Zespół Budowlanych potrzebował nie dopuścić do jednego. Mianowicie z mistrzyniami Węgier nie mógł przede wszystkim przegrać do zera. Przy porażce z jednym setem na koncie mógł klub z Łodzi liczyć na korzystniejsze ratio małych punktów. Doprowadzenie do tie-breaku zamykało kwestię awansu z drugiego miejsca. Jednak należało wątpić, że podopieczne Macieja Biernata postarają się wyłącznie prześlizgnąć do kolejnej fazy Ligi Mistrzyń. Zwłaszcza że w pierwszym meczu przeciwko Vasas nie dały sobie odebrać żadnej partii. Dlatego pomimo tego, że grały na wyjeździe, to nadal ich zwycięstwo było najczęściej przewidywanym scenariuszem.
Od szoku do spokoju
Budowlani zaczęli słabo, gdyż od serii własnych błędów. Serw w siatkę w Małgorzaty Lisiak, złe przyjęcie serwisu przeciwniczki przez Justynę Łysiak oraz brak komunikacyjny po obronie ataku doprowadziły do powstania przewagi Vasasu (3:0). Zespół z Polski wyglądał bardzo niepewnie. Miał duży problem z rozegraniem swoich akcji. Z tego też względu jego uderzenia nie miały wystarczającej mocy do skutecznego punktowania. To zdecydowanie lepiej wychodziło mistrzyniom Węgier, którym dystans udało się jeszcze podwyższyć (9:5). Wydawało się, że set może być powoli spisywany na straty, zwłaszcza że różnica między obiema drużynami zdążyła się jeszcze powiększyć (15:10). Jednak właśnie w tym momencie Budowlanki doskoczyły do swoich rywalek dzięki chwili efektywności w ofensywie i na bloku (15:13). Niestety dobrego rytmu przyjezdnym nie udało się utrzymać. Same podarowały dwa punkty ataki w aut (18:13). Ogólnie kultura gry Budowlanych była nie najlepszej. Utrata pierwszego seta nie powinna zatem nikogo dziwić.
Goście musieli się szybko pozbierać, aby przejąć kontrolę nad spotkaniem. Spełnienie tego celu było nadal trudne. Ponownie lepiej partię otworzył Vasas, ale już nie oddalił się od razu na kilka oczek jak wcześniej (3:2). To udało mu się kilka chwil później (7:4), ale wraz ze wbiciem trzypunktowego prowadzenia zaczęły się także ich problemy. Gospodynie coraz częściej traciły efektywność w wyprowadzaniu ciosów. Do tego nie pomagały sobie zbytnio przyjęciem. Kłopoty drugiej strony skrupulatnie wykorzystywały zawodniczki Grotu. Od doprowadzenia do wyrównania (8:8) systematycznie przyspieszały i wykreowały w końcu swój pierwszy dystans w tym meczu (8:10), który powiększyły wraz z rozwojem seta (10:14) i utrzymały do wstępu końcowej fazy partii (15:19). Łódzki zespół nie miał jednak spokoju do końca seta. Wysoką skutecznością wykazywała się atakująca Vasasu Taylor Bannister. Przy jednoczesnym zawieszeniu się ofensywy Budowlanych w mgnieniu oka sytuacja znowu stała się stykowa (21:22). Na Szczęście dla gości ich przeciwniczki nie wykorzystywały możliwości doprowadzenia do remisu.
Awans klepnięty, lecz mecz niekoniecznie
Trzeci set rozegrał się tak, jak pragnąłby każdy kibic ekipy z Łodzi. Szybkie wyjście na prowadzenie (1:4) i niezachwiana kontrola podparta domieszką dominacji bez skrupułów. Vasas po utracie seta przestał kompletnie funkcjonować jako drużyna, która przecież dopiero co stawiała tak ciężkie warunki. Aczkolwiek przyczynę popsucia była w sumie dość łatwa do przewidzenia. Klub z Budapesztu wraz z przegraną partią stracił szansę na zepchnięcie Budowlanych z drugiego miejsca. Teoretycznie mógł liczyć na wyjście z trzeciego, ale musiałoby się wydarzyć wiele korzystnych dla niego wydarzeń. Przede wszystkim Vasas musiałby wygrać bez tie-breaka. A o tym nie mogło być mowy, ponieważ został kompletnie zdemolowany. Wielu mogło się zastanawiać, czy podobną dominację przyjdzie oglądać widzom w czwartej partii.
Doszło jednak do wspaniałego odrodzenia gospodyń. Znowu potrafiły uruchomić groźny atak, a i defensywą umiejętnie neutralizowały próby siatkarek z Łodzi. Okazała przewaga dosyć szybko stała się faktem, a Budowlane musiały znowu przestawić na tryb gonienia (7:3). Praktycznie podobnie jak w pierwszym secie przyjezdne straty odrobiły (11:11), aby zaraz po krótkiej chwili oglądać plecy oponentek z oddali (18:13). Brak dobrego wykończenia ataku był bardzo widoczny. Rozegranie również należało do elementów kulejących. Trochę trudno było sobie wytłumaczyć, dlaczego znowu doszło do takiego rozjazdu w dyspozycji. Ale co należy pochwalić to fakt, że zawodniczki Budowlanego podjęły próbę rehabilitacji i naprawy sytuacji (dobrze grały w defensywie i co ważne zaczęły lepiej wymierzać ciosy). Były bardzo blisko odwrócenia losów rywalizacji (23:22), ale ostatecznie rywalek nie wyprzedziły.
Trudy zakończone happy endem
Tie-break’owe siłowanie się nie miało widocznej lepszej strony. Obie drużyny wymieniały się regularnie przewagami. W środkowej części wykreował dwupunktową łódzki Grot (5:7). Nie nacieszył się nią jednak specjalnie (8:8). Należało postawić, że triumf zgarnie ta ekipa, która w końcówce nie pozwoli sobie na kosztowne błędy. Wydawało się, że nią nie będzie zespół Budowlanych. W tym spotkaniu jego słabość w wykończeniu akcji znowu wyłoniła swoje nie najpiękniejsze oblicze (13:10). Jednakże po raz kolejny zebrał się na gonitwę, za pomocą której znowu złapał kontakt (14:14). Wywiązała się bardzo długa gra na przewagi, przy której to Vasas miał piłki setowe częściej na ręce. Jednak żadnej ze swoich sytuacji na zamknięcie meczu nie wykorzystał.
Vasas Obuda Budapeszt — PGE Grot Budowlani Łódź 2:3 (25:21, 23:25, 15:25, 25:22, 18:20)