Pogoń przedłuża passę Jagiellonii bez wygranej!

Pogoń Szczecin przez długi czas tego sezonu była jedną z najgorszych drużyn na wyjeździe, lecz udało jej się przełamać w Gdańsku. Była przy tym również nie do zatrzymania na swoim stadionie, lecz tę serię, trwającą 7 meczów, przerwał Radomiak. W 17. kolejce PKO BP Ekstraklasy Portowcy podejmowali na własnym terenie obecnego mistrza Polski, Jagiellonię Białystok. Pogoń jest obecnie zespołem zupełnie nieprzewidywalnym i można po niej spodziewać się zupełnie wszystkiego. Jagiellonia z kolei od ponad 2 miesięcy nie przegrała ani razu, lecz spuściła już nieco z tonu, co było widać podczas meczu ze Śląskiem lub z Celje. Historia również nie przemawiała na korzyść białostoczan – ostatni raz komplet punktów z Pomorza Zachodniego wywieźli 3 marca 2020 roku.

Efthymios Koulouris – gole na zlecenie, bez zlecenia zresztą też

Lepiej w to spotkanie weszli podopieczni Adriana Siemieńca, choć w tej fazie spotkania szczecinianie również mieli swoje zrywy. Niemniej jednak Jaga tych akcji miała więcej i zupełnie zdominowała posiadanie piłki. Efekt po pierwszych 10 minutach? Wywalczone jedynie 2 rzuty rożne. Konkretniejsza była Pogoń, która jako pierwsza oddała celny strzał. W 9. minucie uderzył Efthymios Koulouris, jednak dla Sławomira Abramowicza to była bułka z masłem. Portowcy potem złapali wiatru w żagle i to oni przycisnęli Jagę do ściany. Efekty przyszły prędko – w 14. minucie zrobiło się zamieszanie w polu karnym podlaskiej ekipy. Odnalazł się tam Koulouris, który podanie Wahana Biczachczjana, poprzedzone przez precyzyjną wrzutkę Rafała Kurzawy zamienił na gola otwierającego wynik. Grecki snajper to prawdziwa zmora bramkarzy – to jego 11. trafienie w tym sezonie Ekstraklasy.

REKLAMA

Jaga nie do końca wiedziała, jak dobrze odpowiedzieć i zareagować na straconego gola. Jej próby albo były kompletnie niezdarne, albo skutecznie w destrukcji radziła sobie Pogoń. W 21. minucie Kristoffer Normann Hansen próbował dostarczyć piłkę czekającym na nią kolegom, ale adresatem podania Norwega była chyba maskotka Pogoni – tak niecelna była ta wrzutka. Sytuacja boiskowa uległa stabilizacji – brakowało porywających akcji, choć białostoczanie coraz częściej dochodzili do głosu. Nie wynikało z tego zbyt wiele, bowiem Jagiellonii zdecydowanie brakowało dokładności i precyzji. Był to pojedynek dwóch, równorzędnych zespołów, z których jednak tylko jeden wykorzystał swoją okazję. Niewiele brakowało, by i ten drugi umieścił coś w siatce. W 42. kąśliwy strzał oddał Jesús Imaz, ale Valentin Cojocaru nie dał się zaskoczyć. I jeśli chodzi o pierwszą połowę, to by było na tyle. Jagiellonia wrzuciła wyższy bieg po straconym golu, lecz nie mogła uczynić z tego pożytku.

I zaczynamy od nowa

Podopieczni Roberta Kolendowicz po chwili oddechu w trakcie przerwy ruszyli do ataku i zmusili przyjezdnych z Podlasia do obrony. Pod polem karnym Jagiellonii zrobiło się niebezpiecznie w 51. minucie. Najpierw Léo Borges zatańczył z obrońcami, podał do Biczachczjana. Ormianin został zablokowany, lecz on i koledzy reklamowali dotknięcie piłki ręką, czego nie wysłuchał Szymon Marciniak. Chwilę później szczęścia spróbował Linus Wahlqvist, lecz Abramowicz powstrzymał Szweda, popisując się imponującą interwencją. Pogoń lepiej weszła w drugą połowę, a kto strzelił w niej gola pierwszy? Zgadza się, Jagiellonia. W 54. minucie Hansen dośrodkował piłkę w pole karne, gdzie czaił się na nią Imaz. Hiszpan uderzył w kierunku dalszego narożnika i po rykoszecie piłka wpadła do bramki.

Na boisku stadionu przy Twardowskiego ponownie był remis, to i obydwa zespoły musiały się na siebie otworzyć. Podział punktów tu nie był nikomu na rękę. Zrobiło się całkiem ciekawie, raz atakowali jedni, raz drudzy. W 62. minucie Imaz mógł po raz drugi wpisać się na listę strzelców. Mógł, gdyby nie uderzył prosto w bramkarza. Chwilę po niej kolejna groźna akcja Jagi. Afimico Pululu strzelił, ale Cojocaru nie miał kłopotów ze sparowaniem piłki. Na dobitkę czyhał Hansen, ale od razu sędzia powstrzymał jakąkolwiek radość ze zdobytej bramki – Norweg, jak to się mówiło podczas podwórkowych meczów, grał „na sępa”.

Zacięty spektakl, sprawiedliwy remis

Ostatnie 20 minut było kluczowe dla rozstrzygnięcia tego starcia. Żadna z drużyn wyraźnie nie dominowała przez cały czas. Były chwile, kiedy to Jaga nacierała, by potem bronić się przed atakami Portowców. Statystyki również wskazywały na to, że nie ma jednej strony, która na 3 punkty bardziej by sobie zapracowała. Ta część meczu była zacięta, lecz niezbyt pociągająca. W 76. minucie Pululu próbował zmienić wynik, ale takimi strzałami, jak ten Angolczyka nie da się tego zrobić. Następny atak w drugą stronę – nieco lepiej przymierzył Koulouris, lecz i tak z podobnym skutkiem. Groźniejszą akcję szczecinianie mieli w 80. minucie. Z niewielkiej odległości piłkę bił Biczachczjan i tylko przytomność Abramowicza uchroniła Jagę przed stratą gola. Ta sztuka nie udała się jednak Cojocaru. Ledwie 3 minuty po wejściu na murawę Lamine Diaby-Fadiga wyszedł na czystą pozycję. Francuz trafił, co mogło dać Jadze zwycięstwo. Ale nie dało – po dłuższej weryfikacji przez VAR gol, ku uciesze miejscowych kibiców, został anulowany.

Remis w tym przypadku nie krzywdzi żadnej ze stron. Obydwa zespoły zagrały na równym poziomie, nikt wyraźnie nie dominował przez większość czasu. Liczba strzałów po obu stronach była identyczna, lecz częściej do interwencji zmuszany był Cojocaru. Jaga lepiej wypadła pod kątem posiadania piłki. Jednakże patrząc na przebieg spotkania, to Pogoń wcale nie zagrała gorzej od Jagi. Przez ten remis Pogoń spadła na 7. miejsce, po zwycięstwie Górnika Zabrze. Jagiellonia zaś pozostała na 3. miejscu w tabeli.

Pogoń Szczecin – Jagiellonia Białystok 1:1 (Koulouris 14′ – Imaz 54′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,783FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ