Radomiak Radom ostatnimi czasy robi wiele, żeby utrzymać się w PKO BP Ekstraklasie na przyszły sezon. Typowani przez wielu do spadku radomianie w 3 ostatnich meczach zdobyli łącznie aż 7 punktów, pokonując wyżej notowaną Legię Warszawa czy poprzednio Cracovię. Podopieczni João Henriquesa przed przyjazdem rywali z Trójmiasta mieli 6 punktów przewagi nad miejscem w strefie spadkowej. To dość spora zaliczka i bufor bezpieczeństwa na wypadek porażki z Lechią Gdańsk. Ekipa z Pomorza już w tak dobrej sytuacji nie jest. Zajmowała ona przed startem 25. kolejki przedostatnie miejsce, lecz tutaj wygrana w Radomiu dałaby jej awans na 14. pozycję. Podopieczni Johna Carvera dobrze weszli w rundę wiosenną, lecz na Mazowsze przyjechali z serią 3 porażek z rzędu.
Bezsensowna dominacja
W pierwszych minutach tego spotkania inicjatywę przejęli gospodarze. Ledwie w 5 minut zdołali oddać aż 3 strzały, z których jednak żaden nawet nie zmierzał w stronę golkipera Lechii. Niezłą okazję w 4. minucie miał Renat Dadaşov, jednak Azer został w porę zablokowany. Po nim Rafał Wolski chciał poprawić, ale o celności tej dobitki lepiej się nie wypowiadać. Kilka minut później szykowała się obiecująca kontra, lecz Dadaşov został brzydko zatrzymany, a potem Bruno Jordão potknął się o futbolówkę. Niemniej jednak Radomiak skutecznie zepchnął rywala do defensywy i zmusił go do bronienia się. Zespół z Mazowsza bez większych trudów utrzymywał się przy piłce i rozgrywał ją. Miał jednak problemy z wyprowadzeniem skutecznej akcji, od początku do końca.
No i na co komu kontrola nad przebiegiem spotkania, wysokie posiadanie piłki i gra na połowie przeciwnika, skoro nic z tego nie wyniknęło? Lechia to świetnie wykorzystała. W 20. minucie Camilo Mena posłał długie podanie na dobieg, którego adresatem był Tomáš Bobček. Gdańszczanie muszą poniekąd podziękować Saadowi Agouzoulowi – Marokańczyk nie trafił w piłkę, gdy ta zmierzała do napastnika Lechii. Słowak dobiegł do piłki, minął Macieja Kikolskiego, a następnie Steve’a Kingue i wpakował piłkę do siatki. Jakby tego było mało, 8 minut po tym mogło dojść do bliźniaczo podobnej sytuacji. Tym razem jednak Kikolski wygrał wyścig z Bobčkiem i wybił piłkę.
Tomasz Bobcek uciekł obronie rywali, zachował zimną krew i dał Lechii prowadzenie w meczu z Radomiakiem 😎
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 14, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/RNr5IXS8o0
Lechiści, pobudka!
Po stracie gola Radomiak wziął się do roboty i próbował gonić wynik. Przez 15 minut po trafieniu Lechii jego gra wyglądała niemal identycznie, jak to miało miejsce przedtem, czyli przewaga dla przewagi. Lechiści z kolei wyglądali na zadowolonych z tego wyniku. Aż zanadto. W 36. minucie gospodarze wywalczyli rzut rożny. Obrońcy Lechii myślami byli wszędzie – w domu, na piwie, na Malediwach, wszędzie. Byle nie na murawie stadionu przy Struga. Takie zachowanie, nawet przy korzystnym wyniku, jest po prostu niedopuszczalne. Brutalnie dla gdańszczan wykorzystał to Marco Burch. Szwajcar miał dużo miejsca i zarazem czasu. Mógł tam nawet zakręcić sobie kilka kółek z futbolówką jak Antony, a i tak by nic złego tu się nie stało. Zamiast tego Burch od razu oddał strzał. Bohdan Sarnawskij sięgnął piłki, lecz ta niefortunnie odbiła się od jego nogi i Radomiak doprowadził do remisu.
Gospodarze nawet nie poczekali na koniec powtórki! 😉 Sprawne rozegranie rzutu rożnego i Burch wyrównuje strzałem głową! ⚽
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 14, 2025
📺Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/iFYgVY68FW
Stracony gol poskutkował pobudką piłkarzy Lechii. Wrócili wreszcie myślami na dzisiejsze spotkanie. W 40. minucie mieli niezłą akcję, lecz tutaj dobrze spisała się defensywa Warchołów. Najpierw Maksym Chłań został zablokowany przez Burcha, a przy dobitce Bobčka świetną interwencją wykazał się Kikolski. Gdańszczanie po przerwie także nie myśleli odpuszczać. Po powrocie na boisko to właśnie Lechia była drużyną wywierającą presję, grając bardzo wysoko względem pierwszej połowy. Podopieczni Johna Carvera poprawili się w odróżnieniu od poprzedniej odsłony tego meczu. Wiedzieli już, z czym wiąże się niefrasobliwość i lekceważenie przeciwnika. Jednocześnie potrzebowali konkretów, choćby jednego, by zapisać sobie 3 punkty. Radomiak przez kilka minut drugiej połowy grał na zasadach gdańszczan i trzeba było to wykorzystać. I nie wykorzystali – około 60. minuty Lechia nie miała już tej wyraźnej, optycznej przewagi.
Capitalne wejście, Radomiak zgarnia pełną pulę!
Gdy to starcie wchodziło w decydującą fazę, nie było drużyny, która wyraźnie zasługiwałaby na 3 punkty bardziej od drugiej. Konkretniejszy był Radomiak, który do 70. minuty oddał 2 celne strzały, o 2 więcej od Lechii. Nie stanowiły one jednak większego zagrożenia dla przyjezdnych z Pomorza. Jednakże radomianie nie prowadzili gry przez cały czas. I co z tego, skoro objęli prowadzenie? W 71. minucie Burch fantastycznie podał do przodu, jakoś zdołał wcisnąć piłkę między defensorami Lechii. Dopadł do niej Capita Capemba, rozpędził się z nią przy nodze i Angolczyk płaskim strzałem, po słupku, dał Radomiakowi ponowne prowadzenie. Doceńmy szwajcarskiego obrońcę, uznawanego za flop transferowy klubu przy Łazienkowskiej. Po miernych występach w Legii niewiele wskazywało na to, że Burch w Polsce odpali.
To się nazywa wejście! Capita Capemba ledwie pięć minut po pojawieniu się na boisku pakuje piłkę do siatki 😎
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 14, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/oXmbZ7nVO4
Lechia coś tam próbowała odmienić na tablicy świetlnej, lecz to było zdecydowanie mało. Radomiak mądrze zarządzał wynikiem i nie pozwalał gościom na zbyt wiele. Podopieczni trenera Henriquesa skutecznie dowieźli korzystny wynik do końca, dzięki czemu odnieśli 9. zwycięstwo w tym sezonie. Na początku wiosny Radomiak był poważnym kandydatem do spadku, ale jak widać, powoli wypisuje się z tego wyścigu. Ma na koncie już 31 punktów, więc jest bardzo blisko tej bariery 35 oczek, uznawanej za potrzebną do bezpiecznego miejsca na przyszły sezon w lidze. Zagrali mądrze, choć to nie oni mieli większe posiadanie piłki. Lechia z kolei wygląda blado w statystykach w zestawieniu z Radomiakiem w tym spotkaniu. Lechiści mieli szansę uciec ze strefy spadkowej, lecz nie skorzystali z niej i zwiększyli zatem prawdopodobieństwo powrotu do Betclic 1 Ligi. Czwarta porażka z rzędu – to nie są najlepsze rokowania dla gdańszczan na przyszłość.