Za nami 6. kolejka Premier League, w której doszło do zmiany lidera. Po tym weekendzie analizujemy Manchester City bez Rodriego i De Bruyne, kolejny etap ewolucji Arsenalu, trudny początek Wolves, znaczenie Delapa dla Ipswich oraz ten sam cykl błędów Manchesteru United. Zapraszamy do lektury.
Przy kontuzji Rodriego kluczowy będzie Kevin De Bruyne
Po meczu z Arsenalem (2:2) w poprzedniej kolejce okazało się kontuzja Rodriego jest bardzo poważna i Hiszpan wypada do końca sezonu. Oczywiście od razu ruszyły analizy, w jaki sposób Guardiola poradzi sobie z tym problemem (na naszej stronie również pojawił się tekst na ten temat). Po meczu z Newcastle, zakończonym remisem (1:1) oraz fragmencie starcia z Arsenalem, gdy Rodriego nie było już na boisku stawiamy tezę, że pod nieobecność Hiszpana bardzo ważny będzie Kevin De Bruyne. Gdy w poprzednim sezonie The Citizens przegrali cztery mecze podczas absencji 28-latka, Belg również nie brał udziału w tych meczach. Gdy natomiast na początku tego sezonu Obywatele wygrywali pod nieobecność mózgu środka pola, KDB był już na boisku.
Liczby to jedno, ale przejdźmy do wniosków, które możemy wyciągnąć obserwując grę mistrzów Anglii bez tej dwójki. Manchester City miał problemy z pressingiem Newcastle, ale bardziej w oczy rzucał się brak pomysłów zespołu przeciwko głęboko ustawionemu przeciwnikowi – zarówno w ten weekend, jak i przed tygodniem przeciwko grającemu w dziesiątkę Arsenalowi. Oba zespoły zamknęły środek, zacieśniły miejsce między liniami i zostawiły przestrzeń na skrzydłach oraz przed całym blokiem obronnym. Przy braku Rodriego, który potrafi dokładnie rozrzucać dalekie podania przy tak broniącym przeciwniku kluczowy powinien być De Bruyne, coraz częściej schodzący w takie miejsca na boisku, aby mieć więcej miejsca na dostrzeżenie i wymierzenie idealnego podania.
Mikel Arteta rozpoczął kolejny etap ewolucji Arsenalu
Zwycięstwo Arsenalu z Leicester (4:2) było podlane masą emocji, bo Kanonierzy dwa gole strzelili w doliczonym czasie gry, ale to był mecz, który powinni wygrać komfortowo kilkoma golami. Znakomicie prezentowała się ofensywa The Gunners, która grała w inny sposób niż zdążyła nas do tego przyzwyczaić. Pomiędzy piłkarzami zachodziła bardzo duża wymienność pozycji, nikt nie miał przypisanej na stałe roli oraz strefy, w której ma się poruszać w fazie posiadania piłki. Podobne założenia zobaczyliśmy także w wyjazdowym meczu z Atalantą w Lidze Mistrzów, ale wówczas nie zdało to egzaminu. W starciu z Leicester zobaczyliśmy jednak jak duży potencjał ma taki wariant gry.
Kanonierzy z Leicester oddali 36 strzałów, z czego 16 celnych, mieli 10 „dużych okazji”, a wskaźnik goli oczekiwanych (xG) według różnych modeli wynosił około 5. Bukayo Saka, który w poprzednich meczach cierpiał na braku Odegaarda zagrał fenomenalny mecz kreując 8 szans i notując 8 udanych dryblingów. Współpraca na lewym skrzydle pomiędzy Martinellim, Ricem i Calafiorim wyglądała obiecująco. Oczywiście, Arsenal grał z beniaminkiem, więc w większości meczów stwarzanie sytuacji nie przyjdzie im tak łatwo. Niemniej jednak, zwracamy uwagę na zmianę podejścia do gry w ofensywie przez Mikela Artetę, który dał piłkarzom dużą swobodę, nawet większą niż ta, która charakteryzowała ich w sezonie 2022/23. W połączeniu z żelazną defensywą z poprzednich rozgrywek to może być kluczowa zmiana w walce o tytuł.
Wolves nie gra źle, ale zatraciło atuty z poprzedniego sezonu
Po sześciu kolejkach ostatnie miejsce w tabeli Premier League zajmuje Wolverhampton. 1 zdobyty punkt to w dużym stopniu efekt bardzo trudnego terminarza na start, ponieważ mierzyli się już z Arsenalem, Liverpoolem (w tej kolejce), Aston Villą, Chelsea czy Newcastle. Gary O’Neil może narzekać także, że w kilku z tych spotkań mieli szansę, aby urwać punkty faworytowi, ale finalnie się nie udało. Niemniej jednak, Wilki na początku sezonu przechodzą drobną transformację, która też ma wpływ na ich występy i wyniki.
W letnim okienku transferowym Wolverhampton było zaliczane do nielicznego grona zespołów, które się osłabiły. Z klubu odszedł – chyba możemy tak napisać – najważniejszy piłkarz ofensywy (Pedro Neto) i defensywy (Max Kilman). Gary O’Neil dysponując wąską kadrą zmienił ustawienie zespołu na czwórkę obrońców, a grę w systemie z trójką stoperów i wahadłowymi mieli już dobrze wytrenowaną. Gra z przodu opierała się natomiast na szybkich atakach i dobrej współpracy pomiędzy Matheusem Cunhą, Pedro Neto oraz Hwangiem. Portugalczyka nie ma już w klubie, Koreańczyk nie jest w formie i zaczyna mecze na ławce rezerwowych, a Cunha w ostatnich meczach próbowany jest przez trenera bliżej skrzydła, co Brazylijczykowi – jako piłkarzowi potrzebującemu swobody na boisku – nie do końca służy. Gary O’Neil potrzebuje czasu, aby dopasować do siebie wszystkie elementy, ale Wolves traci już cenne punkty.
Liam Delap jest mocnym argumentem Ipswich na utrzymanie w Premier League
Jedna z teorii mówi, że kluczem do utrzymania jest posiadanie dobrego bramkarza oraz skutecznego napastnika, który na przestrzeni całego sezonu dołoży dwucyfrową liczbę goli. Ipswich zrealizowało połowę tego planu dzięki sprowadzeniu Liama Delapa z Manchesteru City. O ile 21-latka nie będą nękały problemy zdrowotne to beniaminek dopisze sobie kilka(naście) dodatkowych punktów dzięki napastnikowi. W tej kolejce Delap uratował punkt w starciu z Aston Villą strzelając dublet – najpierw dając drużynie prowadzenie, a potem, w końcówce spotkania, wyrównując na 2:2. Dla 21-latka były to trafienia nr 2 i 3 w tym sezonie Premier League.
Jeśli napastnik potrafi regularnie strzelać dla beniaminka ligi, to musi być w stanie tworzyć sobie sytuacje samemu, a nie tylko czekać na serwis od kolegów. Liam Delap imponuje w pojedynkach fizycznych z obrońcami. Ma dobrą technikę, dzięki czemu potrafi utrzymać piłkę. Jest szybki, co wykorzystuje zdobywając teren prowadzeniem piłki, przenosząc grę bliżej bramki rywala. Oczywiście, jesteśmy jeszcze na bardzo wczesnym etapie sezonu, ale przewidujemy, że Delap będzie kluczowy w walce Ipswich o utrzymanie. A jeśli to się nie uda – przy takiej grze jak dotychczas – i tak może wygrać bilet na pozostanie w Premier League.
Manchester United ciągle powtarza te same błędy
Nie tylko Arsenal w tej kolejce zanotował statystyki ofensywne, po których można łapać się za głowę. Tottenham wygrał na Old Trafford 3:0, a mógł jeszcze wyżej, ponieważ współczynnik goli oczekiwanych (xG) wynosił ponad 4. To oczywiście w dużym stopniu zasługa kontrowersyjnej czerwonej kartki Bruno Fernandesa w 42. minucie, po której Manchester United zmuszony gonić wynik wcale się nie wycofał. Niemniej jednak, nawet występ przy równym stanie liczebnym był dla zespołu Erika ten Haga bliski kompromitującego, a błędy, które się powtarzały – dziwnie znajome.
Czerwone Diabły po raz kolejny zostawiały bardzo dużo miejsca między formacją defensywy, a pomocy, przez co piłkarze Tottenhamu otrzymujący podania w tą strefę mogli napędzić atak i uruchomić skrzydłowych w taki sposób, aby ci mogli dograć w pole karne. U Ange’a Postecoglou najczęściej między liniami poruszają się „10-tki” oraz boczni obrońcy. W tym meczu najbardziej brylował Dejan Kulusevski, który nie tylko strzelił bramkę, ale przede wszystkim zanotował aż 9 kluczowych podań. To był także kolejny mecz, w którym zespół Erika ten Haga miał problemy z wyjściem spod wysokiego pressingu rywala. Manchester United ciągle powiela te same błędy – zarówno w posiadaniu piłki, jak i bez niej.
Manchester United 0:3 Tottenham
Co jeszcze wydarzyło się w 6. kolejce Premier League?
- Indywidualnym bohaterem 6. kolejki Premier League bez wątpienia jest Cole Palmer. Chelsea wygrała z Brighton 4:2, a on strzelił wszystkie gole dla zespołu.
- Brentford po raz trzeci z rzędu strzeliło gola w 1. minucie meczu, ale problemem jest, że potem już trafić do siatki nie potrafią i z meczu z West Hamem wyciągnęli tylko punkt (1:1).
- Everton odniósł pierwsze zwycięstwo w tym sezonie wygrywając z Crystal Palace (2:1), a dwa gole strzelił Dwight McNeil, który notuje bardzo dobre występy na „10-tce”. Orły natomiast jeszcze nie wygrały w tym sezonie Premier League.
- Nottingham poniosło pierwszą porażkę w tym sezonie (0:1 z Fulham u siebie). Dla zespołu Marco Silvy był to natomiast piąty kolejny mecz bez przegranej i niepostrzeżenie awansowali na 6. miejsce w tabeli.
- Bez zwycięstwa ciągle pozostaje Southampton. Zespół Russela Martina w tej kolejce poniósł porażkę na Vitality Stadium przeciwko Bournemouth (1:3).
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej