Wszystko na opak, czyli w co gra Michał Probierz?

-Dla nas priorytetem jest zdobywanie punktów, a nie piękna gra. Jeśli chodzi o styl, to kupię sobie „Twój Styl” i będę miał styl. – mówił Michał Probierz w 2017 roku pracując jeszcze w Cracovii. Obecny selekcjoner reprezentacji nigdy nie gryzł się w język, a jego wypowiedzi do dzisiaj często są przywoływane. Ta powyższa o stylu być może nie jest najbardziej popularna, jednak wiele mówi o trenerze, jakim jest Probierz. Jego zespoły – nawet będąc w czołówce Ekstraklasy – nigdy nie grały porywającego futbolu. Dla obecnego 52-latka zawsze w pierwszej kolejności liczył się wynik. I tego samego mogliśmy się spodziewać dokładnie rok temu, gdy zostawał on selekcjonerem seniorskiej reprezentacji Polski. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie.

Michał Probierz jako trener wynikowiec

Od kilku lat reprezentacja Polski funkcjonowała według pewnego schematu. Po polskim trenerze, który grał zbyt defensywnie i nie potrafił wykrzesać potencjału z ofensywnych piłkarzy przychodził obcokrajowiec. Tak było po zwolnieniu Jerzego Brzęczka, kiedy w jego miejsce przychodził Paulo Sousa oraz gdy Czesława Michniewicza zastępował Fernando Santos. Z kolei, jeśli zagraniczny selekcjoner się nie sprawdzał, stawiano na Polaka. Trenera, który jest obeznany z tutejszym futbolem i będzie w stanie szybko osiągnąć wynik. Tak zatrudniony został Michniewicz, gdy Sousa zdecydował się na porzucenie naszej reprezentacji przed barażami o awans na mistrzostwa świata w Katarze oraz Michał Probierz, kiedy musiał ratować eliminacje do mistrzostw Europy dwa lata później po nieudanej kadencji Santosa.

REKLAMA

Głównym zadaniem Probierza było jak najszybsze poprawienie atmosfery wokół kadry oraz wyników. Obecny selekcjoner miał cztery mecze eliminacji, jednak zawsze pozostawała furtka w postaci barażów, które dzięki dobrym wynikom w Lidze Narodów mieliśmy praktycznie zapewnione. Probierz miał więc prawie pół roku na przygotowanie drużyny do play-offów w razie, gdyby nie udało mu się zapewnić awansu w grupie eliminacyjnej. Nie był to aż tak skrajny przypadek jak Michniewicza, jednak również został on zatrudniony, aby w pierwszej kolejności osiągnąć wynik. Budowanie kadry na przyszłość zostało zepchnięte na dalszy plan. Liczył się jedynie awans na Euro, gdyż jego brak dla naszej reprezentacji byłby katastrofą finansową oraz wizerunkową.

Michał Probierz racjonalnym wyborem

Wybór Probierza jako „selekcjonera-strażaka” wydawał się być całkiem logiczny. Jego zespoły nigdy nie słynęły z atrakcyjnego futbolu opartego na posiadaniu piłki i cierpliwym budowaniu akcji krótkimi podaniami. Wręcz przeciwnie. Cracovię – a więc ostatnią drużynę, którą trenował na poziomie Ekstraklasy – pod jego wodzą kibice prześmiewczo nazywali „dośrodkowią”, a Peter Hyballa, który mierzył się z nią w europejskich pucharach prowadząc DAC Dunejską Stredę mówił o „zespole koszykarzy” ze względu na przewagę fizyczną, jaką miał polski zespół. To dużo mówiło o podejściu, jakie miał obecny selekcjoner reprezentacji Polski. Bardziej niż na zawodników technicznych stawiał na warunki fizyczne i prostą, bezpośrednią grę.

Zresztą Michał Probierz nigdy nie był też typem trenera, który w jednym klubie buduje długoletni projekt. W ciągu 15 lat zanim objął posadę selekcjonera młodzieżowej reprezentacji Polski prowadził aż 9 klubów (w tym dwukrotnie Jagiellonię). Najdłużej – ponad cztery lata – pracował w Cracovii, jednak końcówka kadencji, kiedy wszyscy zaczęli mieć już siebie dosyć, pokazała, że nie jest on trenerem-długodystansowcem. Na korzyść Probierza działał też fakt, że miał doświadczenie selekcjonerskie. Będąc trenerem kadry U-21 doświadczył różnicy pomiędzy prowadzeniem klubu, a reprezentacji.

Co do wyboru Probierza na baraże nie można było mieć większych zastrzeżeń. Wątpliwości pojawiały się jednak, czy jest to selekcjoner, który będzie w stanie rozwinąć i odmłodzić tę reprezentację w dłuższej perspektywie. Czy nie będzie on – tak jak poprzedni polscy selekcjonerzy – hamował potencjału ofensywnego naszej kadry. Pierwszym takim sygnałem mógł być finał barażów z Walią. W Cardiff awans zapewniliśmy sobie po bezbramkowym remisie dzięki wygranej serii rzutów karnych. Oczywiście wówczas liczył się tylko i wyłącznie wynik, jednak awans ten wywalczyliśmy w nienajlepszym stylu, przy odrobinie szczęścia, nie oddając przez 120 minut żadnego celnego strzału.

Po pierwsze ofensywa

Niemniej jednak, w zasadzie był to jednorazowy przypadek, kiedy Michał Probierz postawił na wynik kosztem stylu gry. Po zapewnieniu awansu na Euro przeszedł na grę bardziej proaktywną, mieszcząc w podstawowym składzie większą liczbę piłkarzy technicznych. Tak podeszliśmy do sparingów z Ukrainą i Turcją przed wyjazdem do Niemiec oraz samego turnieju. Wyjątkiem był tutaj mecz z Austrią, kiedy selekcjoner postawił na bardziej fizyczny zespół i grę na wynik. Mimo to, nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Po spotkaniu można było zacząć się zastanawiać czy Probierz rzeczywiście chce reprezentacji grającej atrakcyjnie, skoro w najważniejszym meczu schodzi z wcześniej obranej drogi.

Niemniej jednak, dwa następne zgrupowania pokazały, że Probierz w pierwszej kolejności chce, aby reprezentacja grała ofensywnie. We wrześniu pokazał to ustawiając na „szóstce” Piotra Zielińskiego, a obok niego w pomocy Sebastiana Szymańskiego i Kacpra Urbańskiego. Dodając do tego Przemysława Frankowskiego i Nicolę Zalewskiego, którym bliżej do skrzydłowych niż bocznych obrońców, na papierze ustawienie to było skrajnie ofensywnym. W podstawowej jedenastce w polu mieliśmy tylko trzech piłkarzy, którzy najpierw myślą o tym, żeby bramki nie stracić. Podczas minionego zgrupowania Probierz odszedł od koncepcji ustawiania Zielińskiego na „szóstce”. Jednak zarówno Maxi Oyedele, jak i Jakub Moder to piłkarze dobrzy technicznie, którzy potrafią rozegrać piłkę.

Co z defensywą?

Oczywiście kibicom i dziennikarzom może podobać się takie podejście selekcjonera. Niemniej jednak, zarówno we wrześniu przeciwko Szkocji i Chorwacji, jak i teraz w starciu z Portugalią nie oznaczało to ofensywnego nastawienia. We wszystkich tych meczach nie portafiliśmy przejąć kontroli nad meczem poprzez posiadanie piłki. To rywale zmuszali nas do biegania za futbolówką, a wówczas eksponowane były braki naszej reprezentacji w grze defensywnej. W sobotę przeciwko Portugalii pozwalaliśmy rywalom średnio na wymienienie 19,5 podania zanim podjęliśmy próbę odbioru, co jest najwyższym wynikiem za kadencji Probierza. We wszystkich tych spotkaniach w niskim pressingu graliśmy zbyt pasywnie, dając przeciwnikowi zbyt dużo czasu i swobody na przyjęcie piłki i podjęcie decyzji.

Dopiero wczorajszy mecz z Chorwacją był zmianą w tym elemencie gry. Od początku Polacy wyszli wysokim pressingiem, środkowi obrońcy grali agresywnie w kontakcie z napastnikami Chorwatów, często opuszczając swoją strefę. Co prawda, straciliśmy aż trzy bramki, jednak tylko jedna z nich była tego efektem. Pozostałe dwie Chorwaci strzelili po stałym fragmencie gry oraz indywidualnym błędzie Pawła Dawidowicza w wyprowadzaniu piłki. Mimo, że Chorwaci strzelili tyle samo goli, co trzy dni wcześniej Portugalczycy, to według modelu xG (goli oczekiwanych) – w serwisie Fotmob – „powinni” zdobyć ponad dwa razy mniej (Portugalia – 3,01; Chorwacja – 1,27).

REKLAMA

Michał Probierz wszystkich zaskoczył

Wczorajsze spotkanie z Chorwacją było chyba pierwszym od finału baraży z Walią, w którym reprezentacja Polski długimi fragmentami funkcjonowała dobrze w grze bez piłki. Oczywiście, jest jeszcze sporo do poprawy, o czym świadczą trzy stracone gole. Niemniej jednak, zarówno pierwsza, jak i druga strzelona bramka wynikały z dobrze założonego pressingu na połowie rywala. Tym meczem Michał Probierz dostał odpowiedź, że w meczach z siliniejszymi przeciwnikami reprezentacja Polski nie może ustawić się na własnej połowie i czekać na to, co zrobi rywal, a starać się odebrać piłkę wysoko. Potrzeba odwagi nie tylko wtedy, gdy jesteśmy w posiadniu futbolówki, ale też kiedy jej nie mamy.

Poprawa gry bez piłki powinna być właśnie głównym celem selekcjonera przed startem eliminacji do mistrzostw świata. W czterech meczach Ligi Narodów straciliśmy aż dziewięć goli. W dywizji A na większa liczbę wszystkich strzałów oraz tych w światło bramki pozwoliły jedynie trzy zespoły. Michał Probierz pracując w Ekstraklasie przyzwyczaił nas do tego, że w pierwszej kolejności stawiał na organizację gry w defensywie. W reprezentacji jest zupełnie inaczej. Chcąc zadowolić opinię publiczną poszedł w stronę bardziej ofensywnego futbolu. Z pewnością większość kibiców i dziennikarzy zupełnie inaczej wyobrażała sobie miniony rok w wykonaniu reprezentacji Polski. Jednak Probierz po raz kolejny wszystkich zaskoczył.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,711FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ