W poszukiwaniu wszechstronności. Jagiellonia ciągle się rozwija

W grudniu Jagiellonia zaprzepaściła szansę na pierwszą ósemkę w Lidze Konferencji, dlatego fazę pucharową rozpoczynała już w miniony czwartek. Zawodnicy Adriana Siemieńca wywiązali się z roli faworyta wygrywając 3:1 na wyjeździe z TSC Backa Topola. Mistrzowie Polski nie zagrali oszałamiającego spotkania, można odnieść wrażenie, że ich potencjał jest wyższy, a w wielu meczach grali bardziej efektownie, natomiast bilans stworzonych i dopuszczonych sytuacji wskazuje, że zwycięstwo było w pełni zasłużone. Jagiellonia nauczyła się wygrywać na różne sposoby.

Jagiellonia zmierza w kierunku wszechstronności

W maju, gdy Jagiellonia podnosiła trofeum dla najlepszej drużyny w Polsce wspięła się na sam szczyt na poziomie krajowym. Adrian Siemieniec miał jednak świadomość, że utrzymanie się w tym punkcie nie będzie możliwe bez kolejnych kroków w rozwoju. Jaga wykorzystała słabszy okres całej czołówki – Legii, Lecha, Rakowa i Pogoni. Trener zdiagnozował, że aby nadal rywalizować na równi z tymi zespołami jednocześnie osiągając dobre wyniki w europejskich pucharach Jagiellonia musi się zmienić. Być jeszcze lepsza, a pod tym terminem kryje się większa wszechstronność i elastyczność.

REKLAMA

Mieliśmy okazję obserwować ten proces już jesienią. Widać było to przede wszystkim w Europie, gdzie białostoczanie bazowali przede wszystkim na defensywie. W poprzednim sezonie Jaga zdobywała tytuł grając widowiskowy i ofensywny futbol, ale zarazem tracili zbyt dużo bramek. Więcej od dziewięciu zespołów w Ekstraklasie, w tym Warty Poznań, która spadła z ligi. W fazie ligowej Ligi Konferencji z kolei żaden zespół nie mógł pochwalić się mniejszą liczbą straconych bramek. Jagiellonia bardzo szybko przeszła metamorfozę i nauczyła się bronić. Odbyło się to kosztem lekkiego zmniejszenia potencjału ofensywnego, ale zespół stał się bardziej zbalansowany i wyważony. Nauczył się wygrywać nie tylko w atrakcyjny sposób, z nastawieniem, że nieważne ile straci, bo i tak strzeli więcej od przeciwnika, ale także podchodząc do meczów w sposób bardziej pragmatyczny. Wyjazdowe spotkanie z TSC Backa Topola było tego kolejnym przykładem.

Bez ośmiu zawodników z mistrzowskiej jedenastki

Od zdobycia tytułu Jagiellonia Białystok zmieniła się nie tylko pod względem stylu gry, ale także personalnie. Z jedenastki, która rozegrała najwięcej minut w mistrzowskim sezonie w wyjściowym składzie na wczorajszy mecz z TSC wyszło tylko trzech zawodników – Mateusz Skrzypczak, Jesus Imaz i Afimico Pululu. Zlatana Alomerovicia, Bartłomieja Wdowika, Nene, Dominika Marczuka i Jose Naranjo nie ma już w klubie. Adrian Dieguez jest kontuzjowany. Taras Romanczuk dopiero co wyleczył uraz i nie był gotowy na grę od 1. minuty. Michal Sacek pauzował za nadmiar żółtych kartek. Nie minął rok, a to już jest inny zespół niż ten, który świętował mistrzostwo Polski.

Skład, który rozpoczął spotkanie w Serbii nie potrafi tak dobrze otwierać gry i wychodzić spod pressingu. Bez posiadającego znakomite przeszywające podanie Adriana Diegueza i Tarasa Romanczuka, łącznika pomiędzy formacją defensywną i ofensywną to, co zawsze było jednym z największych atutów Jagiellonii zaczęło sprawiać im problemy. Najgłębiej ustawionym pomocnikiem w rozegraniu był Jarosław Kubicki, który bardzo słabo wszedł w mecz i zanotował kilka niepotrzebnych strat w niebezpiecznych strefach. Obok niego często schodził Leon Flach, ale nowy nabytek rzadko otrzymywał podania. Kubicki zakończył mecz z 80%-ową celnością podań, a wskaźnik tej statystyki u Niemca wyniósł tylko 69%. Nie potrafili oni zapewnić Jagiellonii płynnej progresji piłki w wyższą strefę.

Nastawienie na dalekie podania

Mistrzowie Polski nie grali z uporem maniaka przez środek, a nastawili się na dalekie podania. Oczywiście już w poprzednim sezonie Jagiellonia bardzo często korzystała z tego narzędzia. Wciągając rywala do wysokiego pressingu potrafiła jednym zagraniem wykorzystać przestrzeń powstałą za linią obrony. Przeciwko TSC zespół Adriana Siemieńca właśnie w taki sposób próbował tworzyć okazje. Ofensywni zawodnicy bardzo często szukali wbiegnięć za plecy obrońców, co skutkowało dużą liczbą spalonych (7).

Jagiellonia miała przygotowane więcej wariantów na tworzenie okazji po dalekich podaniach niż jedynie zagranie za linię obrony. Gdy – przykładowo – dwóch graczy atakowało przestrzeń za plecami defensorów, to reszta była dobrze przygotowana na zebranie drugiej piłki i kontynuowanie ataku (w ten sposób strzelili gola na 2:1). Jeśli środkowy pomocnik wchodził do liniii ataku i robił ruch na wolne pole to po to, aby zabrać za sobą bocznego obrońcę przeciwnika, otworzyć możliwość dalekiego podania w boczny sektor i stworzyć skrzydłowemu więcej przestrzeni. Jaga sprawiała wrażenie zespołu, który był wzorowo przygotowany do nawet z pozoru tak prostego środka jak dalekie podania. Adrian Siemieniec przywiązuje wagę do detali, które mogą dać (i w tym przypadku dały) przewagę, która pomogła zespołowi odnieść zwycięstwo.

Jagiellonia staje się zespołem z coraz szerszą strefą komfortu

Mają coraz mniej czułych punktów, w które rywale mogą uderzyć. Spotkanie z serbskim zespołem było kolejnym, w którym Jagiellonia bardzo dobrze zneutralizowała ofensywę przeciwnika. Stracili bramkę, ale po znakomitym strzale zza pola karnego. Przez 90 minut pozwolili rywalom tylko na 5 strzałów o łącznej wartości 0,23 xG. Adrian Siemieniec rozwinął zespół znacznie poprawiając grę w defensywie, zwiększając umiejętność kontrolowania przebiegu meczu oraz poszerzając wachlarz możliwości całego zespołu. Jagiellonia nie musi być już perfekcyjna w sposobie gry, który wyróżniał ich w poprzednim sezonie, aby wygrywać zasłużenie. I to właśnie widzieliśmy w pierwszym meczu 1/16 finału Ligi Konferencji.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,769FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ