nie mieli żadnego punktu odniesienia w polu karnym. Liczymy, że Nuno Espirito Santo w następnym sezonie zmieni trochę proporcje w stylu gry zespołu i częściej będziemy oglądać Nottingham grające właśnie w taki sposób.

Aston Villa 2:1 Nottingham Forest

Fulham to najbardziej wszechstronny zespół spoza szerokiej czołówki Premier League

Jeśli regularnie śledzicie naszą stronę, to być może pamiętacie, że o wszechstronnym rozwoju Fulham pisaliśmy już w tym sezonie. Zespół Marco Silvy potrafił zabrać punkty wielu faworytom przyjmując defensywną strategię i zaskakując rywali po kontratakach. Z zespołami kadrowo słabszymi lub znajdującymi się na podobnym poziomie z kolei oni z reguły prowadzili grę, dobrze kontrolowali mecz i budowali akcje w ataku pozycyjnym. Fulham skutecznie łączyło dwa style gry. W 31. kolejce Premier League zostali drugim zespołem, który pokonał Liverpool w tym sezonie ligowym, ale zrobili to na własnych zasadach.

Najsłabsze mecze zespołu Arne Slota w tym sezonie Premier League przydarzały się wtedy, gdy rywale przyjęli skuteczny plan na mecz w grze bez piłki, a ponadto wprowadzali do meczu jak najwięcej walki fizycznej, minimalizując czystą grę w piłkę. Fulham pokonało The Reds w inny sposób. W pierwszej połowie, w której strzeliło wszystkie trzy gole, było zespołem piłkarsko o wiele lepszym w wielu aspektach – wysokim pressingu, rozegraniu, pomyśle na ataki pozycyjne. Wykorzystali słabość Liverpoolu, a w drugiej połowie, gdy rywale przejęli już kontrolę nad meczem, zdołali utrzymać wypracowaną przed przerwą zaliczkę.

Manchester United za Rubena Amorima najlepiej gra, gdy przyjmuje rolę underdoga

Czerwone Diabły pod wodzą Rubena Amorima urwały już punkty Liverpoolowi, Arsenalowi oraz dwukrotnie Manchesterowi City. Mecze z czołówką są tymi, w których wyglądają najlepiej. Portugalski trener znalazł plan w jaki sposób włożyć kij w szprychy faworytom. Manchester United przyjmuje strategię, która z reguły przypisywana jest zespołom słabszym. Oddają inicjatywę rywalom i najwięcej czasu spędzają broniąc na własnej połowie, w niskim bloku. Chcą atakować w bezpośredni sposób, nastawiając się na kontrataki i często przenoszą grę na połowę rywala dalekim podaniem.

Charakterystyka kadry Manchesteru United najbardziej pasuje pod właśnie taki sposób gry. Środkowi obrońcy lepiej czują się, gdy bronią bliżej własnej bramki, Casemiro (który zagrał świetny mecz z Man City) też nie może bronić na dużych przestrzeniach, a ofensywa jest bardziej efektywna, gdy atakuje z kontry. Czerwone Diabły są trudnym przeciwnikiem do pokonania dla topowych zespołów, ale to niewiele znaczy w kontekście rozwoju tego zespołu. Manchester United w wielu meczach musi grać inaczej, prowadzić grę i dążyć do szybkiego odbioru piłki, a z tym regularnie ma problemy. Proces zmiany charakterystyki drużyny będzie wymagał więcej czasu niż może się wydawać kibicom, którzy – co normalne – po takich spotkaniach spoglądają na zespół przez różowe okulary.

REKLAMA

Różnica pomiędzy Premier League, a Championship robi się zbyt duża

Po 31. kolejce z Premier League oficjalnie spadło już Southampton, które – swoją drogą – po porażce z Tottenhamem (1:3) zwolniło także Ivana Juricia. Spadek na siedem kolejek przed końcem to nowy niechlubny rekord. Święci zgromadzili dotychczas 10 punktów i walczą o to, aby przebić dorobek Derby County z sezonu 2007/08, które jest najgorszą drużyną w historii Premier League (11 „oczek”). W ostatnich miesiącach Southampton wcale nie jest jednak najgorszym zespołem w lidze, ponieważ jeszcze słabiej na boisku prezentuje się Leicester. Zespół Ruuda van Nistelrooya w tej kolejce przegrał ósmy ligowy mecz z rzędu (0:3 z Newcastle) i w żadnym z nich nie strzelił nawet bramki. Ostatni raz w rozgrywkach Premier League trafili do siatki 26 stycznia. Przed własną publicznością ostatnią bramkę strzelili… 8 grudnia.

Jesteśmy już niemal pewni, że w drugim sezonie z rzędu z Premier League spadnie cała trójka beniaminków. Różnica pomiędzy najwyższą klasą rozgrywkową, a jej zapleczem zrobiła się zbyt duża. Jeśli do Premier League wchodzą zespoły nieprzygotowane odpowiednio na awans (Leicester i Southampton w tym sezonie; Burnley w poprzednim) lub kluby znacząco odbiegające od reszty pod kątem finansowym (Ipswich w obecnych rozgrywkach i Luton rok temu) to przeskok pomiędzy ligami okazuje się dla nich zbyt duży.

Co jeszcze wydarzyło się w 31. kolejce Premier League?

  • Arsenal zgubił punkty na Goodison Park z Evertonem (1:1), tracąc gola po bardzo kontrowersyjnym rzucie karnym, a Mikel Arteta poniekąd odpuścił ligę oszczędzając piłkarzy przed pierwszym ćwierćfinałowym meczem z Realem Madryt w Lidze Mistrzów.
  • Brighton przegrało drugi mecz z rzędu po przerwie reprezentacyjnej (1:2 z Crystal Palace) i w klubie prawdopodobnie muszą porzucić marzenia o Lidze Mistrzów, a skupić się na powrocie do europejskich pucharów.
  • Awans do rozgrywek europejskich, nie myśląc już o Champions League, to powinien być także cel Bournemouth, które znowu straciło punkty, remisując z West Hamem (2:2).
  • Chelsea przed rywalizacją z Legią w Lidze Konferencji zremisowała bezbramkowo z Brentford, a Enzo Maresca dał odpocząć m.in. Palmerowi, Jacksonowi i Cucurelli. Zespół Thomasa Franka zachował pierwsze czyste konto na własnym stadionie w tym sezonie Premier League.
SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,843FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ